"Carte Blanche" to doskonały przykład odrodzonego niedawno nad Wisłą kina środka. Przed kilkoma laty rodzimi producenci oferowali nam jedynie dwa rodzaje rozrywki: komedie romantyczne oraz filmy przez duże F - historyczne opowieści mające za zadanie rozliczyć się z ważnymi wydarzeniami z ostaniach dekad i tchnąć w nas patriotycznego ducha. W chwili, gdy widzowie zbuntowali się i przestali chodzić na wspomniane produkcje lżejszego kalibru, filmowcy zaczęli wypełniać dotychczasową lukę. Jak zawsze, czasem z lepszym efektem („Chce się żyć”), czasem z gorszym („Bilet na Księżyc”), niemniej i tak był to zdecydowany krok naprzód. Teraz jednak, kiedy nikt już nie ma wątpliwości, że warto chodzić na polskie filmy, można być nieco bardziej wybrednym i powiedzieć: Dobrze, że "Carte Blanche" powstało, ale szkoda, że nie jest lepsze. Prawdziwa historia, która stała się źródłem inspiracji dla scenarzysty (i reżysera w jednym), Jacka Lusińskiego, to właściwie gotowy scenariusz filmu. Oto bowiem oglądamy losy nauczyciela z Lublina, który w pewnym momencie zaczyna tracić wzrok. Nie chcąc się przyznać do tego przed znajomymi i obawiając się utraty pracy, postanawia ukrywać swoją przypadłość i kontynuować swoje życie tak, jak gdyby nic się nie stało. Ciekawa historia, ale dlaczego piszę, że filmowa? Bo przez kilka miesięcy (a w rzeczywistości przez lata) nikomu głównego bohatera nie udaje się zdemaskować. [video-browser playlist="652061" suggest=""] Scenariusz filmowy względem prawdziwej historii dodatkowo podkoloryzowano, w tym – niestety - dodano kilka typowo melodramatycznych wątków. Obok podglądania zmagań nauczyciela ze szkolnymi korytarzami i badaniami okresowymi przyjdzie nam także obserwować jego życie uczuciowe: związek z koleżanką z pracy, próbę pomocy ulubionej uczennicy, trudne relacje z matką i męską przyjaźń z mającym kłopoty małżeńskie kumplem. O ile te dwa ostatnie wątki wypadają przyzwoicie (Arkadiusz Jakubik jako przyjaciel w swojej małej roli jest wręcz rewelacyjny), o tyle dwa pierwsze stanowią najsłabsze punkty całej produkcji. Zbudowany obraz szkoły wydaje się zbyt kolorowy, przez co zupełnie nierealistyczny, a historia miłosna nie jest wystarczająco rozwinięta i ostatecznie tonie w gąszczu w innych pomysłów reżysera. Andrzej Chyra przyzwyczaił nas do świetnych kreacji i jako Kacper, filmowy odpowiednik Macieja Białka, po raz kolejny porywa widzów. Swojego bohatera wbrew temu, co można sobie pomyśleć, nie kreuje jednak efektownie. Używa raczej minimalistycznych środków, pokazując swoją chorobę drobnymi znakami. Szkoda, że podobnie efektywnie nie wypadają na przykład zdjęcia i montaż, często traktujące nas kolejnymi banalnymi metaforami wizualnymi. Czytaj również: Chiwetel Ejiofor negocjuje rolę w „Doctor Strange” Marvela W "Carte Blanche" smuci przede wszystkim niewykorzystany potencjał historii. Mocna fabuła doczekała się jedynie telewizyjnej realizacji.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj