Urugwajskie horrory są nie tylko na naszym, ale i na światowym rynku rzadkością. Mało która produkcja z co bardziej egzotycznych krajów trafia do szerszej dystrybucji. "Casa Muda" stanowi pod tym względem wyjątek, choć nie powinno to dziwić, biorąc pod uwagę rozgłos, jaki uzyskał ten na poły amatorski obraz. Na festiwalu w Cannes został przyjęty dość ciepło, a i zdarzyło mu się kandydować nawet do Oscara w kategorii Najlepszy film nieanglojęzyczny. Jakby tego było mało, w 2011 roku Amerykanie zdecydowali się nakręcić swoją własną wersję urugwajskiego przeboju tytułując ją "Silent House". Uwzględniając powyższe, popularność filmu staje się jak najbardziej zrozumiała.


©2012 CDProjekt.

"Casa Muda" idealnie wpisuje się w konwencję tanich, kręconych cyfrówką straszaków pokroju chociażby "Paranormal Activity", tudzież "Blair Witch Project", w których rozedrgana kamera to podstawa. Od tego typu obrazów odróżnia go jedynie standardowa forma, która nie ma nic wspólnego z found footage, paradokumentem czy co tam jeszcze w ostatnim czasie jest na fali. Zamiast tego, czym chlubią się twórcy, nakręcony został na jednym ujęciu, profesjonalnie zwanym mastershot. Oczywiście jest to tylko chwyt marketingowy i co bardziej wprawne oko wyłapie momenty, w których dokonano montażu, niemniej jednak ów sposób śledzenia historii może się podobać.

Ta natomiast do skomplikowanych nie należy. Młoda Laura wraz z ojcem przyjeżdża do niewielkiej, odciętej od cywilizacji miejscowości, by tam zająć się odnową popadającej w ruinę posiadłości, którą właściciel zamierza wystawić na sprzedaż. Gdy tylko zostają sami, z pomieszczenia na piętrze zaczynają dobiegać niepokojące dźwięki, świadczące o czyjejś obecności. Koszmar rozpoczyna się z chwilą, w której postanawiają poznać ich przyczynę...

Prosta fabuła nie stanowiłaby najmniejszego problemu, gdyby sam film był interesujący, trzymał w napięciu i potrafił od czasu do czasu zjeżyć nam włos na głowie (lub w przypadku łysiny, w jakimś innym miejscu). Niestety napięcie pojawia się sporadycznie i choć film nie jest tak piekielnie nudny jak wspomniane "Paranormal Activity" to i tak nawet przez chwilę nie wznosi się ponad poziom przeciętności.


©2012 CDProjekt.

Przez lwią część czasu oglądamy Laurę, która kręci się po domu bez większego celu i świeci tą swoją lampą po wszystkich zakamarkach. Czasem w tle przebłyśnie jakaś postać i to w sumie tyle. Dobrze chociaż, że film prawie całkowicie pozbawiony jest muzyki, która gdy już się pojawia jest bardzo subtelną fortepianową nutą. W pewnym stopniu pomaga to budować klimat, dzięki czemu seans nie jest aż tak męczący.

Największą bolączką "Casa Muda" jest jednak zakończenie, które nie dość, że wykorzystuje motyw przewijający się w ostatnich latach w dziesiątkach produkcji, to na dodatek całkowicie przeczy wszelkim wcześniejszym wydarzeniom. Nie chciałbym zdradzić zbyt wiele, więc napiszę tylko, iż przy kamerze, która sprawia wrażenie jedynie biernego obserwatora rejestrującego rzeczywistość taką jaka jest końcowy twist zwyczajnie nie ma sensu. Może gdyby podejść do zdjęć i montażu w bardziej tradycyjny sposób, wówczas by to nie raziło, a tak otrzymujemy bzdurę totalną, która zamiast choć odrobinę podnieść wartość filmu, wbija mu jeszcze gwóźdź do trumny.

Nie mam ochoty rozwodzić się nad tym wątpliwej jakości dziełem, bo zwyczajnie nie ma nad czym. Aktorsko jest przeciętnie, bo praktycznie całość na swoich barkach dźwiga Florencia Colucci, której próby nadania swojej postaci charakteru spełzają na niczym. Można jednak na to przymknąć oko z uwagi na niewielki budżet i ekipę składającą się w większości z amatorów. "Casa Muda" potrafi co prawda chwilami podnieść ciśnienie, pozytywnie zaskakując jakąś sceną, ale są to sporadyczne przypadki, stanowiące miłe odstępstwo od smętnego biegania po pomieszczeniach. A szkoda, bo samo domostwo jest naprawdę klimatyczne i z potencjałem, który wystarczyło po prostu odpowiednio wykorzystać.


©2012 CDProjekt.

Na koniec słów kilka o wydaniu, które jest już charakterystyczne dla cyklu "Rebel Rebel". Otrzymujemy więc ilustrowanego digibooka z plastikową tacką, na której umieszczono płytkę. Film jest w oryginalnej hiszpańskiej wersji językowej z polskimi napisami. Wśród dodatków znalazła się dodatkowa scena końcowa, która trwa przeszło 5 minut i może rzucić odrobinę światła na samą historię oraz zaproszenie na film w wykonaniu Karoliny Korwin Piotrowskiej, o którym chciałbym jak najszybciej zapomnieć. Nie bardzo rozumiem, jaki przyświecał cel wydawnictwu CDProjekt, kiedy zdecydowało się umieścić na płycie tę nic nie wnoszącą popierdółkę, która w dodatku automatycznie wyświetla się przed filmem. Pani Karolina nie ma nic mądrego do powiedzenia, a i wątpię czy w ogóle widziała film, na seans którego tak gorąco zaprasza. Banały o tym, jaka to "Casa Muda" jest straszna i jak będziemy się po niej bali iść ciemną nocą do WC to każdy głupi prawić potrafi. Zrozumiałbym wypowiedź osoby bezpośrednio związanej z daną produkcją, która odpowiednio nastawiłaby nas do filmu i wprowadziła w jego klimat, ale tego miałkiego bełkotu nie jestem już w stanie zrozumieć. Mam nadzieję, że dystrybutor szybko z tego rozwiązania zrezygnuje, gdyż woła ono o pomstę do nieba.

"Casa Muda" rozczarowuje, a fenomen tego obrazu wydaje mi się całkowicie niezrozumiały. To filmidło jakich wiele, w dodatku nie oferujące nic, czego widz obeznany z kinem grozy, by wcześniej nie widział. Co prawda oglądalne i chwilami nawet klimatyczne, ale taplające się w bagnie przeciętności. Być może spodoba się osobom, które na "Paranormal Activity" ze strachu prawie zapaskudziły bieliznę, ale ja się do nich nie zaliczam. Filmu ani nie polecam, ani nie odradzam, bo wiem, że tego typu produkcje z reguły wywołują dość skrajne emocje. O tym, czy urugwajski przebój nam się spodoba najlepiej przekonać się samemu. Ja natomiast mimo wszystko dziękuję CDProjekt, że poza głośnymi hitami stara się przybliżać widzom kino bardziej egzotyczne i nie należące do mainstreamu. To się chwali.

Ocena: 5+/10

Reżyseria: Gustavo Hernández
Tytuł oryginału: La Casa Muda
Produkcja: Urugwaj, 2010
Dźwięk: DD 5.1 hiszpański
Dodatki: Karolina Korwin Piotrowska zaprasza na film, Dodatkowa scena ostatnia
Format: 16:9
Płyta: DVD-9
Występują: Florencia Colucci, Abel Tripaldi, Gustavo Alonso
Dystrybucja: CDProjekt
Napisy: polskie
Cena: 29,99 zł
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj