"Chew #1 Przysmak konesera" to kolejny po "Sadze" i "Fatale" tytuł ze stajni Image, którym w 2014 roku uraczyło polskich czytelników wydawnictwo Mucha Comics. Te premiery świadczą o systematycznym nadrabianiu zaległości przez nasz rodzimy rynek i udowadniają, że dobra komiksowa rozrywka nie musi kojarzyć się jedynie z superbohaterami Marvela i DC. Przez dwie dekady założone przez "uciekinierów" z Marvela wydawnictwo kształtowało swój niezależny wizerunek i budowało ofertę tytułów, które pod znakiem zarówno artystycznej, jak i rozrywkowej jakości miały za zadanie przeskoczyć dokonania wielkich konkurentów. "Chew", z pełnym czarnego humoru scenariuszem Johna Lymana i kreskówkowymi, wręcz undergroundowymi z ducha rysunkami Roba Guillory, jest tych założeń znakomicie zrealizowanym przykładem. Ważny jest tu wyjściowy pomysł na świat przedstawiony i właściwie wykreowany bohater, który w tym świecie będzie spełniał kluczową rolę. Oto Ziemia po niewielkiej jak na zwyczajowe standardy apokalipsie. Z powodu wirusa ptasiej grypy zmarła część ludzkiej populacji. Zdarzenie to poskutkowało wprowadzeniem prohibicji, która dotyczy... drobiu. "Przysmak konesera" to dopiero pierwszy album serii i na razie powoli dowiadujemy się o różnorodnych konsekwencjach tego rozporządzenia. Mając jednak w pamięci gros kulturowego dorobku, który był efektem historycznej amerykańskiej prohibicji, możemy spodziewać się festiwalu przemocy, kontrabandy oraz wszelkich absurdów, które w tym przypadku spowoduje zakaz dystrybucji i sprzedaży kurczaków oraz innego jadalnego ptactwa. Jaka jest rola bohatera w tej groteskowej odsłonie rzeczywistości?
Źrodło: Mucha Comics
Tony Chu i tak nie je kurczaków. Jest cybopatą, co oznacza, że wszelkie spożywane potrawy wywołują u niego dogłębne mentalne wrażenia. Jakież to mentalne wrażenia? "To znaczy, że gdy odgryzie kawałek jabłka, w głowie pojawi się świadomość tego, na jakim rosło drzewie, jakich pestycydów użyto, aby je opryskać, i kiedy je zerwano". Ta zdolność wyniesie go prosto ze stanowiska zwykłego policyjnego detektywa na posadę agenta Wydziału do Spraw Przestępstw Szczególnych w Departamencie Żywności i Leków. A w świecie po epidemii ptasiej grypy to najpotężniejsza agencja stojąca na straży bezpieczeństwa. To wszystko brzmi na poły poważnie, na poły absurdalnie. Komiks Lymana jednak głównie śmieszy, a dodatkowo u niektórych czytelników może z pewnością wywołać pewne nieprzyjemne, związane z wrażliwością na drastyczne widoki odruchy. Tak wymyślony bohater, w takim, a nie innym świecie domaga się bowiem konsekwentnie realizowanej fabuły. Przykładowo, elementem śledztwa może stać się konieczność napoczęcia truchła martwego od wielu dni zwierzęcia. Ale to tylko jeden z charakterystycznych, choć oczywiście bardzo istotnych dla fabuły "Chew" składników. Siła komiksu tkwi w czymś więcej niż w łamaniu powszechnego dla ogółu tabu. W "Chew" możemy dostrzec kilka pokładów parodii. Komiks jest krzywym zwierciadłem dla różnorodnych komisowych czy serialowych procedurali. Z zarysowanym w tle głównym wątkiem płynnie wtapia się w gatunkowe schematy, jednocześnie je dekonstruując. Dzięki temu zostają wyśmiane różnorakie serialowe chwyty (ekspozycje i cliffhangery!), które zazwyczaj mają popychać akcję do przodu. "Chew" to także groteskowy obraz świata na krawędzi, jakże inny od patetycznych, superbohaterskich i hollywoodzkich kawałków. I wreszcie, Tony Chu jest udaną parodią archetypicznego, chandlerowsko-bogartowskiego detektywa ze skwaszoną miną. Fakt, że skwaszony wyraz twarzy agenta to po części skutek nadmiernego spożywania buraków, które jako jedyna potrawa nie wywołują u niego żadnych mentalnych wrażeń, wnosi tę postać na wyższy poziom groteski. Tony to nieszczęśliwy facet, którego uciążliwa zdolność, tak jak w przypadku wielu dzisiejszych pokręconych psychicznie serialowych detektywów, jest zarówno jego siłą, jak i przekleństwem. Scenarzysta ma na szczęście nieco serca dla swej postaci i rekompensuje mu życiowe niedostatki odrobiną miłości. Bohater zapała płomiennym uczuciem do pewnej intrygującej dziennikarki i dzięki temu fabularnemu zabiegowi, spod oparów absurdu unoszących się nad fabułą komiksu, możemy również wychwycić niespodziewaną i jakże potrzebną w całym tym rozgardiaszu uroczą nutkę nostalgii. Czytaj również: „Skosztuj przestępcę!”, czyli komiks „Chew” i jego twórcy Wszystkie te elementy składają się na główną zaletę komiksu: historia jest po prostu wciągająca. Lyman zaczął od mocnego uderzenia i ani myśli zwalniać. W pierwszym tomie z małych kamyczków tworzona jest większa opowieść, w fabularnym tle pojawiają się pewne znaczące elementy, a niektórzy bohaterowie z pewnością jeszcze powrócą. Dodatkowo mamy tu garść teorii spiskowych, a nawet trochę kosmicznego science fiction. No i te słowa o wampirze, które w bazie naukowej na Biegunie Północnym wykrzykuje pewna roznegliżowana i wymachująca karabinem Rosjanka! I jak tu nie czekać na ciąg dalszy?
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj