Dick Wolf i spółka nie naprawili niestety podstawowego błędu poprzedniego potrójnego crossovera. "Chicago Fire" znów stanowi jedynie wstęp, zalążek prezentowanej historii, która prawdziwą szansę rozwoju ma dopiero w serialach "Chicago PD" oraz "Prawo i porządek: Sekcja specjalna". A przecież nic nie stało na przeszkodzie, żeby Olivia przyleciała do Chicago na początku odcinka. Dodatkowo elementy niezwiązane bezpośrednio z crossoverem kuleją, przynosząc dość słabą odsłonę.
Powtórzono podstawowy błąd z pierwszego crossovera, robiąc z "
Chicago Fire" wstęp do opowiadanej historii. Jednym z przestępstw popełnionych przez Yatesa było podpalenie, co teoretycznie pozwalało na silniejsze włączenie serialu do całego crossovera. Strażaków z Chicago za słabo zintegrowano z jednostką SVU, Olivia przyjeżdża do Chicago praktycznie pod koniec odcinka. Udaje jej się co prawda poznać Bodena, dzięki czemu mogliśmy zobaczyć szefów wszystkich trzech jednostek razem, ale uczucie niedosytu pozostaje. Największa część crossovera dotyczyła po raz kolejny seriali policyjnych. Scenarzyści mogli się wysilić i znaleźć sposób na połączenie wszystkich zespołów od samego początku. Świetnym pomysłem było oparcie historii na sprawie SVU sprzed dekady. Dzięki temu zwykła sprawa tygodnia staje się dla Olivii osobista.
Niestety, cała reszta "We Called Her Jellybean" nie zachwyca. Dużym błędem było wprowadzenie do serialu w tym akurat odcinku nowej postaci sanitariuszki. Chili, jak sama siebie nazywa nowa bohaterka, wzbudza na razie jedynie irytację. To dziwaczna i niewydarzona postać, którą przedstawiono chyba najgorzej jak można było. Opowiedziała coś o przezwiskach rodzinnych, pod koniec odcinka ujawniono jej dziwny wynalazek i na tym koniec. Nie dano widzom ani jednej ciekawej informacji czy cechy, która mogłaby wzbudzić chociaż odrobinę zainteresowania bohaterką. Jeśli w zamierzeniu miała być zabawna, to nie wyszło. Nie chodzi o to, żeby zaraz po jednym odcinku była ona kompleksową, złożoną postacią, ale sposób wprowadzenia jej do serialu jest kompletnie nietrafiony. Nowa postać w swoim premierowym odcinku powinna nas czymkolwiek zainteresować, tymczasem wzbudza ona jedynie nadzieję, że Chili zniknie z ekranów wraz z końcem 3. sezonu.
[video-browser playlist="692764" suggest=""]
Równie słaby co nowa bohaterka jest wątek Caseya i jego remontu w klubie ze striptizem. To nudna i wydająca się zmierzać w bardzo przewidywalnym kierunku historia. Czy naprawdę nie było lepszego pomysłu na tę postać? Casey to główny bohater, ale przez dziwne sytuacje, w które pakują go scenarzyści, jest bezbarwny, pozbawiony wyrazu i nie wzbudza żadnych większych emocji. Być może to wina samego aktora, który szczególnie charyzmatyczny nie jest. Gdyby pozbyto się teraz z serialu jego wątku, produkcja nic by na tym nie straciła. Miło zobaczyć na ekranie Izabellę Miko, trochę szkoda, że w roli striptizerki "z Europy Wschodniej", jak ujęli to producenci w oficjalnym opisie postaci. Szkoda, że nie ma ona zbyt wielkiej okazji się wykazać. Jej rola polega na tym, że ma ładnie wyglądać i mówić z akcentem, z czym radzi sobie bardzo dobrze.
Czytaj również: „Blindspot”, „Chicago Med” i „Hearbreaker” – NBC zamawia nowe seriale
"
Chicago Fire" jest z pozostałymi dwiema produkcjami zbyt luźno powiązany. "Chicago Med" został już zamówiony na sezon, więc wkrótce możemy się spodziewać poczwórnego crossovera między projektami Dicka Wolfa. Żeby zadziałało to w stu procentach, twórcy poszczególnych seriali muszą znaleźć pomysł na pełne połączenie wszystkich tytułów w jedną, spójną historię.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h