Chirurdzy ("Grey's Anatomy") rozpoczęli właśnie 11. sezon. To bardzo długo i niestety powoli to widać. Bywały oczywiście odcinki lepsze i gorsze, a i sama Shonda potrafiła niejednokrotnie przekroczyć cienką granicę pomiędzy dramatem a autoparodią. Niejednokrotnie widz mógł zadawać pytanie: "Jasne, co jeszcze im się przytrafi?". Tym razem sezon rozpoczął się w miarę spokojnie, ale poziom w 2. odcinku zaczął niebezpiecznie pikować, żeby w 3. znowu się podnieść. Miejmy nadzieję, że nie będziemy świadkami takich wahań formy. Komu jak komu, ale sztandarowemu projektowi Rhimes to nie przystoi.

Właściwie to oba odcinki są poniekąd związane ze sobą. Już w 2. dowiadujemy się, że będzie trwała walka o miejsce w zarządzie po Yang. Nieco to dziwne, gdyż Christina zostawiła udziały Alexowi, ale z drugiej strony można zrozumieć decyzję zarządu, że chce sprawdzić każdego z kandydatów. Odpowiedź na pytanie, kto zasiądzie wraz z Meredith i resztą u sterów szpitala, poznajemy natomiast pod koniec 3. odcinka. Po drodze czeka nas sporo dramatów: tych osobistych, jak i zawodowych. 

2. odcinek podobał mi się znacznie mniej niż 3. Pomimo w miarę ciekawej historii i oddania narracji Maggie Pierce, która stała się postacią centralną w odcinku, całość była mocno irytująca. Przyczyną okazała się zmiana zachowań niektórych bohaterów. Meredith nadal jest wkurzona na Dereka, choć sama do końca nie wie za co. Obraziła się i koniec. Do tego Maggie bardzo stara się, aby w szpitalu ją zaakceptowano, pragnie także złapania lepszego kontaktu z siostrą. Grey nie ma na to jednak najmniejszej ochoty. Mówiąc szczerze, zachowuje się okropnie - zupełnie jak nie Meredith, którą znamy. Nie lepiej radzi sobie zresztą Pierce, która dla mnie osobiście jest najbardziej irytującą postacią w Chirurgach. Podczas mówienia bardzo się krzywi, a do tego jest aspołeczna. Oczywiście Yang była podobna, ale w jej wykonaniu było to naturalne. Twórcy natomiast próbują nam zaserwować powtórkę z rozrywki pod dodatkowym płaszczykiem oddanej do adopcji siostry. Szczytem jest zapominanie nazwiska Jo. Za pierwszymi dwoma razami było to nawet zabawne, ale później zaczęło irytować. Jak można zapomnieć nazwisko osoby, z którą pracuje się przez cały dzień? 

[video-browser playlist="633145" suggest=""]

Postać Maggie dużo natomiast wnosi do dynamiki serialu. Jej pokrewieństwo z Grey będzie jednym z głównych wątków, szczególnie że Webber przyznaje się, iż jest ojcem Pierce. Do tego rozmowa Maggie z Jo sprawiła, że Karev stracił pracę. Po końcówce 3. odcinka można się spodziewać niezłego zamieszania i sporych zmian. 

Jest jednak pewien plus, jeżeli chodzi o postać Pierce. Udało jej się poznać przyczynę choroby McNeilsów. Wątek, który powracał od kilku odcinków, znalazł swoje rozwiązanie - plus dla twórców, że go zakończyli w miły sposób. Nieco trąciło deus ex machiną i kupuję to, co wymyślili scenarzyści. 

Właściwie to wszyscy bohaterowie przeżywają swoje dramaty. Arizona i Callie kłócą się o kolejne dziecko, przez co wywołują irytację. W końcu jak można chcieć mieć dziecko, gdy obie decydują się na dodatkowe obowiązki w pracy? Podobnie jest z Derekiem i siostrą. Shepherd zostaje w Seattle, więc naturalnym zdaje się, że pozostanie na stanowisku szefa neurochirurgii. Nie chce na to jednak pozwolić jego siostra, która miała obiecaną posadę - ot, kolejne ludzkie dramaty. 

Widz dostaje za to kilka świetnych scen - między inni rozmowę Bailey z Edwards, w której tłumaczy, że nie musi mieć przygotowanej przemowy dla zarządu, bo każdemu da do zrozumienia, kto powinien zająć miejsce Yang. Zabawne są również rozmówki Grey z Karevem pod prysznicem lub w łóżku. Widać, że Meredith nie pogodziła się z wyjazdem najlepszej przyjaciółki. Pozostał jej tylko Alex. 

Zobacz również: 10 najlepszych odcinków serialu "Chirurdzy"

Kolejne 2 odcinki Chirurgów są bardzo trudne do ocenienia. Ten 2. ze względu na irytującą postać Maggie po prostu denerwował. Jej mimika i nieprzystosowanie są dla mnie mało realistyczne. Twórcy usilnie starają się zbudować jej przeszłość, ale średnio to wychodzi. Trafnie jednak Pierce podsumowuje to, co dzieje się w całym serialu. Pyta, czy w tym miejscu jest ktokolwiek niespokrewniony ze sobą. Zdanie to idealnie oddaje działania scenarzystów. Wiadomo, że szpital to miejsce, w którym lekarze przebywają większą część życia, ale w 11. sezonie każdy jest ze sobą w mniejszy lub większy sposób związany, a to już lekka przesada. Tym sposobem dostajemy znowu dobrą historię, jak zawsze świetne dialogi i pewną dozę przesady. Ludzkie dramaty osiągają apogeum i czasami balansują na niebezpiecznej granicy śmieszności. Wyciągając średnią, ocena się podnosi, bo 3. odcinek był bardzo dobry, na pewno lepszy niż 2. Nie do końca kupuję jednak 11. sezon. Wydaje mi się aż nazbyt dramatyczny - w sposób niewłaściwy. Tak jakby twórcy na siłę szukali przeszkód dla bohaterów. Połowę problemów można by rozwiązać w sposób prosty, podczas gdy bohaterowie przeżywają je tygodniami. Oby z biegiem czasu było lepiej. 

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj