Już sam tytuł odcinka sugeruje, z czym będziemy mieli do czynienia. Serial zdecydowanie podzielił się na dwie główne sfery: zawodową i romansową. I obie znajdują swoje źródło w przeszłości. Najciekawszym momentem odcinka był bez wątpienia wątek dr Grey i jej walki o prawa do patentu. Okazuje się, że Marie chce wymusić na dr Grey publiczne oświadczenie, że jej matka, dr Ellis Grey, ukradła pomysł Marie, nad którym wspólnie pracowały i opublikowała go wyłącznie pod swoim nazwiskiem. To właśnie dzięki temu dostała nagrodę Harper Avery, a tym samym szeroko pojętą sławę i uznanie zawodowe. I teraz nadszedł czas by wyrównać rachunki - albo dr Grey przyzna, że jej matka dopuściła się oszustwa, albo Marie wykorzysta jej pomysł, własny patent i zachowa się dokładnie tak, jak niegdyś zachowała się dr Ellis Grey. Ciężko przewidzieć, co wybierze dr Grey i jak cały ten konflikt może się zakończyć, ale już teraz warto przyjrzeć się bliżej tej sytuacji. Ponownie dr Grey musi zmierzyć się z “duchem” swojej matki, choć tym razem z całkiem nieoczekiwanej strony. Wątek w takiej formie jak najbardziej mi się podoba. Dr Grey jak i Marie dobrze odnajdują się po przeciwnych stronach konfliktu, a ich argumenty wydają się być sensowne i zrozumiałe dla widza. Co prawda, może i jest to sytuacja stworzona raczej na wszelki wypadek, ot tak, by coś się działo wokół postaci dr Grey, ale powiem szczerze, że ogląda się to o wiele lepiej niż jej poprzednie problemy sercowe, chociażby z dr. Riggsem. Pod tym względem, odcinek jest jak najbardziej na plus. Jak wcześniej wspomniałam, odcinek stoi również pod znakiem romansów. I tutaj niestety mimo zastosowania flashbacków, wydaje mi się, że pomysł nie wypalił do końca. Dostajemy wgląd w przeszłość trzech osób: dr Pierce, dr. Kareva i dr Wilson. A dokładnie w ich pierwsze związki. Razem z nimi odkrywamy boleści pierwszej miłości, które rzekomo mają tak gigantyczny wpływ na ich obecne decyzje. I biorąc pod uwagę, ile bohaterowie przeszli od tamtego czasu, ciężko jest uwierzyć żeby akurat te miłostki trwały w nich tak długo. Najmniej angażującymi wspomnieniami są te pochodzące od dr Pierce. Nie mają ani większego sensu, ani nie przekładają się zbytnio na jej relację z dr. Averym. Wcale nie trzeba sięgać bo jej pierwsze młodzieńcze zauroczenie, by wytłumaczyć, dlaczego traci rozum w towarzystwie dr. Averego. O wiele ciekawiej oglądałoby się ich niezdarne próby randkowania niż te konkretne wspomnienia. W przypadku dr. Kareva i dr Wilson, sytuacja wygląda minimalnie lepiej, choć też flashbacki nie były koniecznością. Od długiego czasu wiadomo, dlaczego dr Wilson ma problemy ze stabilizacją i akceptacją poważnego związku z Karevem - zostało to wielokrotnie wytłumaczone w poprzednich sezonach. Nie inaczej jest z Alexem, który miał problemy z chorą psychicznie matką, był zwykłym bucem randkującym na prawo i lewo, a Izzie go zostawiła w dość traumatyczny dla niego sposób. To wszystko było, to wszystko już wiemy, ba! Mało tego, od lat widzimy, jak dr Karev dojrzewał do normalnego, trwałego związku z dr Wilson. Powoływanie się na dziewczynę z przeszłości o której nic do tej pory nie mówiono, jako najważniejszego faktora stojącego za jego decyzjami związkowymi - wydaje się być to po prostu słabe. Koniec końców jednak, po kilku długaśnych i nudnawych wspomnieniach dostajemy dość uroczą, jak na dramatyczny serial medyczny, scenę oświadczyn. Fanom Alexa i Jo serce mogło zabić szybciej na myśl, że po różnych perypetiach ta para w końcu może stanąć na ślubnym kobiercu. Pozostaje trzymać kciuki za ich powodzenie, bo chwile szczęścia w tym serialu bywają naprawdę ulotne. Na koniec warto wspomnieć o dr Kepner, która w końcu miała chwilę szczerości i to u boku dr. Koracicka, co stanowi największe zaskoczenie odcinka. Dr Koracick do tej pory ukazywany był jako szczyt arogancji, tym razem jednak trafił w sedno problemów dr Kepner. Chodzi o kryzys wiary, tak głęboki, że April kłóci się ze wszystkimi wartościami, które do tej pory wyznawała. Krótka scena dialogu pomiędzy tymi bohaterami była wyrazista i mocna, ale przede wszystkim rzuciła nowe światło na postać dr Kepner. Od razu odbudowała część sympatii, którą jeszcze do niedawna dr Kepner utraciła wśród widzów. Odcinek jako całość wypada dość ciekawie, choć dało się odczuć brak naprawdę ciekawych przypadków pacjentów. Te zaprezentowane w tym odcinku nie były z gruntu złe - stanowiły raczej średniej jakości tło do osobistych problemów lekarzy. A szkoda, bo - bądź co bądź - serial dużo zyskuje, kiedy pacjenci mają ciekawą historię do opowiedzenia. Humor odcinka spoczywał na barkach dr Shepherd i dr. Owena, którzy przez cały seans bawili się w parę ekskochanków, nie do końca nawet się z tym kryjąc. Koniec końców serial pozostawia nas z wielkim pytaniem dotyczącym losów projektu dr Grey i uśmiechem na ustach spowodowanym oświadczynami dr Wilson. Oczywiście dr Karev powiedział “tak”, niczego innego nawet nie wypadałoby się spodziewać.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj