Civil War to film, który bardzo szybko daje znać, z czym widzowie będą mieć do czynienia. Jedna z pierwszych scen uderza obuchem w głowę, co w połączeniu ze znakomicie działającym dźwiękiem przebudza nas i momentalnie angażuje w to, co oglądamy. To taki moment, który pokazuje, że trwająca w USA wojna to coś przerażającego na wielu poziomach. Niewiele różni się od konfliktów z innych części świata, ale zarazem ma unikalny charakter, który podkreśla jej grozę. Sam świat przedstawiony nie jest ważny dla reżysera. Wiemy jedynie, że trwa konflikt, a jedna strona zdobywa przewagę. Nie zagłębiamy się w historię, jak do tego doszło. To prawdopodobnie jedna z lepszych decyzji, bo dzięki temu nie dostajemy opowieści osadzonej w hermetycznej amerykańskiej kulturze. Całość staje się bardziej uniwersalna.  Ta uniwersalność obrazuje się na wielu poziomach, bo tak naprawdę wojna domowa to jedna wielka metafora, która ma dać widzom do myślenia. Pokazano nam skrajne podziały społeczne, które – jak wiemy – mają miejsce na całym świecie. W czasie wojny to wszystko przybiera na sile. Nikt nie powstrzymuje ludzi przed czynieniem zła. I to właśnie działa na emocje widza. Jest taka scena z masowym grobem. Dlaczego ci ludzie zostali zabici? Bo uznano, że nie byli prawdziwymi Amerykanami. To coś, co doskonale znamy z naszej rzeczywistości, bo co rusz ktoś zarzuca swojemu przeciwnikowi, że nie jest godnym reprezentantem swojego kraju. Film ten pokazuje grozę konfliktu – wojna to nie tylko potyczki armii, nie tylko śmierć cywilów, ale też brak zahamowań i ograniczeń. Znamy już historie konfliktów, w których ludzie zabijali swoich braci bez ważnego powodu. Civil War tym aspektem trafia w sedno i daje do myślenia. Zwłaszcza w dość istotnej scenie, gdy dowiadujemy się, że nie jest ważne, po której stronie konfliktu się stoi. Padają znaczące słowa: "On chce mnie zabić, więc ja staram się zabić jego". Trzeba podkreślić, że Civil War nie jest filmem dla osób szczególnie wrażliwych na przemoc. Pojawiają się w nim mocne sceny budzące emocje, których mało kto się spodziewał. To jest o tyle ciekawe, że Civil War ogólnie nie wzbudza wiele emocji, mimo że znakomicie buduje więź między widzem a bohaterami. Nie twierdzę, że to wada, bo twórcy mieli w tym określony cel. Jednakże momenty bezceremonialnego – zarówno obrazowego, jak i metaforycznego – okrucieństwa działają na widza w niezwykły sposób. Nie da się o tym zapomnieć. Warto dodać, że przez większość seansu atmosfera jest tak gęsta, a napięcie tak silne, że film ogląda się z pełnym zaangażowaniem.
fot. materiały prasowe
Film Civil War w wielu miejscach reklamowany jest jako kino akcji. To dość krzywdzące, bo produkcja nie ma z tym gatunkiem nic wspólnego. Jednak to nie oznacza, że nie zobaczycie w nim akcji – jest ona bardzo ważna zwłaszcza w kulminacji, czyli podczas walk w Waszyngtonie (fragmenty widzieliśmy w zwiastunie). Te sceny przypominają widowisko wojenne z najwyższej półki – są efektowne i kapitalnie nakręcone, a do tego zapewniają emocje i rozrywkę. Takich walk współczesnych żołnierzy z udziałem m.in. czołgu czy helikopterów bojowych na ekranie jeszcze nie było. Civil War jest audiowizualną perełką! Alex Garland doskonale współpracuje z operatorem kamery, a także genialnie wykorzystuje dźwięk i obraz. Nie dziwię się, że niektórzy polecają seans w kinach IMAX. Sceny zachwycają i nieprawdopodobnie oddziałują na zmysły. Jest taki szokujący moment, po którym nie ma dźwięku – jest cisza, którą przerywa jedynie dźwięk aparatu fotograficznego. Zdjęcia znakomicie podkreślają moc Civil War – jazda autem przez płonący las staje się metaforą rzeczywistości wojennej.  Civil War pokazuje, jak wygląda praca prasy podczas konfliktów zbrojnych. Dziennikarze i fotoreporterzy są głównymi bohaterami tej historii. Poznajemy Lee graną znakomicie przez Kirsten Dunst. Kobieta była świadkiem wielu brutalnych wydarzeń. Widać, że przeżywa to wewnętrznie i jest zmęczona, chociaż zwłoki nie robią już na niej wrażenia. Mamy też młodą Jessie (Cailee Spaeny), która chce być jak Lee – jej pierwsza styczność ze złem wywołuje silne emocje, z którymi nie może sobie poradzić. Film pokazuje, że prasa w czasie konfliktu staje się biernym obserwatorem wydarzeń. Dziennikarze towarzyszą walczącym (którzy jeszcze starają się o nich dbać), by uchwycić tragedię na zdjęciach i zrelacjonować ją światu. Ta praca ich wyniszcza i wypala. Pojawiają się jedynie po to, by coś nagrywać lub zrobić zdjęcia. Nieważne, że w danej chwili mogliby uratować cudze życie. Czy to jest krytykowane przez Alexa Garlanda? Nie wydaje mi się – reżyser pokazuje po prostu smutny obraz współczesnej rzeczywistości, w której wojny stają się spektaklami. Słyszymy, co się dzieje na świecie, widzimy różne zdjęcia, ale ta dziennikarska znieczulica zaczyna nam się udzielać i w końcu przestaje nas to obchodzić. 
fot. materiały prasowe
+5 więcej
Civil War to zdecydowanie jeden z najlepszych filmów 2024 roku. Początkowo nie byłem przekonany do seansu w kinie, ale zmieniłem zdanie, bo te mocne i dojmujące momenty doskonale działają pod kątem audiowizualnym. To doświadczenie wyjątkowe i zapadające w pamięć. Mam poczucie, że obejrzałem coś naprawdę dobrego. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj