Fabuła animacji Coco rozgrywa się w czasie meksykańskiego Dnia Zmarłych. Młody chłopiec Miguel marzy o karierze muzyka, jednak w wyniku pewnej traumy z przeszłości jego rodzina bardzo sceptycznie podchodzi do pasji związanej z graniem i śpiewaniem. Miguel postanawia jednak walczyć o swoje, kierując się radami, które zawsze powtarzał jego idol, Ernesto de la Cruz. Chłopiec decyduje się wziąć udział w konkursie talentów. W tym celu kradnie gitarę swojego ulubionego piosenkarza. W ten sposób trafia do Krainy Zmarłych. Tak rozpoczyna się jego wielka przygoda, w której wspierać go będzie poznany na miejscu Hector. Przede wszystkim twórcy stworzyli fantastyczną fabułę i bardzo dobrze wpisali ją w meksykański folklor i tradycję. Kultura tego kraju jest bardzo ważnym elementem całej historii i doskonale ją wspiera. Tak naprawdę wszystkie elementy wpisujące się w meksykańską tradycję kładą fundament pod fabularną narrację. Nieważne czy są to grajkowie mariachi czy obrzędy związane z kultywowaniem Dnia Zmarłych, wszystko to ma swoje miejsce w całej opowieści i wpływa na to, co widzimy na ekranie. Niektórym może nie spodobać się przez to soundtrack, ponieważ w całości oparty jest na muzyce charakterystycznej dla tego regionu, co nie każdemu pasuje. Ja na przykład nie jestem fanem takiego gatunku, ale też jakoś nie za specjalnie psuło mi to seans, ponieważ kompozycje bardzo dobrze wpisywały się w tło animacji. Scenarzyści świetnie poprowadzili wielowątkową narrację, w której wszystkie elementy tworzą wzajemną sieć powiązań i mimo tego, że na początku może wydawać się, że się ze sobą nie przeplatają, to w pewnym momencie tworzą idealną całość. Tak naprawdę w tej historii nie ma słabych wątków, wszystkie zostały zawiązane w bardzo dobry sposób począwszy od kwestii rodzinnej na muzycznej kończąc. Do tego dostajemy także ciekawy fabularny twist, o którym nie mogę jednak więcej powiedzieć. Oczywiście taka animacja nie mogłaby być ciekawa bez fantastycznie napisanych postaci, których tutaj mamy mnóstwo. Główny bohater to doskonały przykład młodego, zbuntowanego człowieka, który w swoim życiu kieruje się głosem serca. Miguel w interesujący sposób łączy w sobie sprzeczne cechy chłopca, dla którego najważniejsza jest kariera muzyka z człowiekiem, który kocha swoją rodzinę ponad życie. Świetną, wprowadzającą ogrom humoru postacią jest babcia Miguela, Abuelita, która wnosi wiele żartów sytuacyjnych związanych z jej niechęcią do muzyki i pragnieniem uchronienia przed nią rodziny. Bardzo dobrze sprawdzają się także członkowie zmarłej rodziny młodego chłopca, szczególnie praprababcia Miguela, Imelda, która także jest pełna sprzeczności. Z jednej strony groźna i apodyktyczna, z drugiej zaś pełna współczucia i miłości dla swoich bliskich. Jednak chyba najbardziej interesującą postacią w animacji jest Hector, przewodnik głównego bohatera po świecie zmarłych. Kompan Miguela to bardzo wielowymiarowa postać, choć na pierwszy rzut oka tego nie widać, jednak pod płaszczem luźnego stylu bycia i humoru kryje się ból i cierpienie, którego nic nie może zgasić. To wbrew pozorom bardzo dramatyczny bohater, ważny dla całej fabuły. Trochę nie sprawdza się natomiast czarny charakter, posiadający typowo megalomańskie cechy, jakich już wiele widzieliśmy w produkcjach Disneya. Nie mogę jednak zdradzić jego personaliów, żeby nie wejść w sferę spoilerów. Seans Coco to prawdziwa uczta dla oczu. Wspaniałe, żywe barwy emanują z ekranu, tworząc wyjątkowy efekt. Szczególnie Kraina Zmarłych zapiera dech w piersiach. Każdy jej element, począwszy od jaskrawego mostu po neonowe budowle i mroczniejsze zaułki sprawia, że coraz bardziej zagłębiamy się w ten świat. Za to ogromny plus. Jednak twórcy pod płaszczem tych wszystkich wizualnych cudów i fantastycznych postaci poruszyli kilka naprawdę ważnych kwestii. Historia opowiada nam o tym, jak daleko można posunąć się w realizacji swoich marzeń i czy dążenie do sławy usprawiedliwia ranienie bliskich. Coco jest animacją o sile rodziny i o tym co po nas pozostanie. Nie ważne są wszelkie sukcesy za życia i poklask tłumów, liczy się naprawdę tylko to, aby na zawsze pozostać w pamięci chociaż jednej osoby, tej najbliższej, która na zawsze będzie posiadać nas w sercu. Za to twórcom należą się wielkie brawa.
Coco to wspaniała i wzruszająca historia o miłości i sile rodzinnych więzi. Twórcy w bardzo dobry sposób wpisali ją w meksykański folklor i dali nam nie tylko wizualną ucztę, ale także zabrali nas w sentymentalną podróż udowadniając, że to co znajduje się w naszych wspomnieniach przetrwa na zawsze.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj