Collateral to nowy serial detektywistyczn BBC Two i Netflixa. Niestety efekt końcowy nie satysfakcjonuje tak, jak moglibyśmy się po brytyjskich kryminałach spodziewać.
Cała akcja miniserialu zawiązuje się wokół jednego wydarzenia, jakim jest zastrzelenie na ulicy dostawcy pizzy w czasie jego zmiany. Całą sytuację śledzimy na bieżąco – od momentu zabójstwa, poprzez wkroczenie policji i przesłuchiwanie świadków – toteż staramy się rozwikłać tę zagadkę na równi ze służbami specjalnymi. Pierwszy odcinek rzeczywiście wywołuje duży apetyt – zaprezentowano nam wiele postaci, które jeszcze na tym etapie mijają się na chodnikach, nie wiedząc, że coś ich łączy – twórcy zaakcentowali to bardzo wyraźnie za sprawą odpowiednich ujęć, pracy kamery czy samego montażu. Od razu spodziewamy się zatem, że kulminacja odsłoni wszystkie karty i ci, którzy teraz przypadkowo na siebie wpadają, zorientują się, co tak naprawdę się tu dzieje. Niestety, zamiast oczekiwanego finału mamy co najwyżej banalne zakończenie, które w ogóle nie korzysta z potencjału, jaki zarysowano w odcinku pilotowym.
Bohaterowie, których na początku wzięłam za trybiki całej tej tajemniczej i rozpoczynającej się dopiero gry, okazują się tak naprawdę największą bolączką serialu –
Collateral cierpi na zdecydowany nadmiar wątków, które zamiast zgrabnie się zazębiać, wywołują wrażenie chaosu i bałaganu. Być może dałoby się przymknąć na to oko, gdyby nie fakt, że każda z pobocznych postaci próbuje przemycić ze sobą kolejne kontrowersyjne tematy – to w pewnym momencie zaczyna naprawdę razić i nie jest już przyswajalne. Zamiast emocjonować się ich historiami, przewracałam oczami nad setnym dyskusyjnym wątkiem, zadając sobie pytanie, czy istnieje jakikolwiek problem społeczny czy ekonomiczny, którego ten serial nie próbuje podjąć. Nie trzeba długo czekać, by zorientować się, że tak dobrze zaznaczeni bohaterowie nie pełnią dla fabuły w zasadzie żadnej istotnej roli – są płascy, w zasadzie anonimowi, a o ich przeszłości nie wiemy kompletnie nic. Przed tą tendencją nie umyka nawet Kip Glaspie, główna bohaterka, w którą wciela się
Carey Hannah Mulligan. Poza faktem, że jest w ciąży i kiedyś skakała o tyczce, jej życie osobiste jest dla nas jedną wielką niewiadomą. Z perspektywy finału można się zatem zastanowić, po co w ogóle dodawać wątek kariery sportowej i wspomnianej ciąży, skoro dla serialu nie ma to absolutnie żadnego znaczenia?
Ciężarna policjantka poświęca się swojej pracy w stu procentach – odkąd weszliśmy w tę sprawę razem z nią, obserwujemy jej kolejne działania podejmowane bez jakiejkolwiek przerwy. Nie wiem, czy to zabieg celowy, czy tylko niekorzystne wrażenie – fakt, że Glaspie biega po miejscach zbrodni dniami i nocami i występuje w jednym i tym samym płaszczu, wyraźnie daje do zrozumienia, że ta kobieta w ogóle nie śpi, co w przypadku ciężarnych jest raczej dziwne. Bohaterka zupełnie do siebie nie przekonuje i nie sprzyja jej także sama gra aktorska Mulligan – aktorka ma na twarzy wiecznie tylko jedną minę i chyba ani razu nie okazuje większych emocji, niezależnie od tego, czyje ciało odnajduje tym razem. Trochę szkoda, że postać rozpisano po łebkach, bo przy nieco większej dbałości o rys osobowościowy mogłoby być z niej coś naprawdę interesującego.
Jak łatwo się domyślić, zabójstwo dostawcy pizzy to tylko wierzchołek góry lodowej – im dłużej śledztwo trwa, tym więcej brudów wypływa na światło dzienne. Z tym konkretnym wątkiem powiązano zatem problemy
nielegalnych imigrantów, gwałtów, wątek homoseksualnej kobiety będącej księdzem, tragedię wojny, handel ludźmi, samobójstwa, zawiłości lokalnej polityki czy terroryzm. Naprawdę nie mogę oprzeć się wrażeniu, że prezentowane tu treści na siłę starają się być szokujące. Dodatkowo, zamknięcie ich w formacie czterech godzinnych odcinków to niewybaczalny błąd. Wszystkie te tematy zostały przez to dotknięte jedynie powierzchownie i nie wzbudzają w widzu żadnych większych emocji. Bohaterowie nie są autonomicznymi jednostkami z własną historią, a raczej nośnikami treści społecznych, które coraz mniej wiążą się z samym początkowym zabójstwem. Koniec końców nad ofiarą nawet nie ma kiedy pochylić głowy, bo jej sytuacja zostaje kompletnie przyćmiona przez resztę wątków. Nie wiadomo nawet, co tak naprawdę jest głównym problemem tego serialu, w związku z czym po seansie nie towarzyszy nam nic innego jak uczucie zagubienia i zawodu.
Tematy zaproponowane w
Collateral może i okazałyby się ciekawe i właściwe, gdyby tylko dano im więcej przestrzeni i czasu na rozwinięcie. Miniserial kompletnie zagubił się w oceanie trudnych wątków, przez co całość zwyczajnie wypada słabo. Dużo dyskusji, mało akcji bieżącej i częste wrażenie, że bohaterowie po raz kolejny rozmawiają o niczym. Wielki finał to rozczarowanie, a cała intryga i bezbarwne postacie umykają z głowy na chwilę po seansie. Na plus można zapisać świetne zdjęcia, dynamiczną ścieżkę dźwiękową i grę aktorską – zwłaszcza Johna Simma, Nicoli Walker, Jeany Spark i świetnej Billie Piper w roli rozhisteryzowanej byłej żony w depresji. Niestety to nie wystarczy, by całość okazała się dobra. Ode mnie przeciętne 5/10.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h