Cudak w reżyserii Anny Kazejak według scenariusza Marka Kreutza jest kameralnym filmem, który opowiada o relacjach polsko-żydowskich. Temat ten w polskim kinie doczekał się już kilku naprawdę dobrych realizacji, twórcy musieli więc znaleźć sposób, by pokazać nam go z innej perspektywy. I tak Cudaka miała wyróżniać historia przyjaźni dwóch niegdyś rywalizujących ze sobą muzyków. Nie wszystko wyszło jednak tak, jak powinno. Dwóch konkurujących ze sobą bohaterów – Żyda Szymona Akermana (Andrzej Kłak) oraz Polaka Romana „Cudaka” Cudakowskiego (Kazik Mazur) poznajemy jeszcze przed wojną. Grającemu na balach u wyższych sfer Akermanowi powodzi się znacznie lepiej niż Cudakowi, który zadowolić musi się występami na weselach i pogrzebach niezamożnych mieszkańców. Polak nie pała więc do Żyda sympatią i najchętniej widziałby rywala jak najdalej od siebie, w końcu „Polska powinna być dla Polaków”. Sytuacja obu muzyków diametralnie zmienia się podczas niemieckiej okupacji. Obaj artyści znaleźli się w trudnym położeniu, lecz los Żyda, który z cenionego obywatela stał się człowiekiem, któremu na każdym kroku odbiera się godność, jest nieporównywalnie gorszy. Przed Cudakowskim otwiera się możliwość zarobkowania – może grać przed Niemcami w … domu publicznym. Recz w tym, że w orkiestrze brakuje skrzypka. Zaradny Polak wpada więc na pomysł, by do swojego występującego przed Niemcami zespołu zaangażować Akermana. Choć punkt wyjścia dla filmu jest całkiem ciekawy, a historia, mimo że prosta, stanowi koherentną całość, to film niestety nie porywa. Cudak nie mówi w kwestii relacji polsko-żydowskich nic szczególnego. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby sama historia Cudaka była wystarczająco interesująca i emocjonująca. Niestety, taka nie jest. Produkcja ilustruje jedynie to, iż Polacy ratowali Żydów (oczywiście nie wszyscy i nie zawsze bezinteresownie), lecz nie robi tego w sposób, który wzbudza emocje. I to największy problem filmu. To przecież film o Holocauście – powinien wywoływać emocjonalny odzew. Nie udało się jednak zbudować poczucia zagrożenia w tych scenach, w których powinno ono być. Choć chciałoby się przejmować losem Akermana, to niestety twórcy nam tego nie ułatwiają. Problem może tkwić w samym scenariuszu i tym, jak przedstawiany jest Akerman. Protagonistą tej historii jest Cudak, a Żyd stanowi raczej „obiekt” jego misji. Nie mieliśmy czasu, by zbliżyć się do Akermana – przez pierwszą część filmu widzimy go trochę z oddali, nie możemy wejść w jego skórę, przez co później nie przyjmujemy się nim tak, jak powinniśmy. Trochę za mało uwagi poświęcono też temu, dlaczego właściwie Cudak zmienia swój stosunek do Żydów. Stało się to zbyt szybko. Oczywiście można tłumaczyć to tym, że nagle w Akermanie zobaczył muzyka, człowieka takiego samego, jak on sam,  ale to nie zostało wystarczająco klarownie wyłożone. Sam więc scenariusz, choć stanowi zamkniętą, logiczną całość, nie należy do wybitnych. W fabule dzieje się bowiem to, czego możemy oczekiwać. Słabo wypadają też żarty z „instrumentów” muzyków – wywołują jedynie zażenowanie. To naprawdę można było sobie darować.
fot. materiały prasowe
Cudak do pewnego stopnia zbudowany jest z motywów i tropów, które znamy już z innych filmów o Holocauście, przez trochę brakuje w nim obiecywanej świeżości. Przede wszystkim sama przemiana Cudaka przypomina tę, którą przeszedł bohater filmu W ciemności Agnieszki Holland. Najpierw Romanowi zależy na tym, by na współpracy z Żydem zarobić, lecz później naraża się dla niego bezinteresownie. W Cudaku mamy też przywołany temat miłości do muzyki jako czegoś, co pozwala przetrwać najgorsze i dodać otuchy – to widzieliśmy w Pianiście. Pojawia się też kwestia tego, jak zamknięcie na małej przestrzeni, w szafie, wpływa na psychikę bohatera – kłania się Daleko od okna. Te znane już motywy nie oddziałują tak mocno, jak we wspomnianych produkcjach i na ich tle nowa produkcja wypada nieco blado. Film Anny Kazejak ma jednak też swoje mocniejsze strony. Pozytywnym zaskoczeniem jest Kazik Mazur, dzięki któremu energetyczny i niestrudzony Cudak na swych barkach przeciąga nas przez tę nieszczególnie emocjonującą historię. Dobrze spisał się Andrzej Kłak, który kolejny raz, po Artystach i Prime Time, udowodnił, że jest zdolnym aktorem. Na plus ocenić można wizualność produkcji – szczególnie ciekawie wypadły sceny kręcone w nocy, a scenografia we wnętrzach nadała filmowi klimat. Cudak nie jest filmem ani wybitnym, ani złym. To koherentna i klarowna opowieść, która jednak nie porusza tak, jak można by sobie tego życzyć. Mimo wszystko jest to produkcja, którą ze względu na ciekawe próby budowania klimatu można, lecz nie trzeba, obejrzeć.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj