Tym razem w odcinku serialu Czarne lustro widzimy Rachel, nastolatkę, która właśnie przeprowadziła się do nowego domu na przedmieściach wraz ze starszą siostrą, wielbicielką ciężkiego, gitarowego grania oraz ojcem, niespełnionym wynalazcą humanitarnej pułapki na myszy. Dziewczyna nie ma przyjaciół w nowej szkole i jedynym elementem, który daje jej radość to słuchanie piosenek i oglądanie występów jej ulubionej gwiazdy pop, Ashley O, która jest idolką Rachel. Pewnego dnia dziewczyna otrzymuje w prezencie zabawkę, którą promuje Ashley, lalkę z wbudowaną sztuczną inteligencją opartą na osobowości piosenkarki. W tym czasie życie gwiazdy wywraca się do góry nogami. Niespodziewanie lalka okaże się kimś więcej niż tylko zwykłą zabawką i sprawi, że Rachel będzie mogła pomóc swojej idolce. Brakuje mi w tym odcinku rozwinięcia bardzo ważnego dla historii elementu. Chodzi mi tutaj o relację Rachel i Jack, która była bardzo dobrze, subtelnie nakreślona w kolejnych scenach, jednak koniec końców ten wątek został urwany gdzieś w połowie opowieści. Ciekawy element, na którym można było zbudować coś naprawdę wyjątkowego i chwytającego za serce został potraktowany po macoszemu i odsunięty na dalszy tor, aby poprowadzić inne wątki. Aspekt fabularny dotyczący Rachel i Jack miał prezentować interesującą sferę, w której mieszały się troska, nienawiść, miłość i brak zrozumienia wobec siebie, tworząc ciekawy koktajl emocjonalny. Był tutaj potencjał na zbudowanie opowieści o szukaniu pocieszenia i zrozumienia w pozornie znajomej materii, w czasie gdy prawdziwe wsparcie kryje się bardzo blisko. I twórcy to bardzo zgrabnie robili do połowy odcinka, jednak w drugiej części zabrakło im pomysłu, jak połączyć tę kwestię z głównym wątkiem i dlatego czuję niedosyt, ponieważ tak naprawdę dobry materiał fabularny nie został doprowadzony do finału. Wielka szkoda, ponieważ już wcześniej twórcy serialu udowodnili, że potrafią budować fantastyczne historie o relacjach międzyludzkich. Niestety również pod względem aktorskim sporo kuleje w tym odcinku. Miley Cyrus, wokół której budowana jest główna oś fabularna epizodu przechodzi ze swoim aktorstwem ze skrajności w skrajność, ponieważ albo jest cicha i nijaka albo pyskata, zarówno we własnej osobie jak i podkładając głos pod Ashley Too. Niestety smutny wyraz twarzy i wykrzyczenie kilku kwestii raz na jakiś czas nie wystarczy, aby w pełni przekazać ból drzemiący w swojej postaci. A w tej bohaterce był ogromny potencjał, aby ukazać w pełni problem życia w mydlanej, medialnej bańce, pełnej pozowania na inną osobę niż jest się naprawdę. Można powiedzieć, że w tym wypadku Cyrus została obsadzona trochę po warunkach, jeśli spojrzy się na jej życiorys. Nie za bardzo również Angourie Rice sprostała powierzonemu jej zadaniu. Młodziutka aktorka stara się jak może, aby coś wykrzesać ze swojej roli, ale za bardzo scenariusz jej na to nie pozwala. Twórcy zbyt mocno poszli z jej rolą w stronę zakompleksionej i bezkrytycznie uwielbiającej swoją idolkę fanki. Problem jest jednak tutaj taki, że nie przechodzi ona żadnej przemiany w czasie opowieści, a powinna, bo potencjał na znacznie bardziej wielowymiarową postać był. Jednak go zaprzepaszczono. Natomiast wyróżniłbym Madison Davenport, która najlepiej zaprezentowała się z całej obsady. Nie próbowała przede wszystkim szarżować, a ze spokojem grała swoją rolę, prezentując się o wiele lepiej od swoich koleżanek. Zdecydowanie więcej emocji było wyczuwalnych w jej wycofaniu niż choćby w nadekspresji Cyrus. Sama intryga zbudowana wokół technologii sprawdziła się nawet nieźle. Pomysł, aby wcielić umysł postaci do ciała zabawki, czy w tym wypadku do minirobota, był na przestrzeni lat wykorzystywany wiele razy w różnych filmach i serialach. I w tym wypadku nie wnosi on niczego nowego, ale również nie stara się być na siłę czymś wyjątkowym. Po prostu to dobrze wykorzystany popkulturowy motyw. Jednak po raz kolejny, choć z pewnymi perturbacjami, udało się scenarzystom przemycić w historii swój komentarz społeczny związany z wizerunkiem człowieka budowanym przez media. Twórcy nie starają się używać w swojej opowieści jakichś wykwintnych metafor, dają nam w przystępny, ale również inteligentny sposób sferę do przemyśleń dotyczących wspomnianej przeze mnie medialnej bańki, w której zapewne musi żyć wiele gwiazd. Jest w tym odcinku świetna scena na końcu, gdzie dwie młode fanki Ashley O trafiają na jej koncert, jednak orientują się, że zupełnie nie pasują do tego miejsca, stylu i środowiska. Ta sekwencja w punkt oddaje główne hasło tego epizodu - bądź sobą, nie wyobrażeniem innych.  Ostatni epizod 5. sezonu  serialu Czarne lustro sprawdza się pod względem społecznej satyry i budowania niektórych wątków. Jednak ma również w sobie sporo błędów, głownie w sferze aktorskiej i nakreślania relacji między postaciami. Niestety w porównaniu z innymi, bardzo dobrymi i trzymającymi pewien poziom epizodami serialu ten wypada blado.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj