Czarownice z East Endu ("Witches of East End") 2. sezon rozpoczynają tydzień po wydarzeniach z cliffhangera 1. serii. Nikt niczego nie pamięta, więc widz razem z bohaterkami odkrywa kolejne części układanki. W centrum jednak stoi Joanna i jej stan zdrowia spowodowany działaniem czarnego charakteru z poprzedniego sezonu. Pojawia się trochę ckliwości i potok łez, ale większych emocji niestety to nie wywołuje. Julia Ormond to niezwykła aktorka, ale w tej roli najwyraźniej nie chce się jej dać z siebie więcej albo po prostu scenariusz jej na to nie pozwala.
Córki nie mają zbyt wiele do roboty w tym odcinku. Ingrid (Rachel Boston) jak zawsze wzbudza najwięcej sympatii, a jej zabawy z magią mogą się podobać. Wątek kuratorstwa wyraźnie odegra w tym sezonie ważniejszą rolę. Przypuszczam, że Ingrid odkryje dzięki temu jakieś ciekawe sekrety. Natomiast Freya (Jenna Dewan-Tatum) jest praktycznie nieobecna w tym odcinku. Jej przeżywanie rozstania z Dashem i poszukiwanie Killiana nie wnoszą zbyt wiele, pozostawiając jedynie sugestię, że wątek romansu nie będzie zbyt istotny. I to jest plus, bo trójkąt miłosny był najgorszym elementem 1. sezonu Czarownic..., a tutaj po prostu go już nie ma. Prędzej czy później Freya odnajdzie swojego ukochanego, ale zanim do tego dojdzie, widz może dostać coś, co zapełni czas czymś ciekawszym niż słaby wątek romantyczny.
[video-browser playlist="634711" suggest=""]
Zgodnie z zapowiedziami pojawia się syn Joanny imieniem Frederick (Christian Cooke). Dzięki jego obecności twórcy mogą zaprezentować zaledwie zarysowaną mitologie czarodziejów z Asgardu oraz tego, jak wygląda życie w porzuconym przez nich świecie. Udaje się tym zaciekawić i pokazać niezły potencjał na kolejne odcinki. Na razie niewiele można powiedzieć o postaci Fredericka - poza tym, że ma trochę inną moc od swoich krewniaków. Z uwagi na tajemniczy emblemat pojawiający się na jego piersi przypuszczam, że może on być przez kogoś kontrolowany i ten ktoś chce odzyskać lub zgładzić Joannę oraz jej rodzinę. Być może to wspomniany przez Fredericka dziadek?
Mamy też przewodni wątek sezonu, który zapowiada się o klasę lepiej od tego z 1. serii. Pojawienie się dziwnej bestii z Asgardu, której wygląd i działanie potrafi zaintrygować, jest motywem zaskakująco dobrym. Na razie nic nie wiemy, ale dzięki tej postaci już widać, że atmosfera się zagęszcza, a wydarzenia mogą mieć zupełnie inny wydźwięk niż zemsta czarownicy.
Czytaj również: MTV zamawia na sezon serial fantasy "Shannara"
Czarownice z East Endu w 2. sezonie notują wzrost jakości w stosunku do poprzedniej serii. Jest lekko, interesująco i w miarę pomysłowo, ale nadal pojawiają się dość ckliwe i kiczowate momenty psujące klimat.