Czerwone koszule, najnowsza książka Johna Scalziego, zbiera same pozytywne recenzje zarówno od krytyków, jak i od czytelników. Z okładki polskiego wydania dowiedzieć się można, że sam dwutygodnik "Forbes" zachwyca się wielowymiarowością powieści, mającą zadowolić i zatwardziałych miłośników SF, i tych, którzy na co dzień czytają lektury z innej półki. Jak pośród tych, niemalże unisono wygłaszanych, entuzjastycznych opinii ma czuć się osoba, która przeczytawszy Czerwone koszule, jest pełna rezerwy wobec tego produkcyjniaka? Zwłaszcza w przypadku, gdy sprawa postawiona została na ostrzu noża wraz ze stwierdzeniem (także z okładki), iż "trudno wyobrazić sobie czytelnika, któremu by się [ta książka] nie podobała". Nie, wcale nie trudno.

Oto mamy XXV wiek. Kosmos przemierza okręt flagowy Unii Galaktycznej, "Nieustraszony", którego zadaniem jest eksplorowanie wszechświata, poznawanie nowych form życia i opisywanie obcych cywilizacji... I na ten właśnie statek dostaje się, wraz z czterema innymi rekrutami, podporucznik Andrew Dahl. Dość szybko spostrzega on, że przed każdą misją zwiadowczą niektórzy członkowie załogi bunkrują się, natomiast samym misjom zawsze towarzyszy krwawa jatka, przynosząca straty pośród szeregowej części załogi "Nieustraszonego". Jeżeli dodać do tego nieśmiertelność oficerów oraz rozwiązującą każdy skomplikowany problem Maszynę, trudno się dziwić, że Andrew i jego towarzysze postanawiają wkroczyć do akcji i rozwikłać tajemnicę okrętu flagowego Unii Galaktycznej. A prawda okaże się zaskakująca.

Czytaj również: J.J. Abrams zekranizuje "Dallas '63" Stephena Kinga

Czytając Czerwone koszule, przychodzi na myśl taka oto refleksja, że minęły chyba czasy, kiedy to pisarze science fiction potrafili historię dobrze opowiedzieć, okraszając ją nierzadko niewymuszonym humorem. Bo chociaż o Narracji wspomina się w tej książce bardzo często, to tak naprawdę w powieści nie ma jej prawie wcale. Zamiast tego obcujemy z niekończącymi się dialogami, które potwierdzają prawidłowość wygłoszoną przez Śmierć w "Sensie życia według Monty Pythona", traktującą o tym, że Amerykanie tylko mówią, mówią i mówią. I wszystko pozostaje dla nich "skomplikowane" (to chyba motto tej pozycji). Ja rozumiem, że nie każdy pisarz to Lem czy Dukaj i że nie każda powieść musi być egzystencjalna, choć – paradoksalnie – powieść Johna Scalziego właśnie taka jest, a przynajmniej widać aspiracje autora, by taką ją uczynić. (Nieco poważniejszą wymowę posiadał debiut pisarza, "Wojna starego człowieka", który przyniósł mu rozgłos.) Ale trudno takiemu Lemowi odmówić poczucia humoru, które wypełniało karty jego dzieł. Przecież "Kongres futurologiczny" (przykład nieprzypadkowy) to jedna z najlepszych powieści humorystycznych, jakie powstały!

Powieść popkulturowa, jaką niewątpliwie Czerwone koszule są, posługuje się cytatem, odwołuje się do kultury masowej. Tutaj mamy tego przykładów bez liku, żeby tylko przywołać odniesienia do "Star Treka", "Gwiezdnych wrót" (choć, gwoli ścisłości, sam Scalzi odżegnuje się, że praca przy tym ostatnim była inspiracją) czy "Diuny". Cała historia jest ujęta w cudzysłów, stąd też, jak w filmach Tarantino, wszechobecny humor. W zamierzeniu ma to być pastisz. Problem w tym, że dowcip, choć częsty, to lata nisko. Daleko mu pod tym względem do kultowej powieści "Autostopem przez Galaktykę" Douglasa Adamsa, książki z nurtu SF również trawestującej cytaty z popkultury, niesilącej się przy tym na Wielkie Dzieło.

Być może bohaterowie (dość regularnie deklarujący konieczność skorzystania z toalety) są celowo papierowi i posługują się językiem przywodzącym na myśl głupkowate kwestie rodem z telewizji. To założenie łatwo przyjąć, biorąc pod uwagę, jak autor prowadzi tę historię. Niestety, nadchodzi moment w tej powieści, kiedy tę konwencję należałoby porzucić, zmienić formułę, spróbować uwypuklić rozbieżność między planami czasowymi, pomiędzy którymi akcja się toczy. Zdecydowanie uwypukliłoby to wymiar komediowy Czerwonych koszul (zważywszy na to, czym okazują się tytułowe koszule). Tego brak i - przykro stwierdzić - działa to na niekorzyść powieści.

Czytaj również: Bestsellery 2013 w Polsce

Można by stwierdzić, że Scalzi również nie wmawia nam, iż obcujemy z czymś więcej niż z postmodernistycznym produktem, w żadnym wypadku nie oryginalnym (z czego sam autor zdaje sobie sprawę), napisanym w wolnej chwili (bo takie wrażenie nieustannie towarzyszy przy lekturze). Można by, gdyby nie ostatnia część powieści, serwująca czytelnikowi wątpliwej jakości metafizyczne rozważania, gdzie tekst przyjmuje poważny ton. Za przeproszeniem, ale miejscami bełkotliwy Dick brzmi bardziej przekonująco i mniej ckliwie.

"W science fiction chodzi nie tylko o naukę, ale o fantazję" - mówi bohater książki, na co drugi mu odpowiada: "Tyle że w twoim wydaniu i jedno, i drugie jest kiepskiej jakości". I choć summa summarum naprawdę nie jest aż tak tragicznie, a powyższy cytat nie stanowi samospełniającej się przepowiedni aż w tak drastycznym stopniu, bo przecież można przy czytaniu tej powieści zaśmiać się parę razy, ponieważ zdarzają się inteligentne riposty, a Scalzi nie operuje humorem wulgarnym (ani razu nie pada w książce brzydkie słówko, co zaliczyć należy na plus), to jednakowoż ograniczyłbym zachwyt nad Czerwonymi koszulami. Chyba że naprawdę nic dowcipniejszego w tym gatunku nie powstaje.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj