Once Upon a Time ("Once Upon a Time") ciągle wałkuje konflikt Emmy (Jennifer Morrison) z Reginą (Lana Parrilla), który dzięki nowym zabiegom fabularnym staje się troszkę ciekawszy. Cieszy mnie fakt, że po tym wszystkim Regina nadal pozostaje dobra i tak naprawdę w tej historii tą złą staje się Emma. Nieźle wypada ocieplenie ich relacji po wspólnej przygodzie, które jest zaledwie minimalne, ale jednak odczuwalne. W końcu twórcy Dawno, dawno temu robią z tego duetu coś, co można oglądać z przyjemnością, ale to i tak zasługa Reginy, która jest najlepszą postacią serialu, a Parrilla daje z siebie wiele, ratując sceny psute przez mdłą Emmę.
Odcinek ten pokazuje, który casting był strzałem w dziesiątkę w kontekście Krainy lodu. I nie jest nim niestety Georgina Haig w roli Elsy. Bynajmniej nie jest to wina aktorki, ale scenarzystów, którzy wyraźnie nie mają pomysłu na rolę tej postaci w opowieści. Błąka się po ekranie, czasem uroni łzę lub dwie - i tyle. Jej rola jest znikoma, a przez to też wrażenie nie jest najlepsze, bo odczuwalny jest brak wykorzystania potencjału. Po postaci, która była zapowiada jako jedna z wiodących tego sezonu, można było spodziewać się więcej. Cała reszta bohaterów na czele z Anną to już ten wspomniany strzał w dziesiątkę - wizualnie i osobowościowo idealnie odwzorowują swoje animowane odpowiedniki.
[video-browser playlist="632882" suggest=""]
Mam ogromny problem z obydwoma recenzowanymi tutaj odcinkami Dawno, dawno temu. Druga połowa 3. sezonu potrafiła zachwycić czarnym charakterem, a Rebecca Mader tworzyła świetną i magnetyczną kreację. Tutaj dostajemy Królową Śniegu, która powinna być równie ciekawą postacią, ale nią nie jest. Wydawałoby się, że Elizabeth Mitchel tradycyjnie grająca bez emocji i na jednej minie sprawdzi się w tej roli, ale niestety jest to najgorsza postać czarnego charakteru w historii tego serialu. Aktorka kompletnie sobie nie radzi - nie potrafi wywołać emocji, stworzyć jakieś klimatycznej otoczki wokół swojej postaci ani po prostu kraść scen tak, jak robiła to Mader czy Piotruś Pan. Kiedy wyjawiono powody, dla których robi to, co robi, pojawiło się kolejne rozczarowanie. Ja rozumiem konwencję baśni, ale to jest, delikatnie mówiąc, przesada - w tym momencie moje zainteresowanie dalszym konfliktem gdzieś pryska, bo cel jest za bardzo absurdalny.
Czytaj także: Victoria Smurfit w "Dawno, dawno temu"
Punktem ratującym ocenę tych 2 odcinków jest postać Belle (Emilie De Ravin), czyli centralnej bohaterki 6. epizodu. W końcu dostajemy retrospekcje z jej udziałem, dzięki czemu możemy zobaczyć wydarzenia sprzed poznania Rumpla (Robert Carlyle), kiedy to wyruszyła do krainy Elsy i Anny. Wątek Belle jest zaskoczeniem w każdym względzie, bo ukazuje ona swoje mroczniejsze oblicze, jakiego spodziewać się raczej nie można było. Widzimy to tak samo w retrospekcjach, jak i w teraźniejszości, gdzie szantażuje swojego męża. To fajnie rozwija ich relację i samą postać, która w końcu wychodzi trochę z tła centralnych bohaterów serialu.
4. sezon Dawno, dawno temu rozczarowuje, bo dzieje się niewiele, postać czarnego charakteru jest nieciekawa, a fabuła nie zachwyca. Po dobrej drugiej połowie 3. sezonu można było oczekiwać czegoś więcej.