Samotny jeździec
Bohaterem gry jest Deacon ‘Deek’ St. John, motocyklista, którego poznajmy na początku epidemii. Wspólnie z przyjacielem Boozerem i Sarą, jego żoną, starają się ujść z życiem z jednego z zainfekowanych miasteczek. Sytuacja jest tragiczna, a cała trójka wielu wyjść z tej patowej sytuacji nie posiada. Bohaterowie decydują się podjąć kroki, które mogą ocalić chociaż jednego z nich. Manewr ryzykowny i świadomość podjęcia tej decyzji towarzyszy im przez większość całej gry. Deacon wspólnie z Boozerem, to członkowie motocyklowego klubu Mongrel z Farewell. Chłopaki są przyzwyczajeni do życia w siodełku motocykla, a w świcie gry znani są jako włóczędzy, bez stałego miejsca pobytu, ale za to z takim doświadczeniem, że warto od czasu do czasu wykorzystać ich umiejętności przeżycia na wolnej przestrzeni niebezpiecznego świata. Chociaż Days Gone z początku wydaje się grą, w której przez większość czasu zabawa prowadzona będzie we dwoje. Szybko dowiadujemy się, że to jest czysto solowe doświadczenie. Zarówno dla grającego, jak i dla naszego motocyklisty. Przebywając setki dni na wolnym powietrzu (w menu pauzy mamy licznik dni od czasu wybuchu epidemii) Deacon zaskarbił sobie zaufanie kilku grup, większych skupisk ludzkich, które z ochotą korzystają z jego doświadczenia i przydzielają mu pewne zadania do zrealizowania. Tylko od nas samych zależy, czy te zadania będziemy wykonywać, czy skupimy się wyłącznie na wątku fabularnym. Niemniej, co warte podkreślenia, realizując zlecanie dla grup, otrzymujemy w zamian walutę gry oraz punkty zaufania. Stopni zaufania grupy jest 3. Z każdym kolejnym odblokowujemy możliwość zakupu ulepszeń dla motocykla, nowych rodzajów broni, itp. Zyskujemy także plany potrzebne do konstruowania nowych rodzajów broni. Ten rodzaj zleceń cechuje się niestety pewną dozą powtarzalności. Schemat jest zbliżony: zlecenie czy też kontrakt na zabójstwo są do siebie podobne. Różnią się jednak na tyle od siebie, że nie czujemy zmęczenia wykonania po raz który bliźniaczo podobnego zadania. W dodatku każda z misji ma także procentowy współczynnik fabularny, które pchają wątek do przodu. Nie są to automatyczne zadania, które klepiemy na oślep, mając przy tym nadzieję, że to już koniec i więcej nie przyjdzie nam tego poprawiać. Czasami, co zaplanowali scenarzyści gry, misje te potrafią zaskoczyć finałem, a sam Deacon musi później świecić oczami przed zleceniodawcami. Oprócz fabularnych zadań i misji pobocznych jest w gra także wiele aktywności dodatkowej, która objawia się na mapie w postaci znaku zapytania. Te zadania również bywają różnej treści. W porównaniu do głównych misji są one mikroskopijnej treści, a ich wykonywanie także wpływa na wzrost zaufania u mieszkańców danego obozu. W przypadku tego tytułu nie śledziłem z zapartym tchem doniesień o nowinkach i wiadomości w sieci. To bodaj pierwszy tytuł na wyłączność PS4, który nie wzbudzał we mnie wielkiego efektu wow przed premierą. Także nie widziałem, że Days Gone oferuje miejscami opcje wyboru. Polega on na tym, do jakiego obozu wyślemy uratowaną osobę. Możemy się kierować własnymi profitami (o tym, jakie to są otrzymujmy informację na ekranie) albo warunkami, jakie panują w obozie. Wybór należy do Was.Wielka, ale nie pusta mapa
Akcja Days Gone rozgrywa się w stanie Oregon. Pięknie położona kraina na północy USA oferuje różnorodność klimatu oraz otoczenia. Znajdziemy tu górskie przesmyki, leśne odcinki oraz mroźne klimaty. Mapa gry była dla mnie zaskoczeniem, bo jeździć jest tutaj gdzie i robić też co nie miara. Otwarty świat z pewnością Wam się nie znudzi w Days Gone i smaczków znajdziecie sporo, ale także – na co się przygotujcie – sporo czasu zajmie Wam pokonywanie niezliczonych setek kilometrów wirtualnego Oregonu. Gra nas do tego zachęca, bo nie wszystko jest podane jak na dłoni. Eksploracja, poznawanie gatunków zwierzyny i roślin przynosi profity w postaci mięsa i składników, a także pozwala nam znacznie ułatwić sobie zadanie szukania interesujących nas lokacji. Kluczowe lokalizacje później dostępne są w opcji szybkiej podróży. Dzięki eksploracji natrafimy na mniejsze obozy, a tam już znajdziemy mapę, która nanosi na naszą mapę punkty szczególnego zainteresowania. Warto jest więc od czasu do czasu zjechać ze szklaku i rozkoszować się pięknem Oregonu.Survivalowy aspekt gry
Nacisk na ten element rozgrywki jest zbliżony jak w podobnym The Last of Us. Obie produkcje mocno czerpią z tego gatunku. W Days Gone w zasadzie poza amunicją do broni palnych wszystko inne jesteśmy w stanie wykonać samemu, na miejscu z dostępnych w świecie gry przedmiotów. Oczywiście wiele z nich wymaga posiadania planów, a te jak już wcześniej wspomniałem, zdobywamy je, wykonując zlecenia od obozowiczów. Jednak nie składniki stają się największym problemem, ale paliwo do motocykla. O ile pod koniec gry mamy na tyle wielki bak w motocyklu, że w zasadzie nie są nam straszne bardzo długi odcinki, o tyle na początku rozgrywki brakuje tego paliwa w naszym srebrnym rumaku. To sprawia, że dokonujemy wyboru: albo prujemy głównym trasami, licząc na to, że po drodze natrafimy na stację paliw, albo ryzykujemy i jedziemy inną drogą, mając nadzieję, że trafimy na kanister z paliwem i uzupełnimy braki. Opcja szybkiej podróży zdecydowanie skraca czas pokonania odcinka, ale też pożera więcej paliwa, niż byśmy stracili, jadąc w siodełku. Zdarza się, że paliwo się skończy i motor do niczego się nie przyda. Maszynę można pchać, ale lepiej ją porzucić i udać się piechotą do najbliższego obozu. Tam za odpowiednią ilość gotówki możemy sprowadzić pojazd, naprawić go i zatankować. Drugim wielkim kłopotem okazują się złomowe odpady. Wszak tych jest więcej jak paliwa w grze, ale mają one szersze zastosowanie. Złom zużywamy do utrzymania sprawności naszej maszyny oraz do tworzenia i naprawiania broni białych. W grze występuje cykl dnia i nocy, a także zmienne warunki atmosferyczne. Wszystko to ma wpływ na to, co dzieje się w świecie gry. Za dnia zdecydowanie mniej na swojej drodze napotkamy świrusów, rojaków, traszek, biegaczy, krzykaczy i innych zainfekowanych, którzy w tym czasie gniazdują. Rzadziej też trafimy na hordy – najtwardsze do pokonania skurkobańce, jakie znajdziecie w Days Gone. To ułatwia nam eksplorację, ale w terenach zurbanizowanych musimy się liczyć z tym, że w budynkach mogą znajdować się roje, których nie chcielibyśmy obudzić. Z kolei noc lub zła pogoda niesie za sobą profity w postaci słabszej widoczności u wrogów, przez co łatwiej ich zajść. Łatwiej także eksplorować miejskie tereny, bo rój wyszedł na łowy. Lecz niestety możemy go napotkać na swojej drodze. Dodatkowo w Oregonie natkniemy się także na wilki, niedźwiedzie i pumy. Niektóre z nich to zainfekowane zwierzęta, które trudniej pokonać.Dobra gra, ale...
Gra studia Bend Studio mnie zadowoliła w sposób taki, że otrzymała notę wysoką. Niestety, któraś z kolejnych aktualizacji więcej napsuła, niż poprawiła. W pewnym momencie zauważyłem, że tytuł nie doczytuje tekstur otoczenia, czasami tekstur samych bohaterów. Przez co czar i magia prysnęła w oka mgnieniu. Długo borykałem się z tym problemem, do póki nie wpadłem na jego przyczynę. Tak się działo, kiedy grę uruchamiałem ze stanu wybudzenia konsoli z załączoną już Days Gone. Po jej zamknięciu i załączeniu ponownie problem z teksturami znikał. Jak to wyglądało w grze możecie zobaczyć sobie w galerii. Kilka zrzutów dokumentujących ten problem udało mi się zachować.To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj