Destiny zakorzeniło się w umysłach graczy już ponad rok temu, gdy oficjalnie ogłoszono prace nad tym tytułem. Z niecierpliwością wyczekiwano 9 września, czyli dnia, kiedy wreszcie można było sprawdzić, jak sprawuje się tytuł, na który czekano tyle czasu. Beta Destiny spełniła swoje zadanie, zainteresowanie produkcją jeszcze bardziej wzrosło, ale czy finalny produkt sprostał oczekiwaniom? Oceniamy najnowszą grę studia Bungie. Studia, które zdefiniowało gatunek FPS na konsolach. Czy Destiny dla konsol będzie takim samym kamieniem milowym, jakim swego czasu było Halo?
[video-browser playlist="633291" suggest=""]
Historia w Destiny nie jest najważniejsza, a gdyby tak było, to gra nie miałaby szans z The Last of Us: Remastered czy serią Uncharted. Fabuła rozgrywa się w bieżącym milenium, około 700 lat w przyszłość. Ludzkość ma już za sobą tzw. złotą erę, w której skolonizowała inne planety Układu Słonecznego. Teraz świat nie przypomina tego, jaki istniał, gdy rasa ludzka rządziła na innych planetach. Jedynym ocalałym przed upadkiem ludzkości azylem jest Old Russia na Ziemi. Krainę tę ochrania Traveler, tajemnicze sferyczne ciało niebieskie, które pojawiło się nad planetą. Koniec ziemskiej osady nastąpi z końcem istnienia tajemniczego obrońcy, który sam nie potrafi się chronić. Krążąc po wszechświatach, Traveler powołuje do życia Strażników (Guardians), wojowników różnych ras, którzy z defensywy przechodzą do ataku. Tylko dzięki ich pomocy Traveler może przetrwać napór Ciemności (The Darkness), która także rekrutuje i przemierza bezgraniczny kosmos w poszukiwaniu swego własnego celu. Na papierze wygląda to wyśmienicie, ale w rzeczywistości lepiej sobie nie zawracać głowy warstwą fabularną – można się tylko rozczarować. W tym też momencie odkrywamy, że Destiny nie jest grą bez skaz. Pod względem fabularnym to kicz i tandeta.
Destiny gatunkowo łączy w sobie takie rodzaje gier jak FPS, MMO i RPG. Na samym starcie wybieramy naszą postać z 3 dostępnych klas. Każda cechuje się innymi umiejętnościami i atrybutami: Warlock specjalizuje się w elementach magicznych, Hunter to specjalista w posługiwaniu się bronią palną oraz sztyletami. Jest także Titan – najtwardsza z postaci. To na jego barkach spoczywa przyjmowanie jak największej liczby obrażeń, ale też nie jest on bezbronny. Titan wyposażony jest w najcięższy pancerz, przez co może dłużej wytrzymać na polu bitwy. Podział na umiejętności jest raczej umowny, gdyż każda z klas postaci posiada swoją podklasę, zupełnie inną od podstawowej, która dopiero po przekroczeniu 15 poziomu doświadczenia zostaje odblokowana. Bardziej spostrzegawczy gracze dostrzegą także miejsce na kolejną podklasę, ale obecnie nic na jej temat nie wiadomo. Wygląda więc na to, że masterowanie bohaterów do granic, jakie przewidzieli twórcy, to zabawa na kilkaset godzin. Co więc robić przez ten czas, skoro w fabułę nie warto się zagłębiać?
Zobacz także: "Destiny" w wydaniu live-action
Odpowiedź jest prosta: grać, ale nie w pojedynkę (bo to mija się z celem), tylko w kooperacji z dwójką znajomych. Wówczas można poczuć, czym Destiny jest i dlaczego tak wciąga. Nie od dziś wiadomo, że kooperacja to świetny tryb wieloosobowy. W Destiny oprócz kooperacji, w trybie fabularnym, możemy na mapie spotkać dziesiątki innych graczy, którzy wykonują swoje wybrane wcześniej zadania. Można im w tym pomóc, można także pozwiedzać świat. Dopiero po przekroczeniu pewnego punktu uruchamiającego misję gracz pozostaje na polu bitwy sam (albo z przyjaciółmi, jeśli tworzy z nimi skład). Sama konstrukcja misji nie jest odkrywcza. Schematyczność to słowo klucz w Destiny. Na okrągło to samo, zmieniają się tylko przeciwnicy i otoczenie. Teraz rozumiecie, dlaczego tak bardzo przestrzegałem przed graniem w pojedynkę. Po 2-3 misjach, które potrafią trwać nawet kilkadziesiąt minut, zwyczajnie będziecie mieli dość tej gry i wystawicie jej laurkę, na jaką z pewnością ona nie zasługuje. Nie chcę także bronić tytułu przed zarzutem, jaki pojawił się krótko po premierze, a mówi on o długości rozgrywki, która przypomina singla w Call of Duty. Owszem, można i tak, speedrun jest możliwy, ale przechodząc grę w ten sposób, tracimy bardzo, bardzo wiele. Eksploracja w Destiny jest równie ważna co gra w co-opie. Mapy w trybie story są olbrzymich rozmiarów, naszpikowane dziesiątkami przeciwników, pełne przepięknych widoków i z poukrywanymi skrzyniami zawierającymi istotne przedmioty ulepszające naszą postać. Niekiedy pojawiają się na nich specjalne zadania do wykonania (public events), za które dostajemy punkty doświadczenia i części ekwipunku. Pamiętając jeszcze z czasów beta testów gry, że eksploracja świata się opłaca, radzę Wam robić dokładnie to samo.
[video-browser playlist="615700" suggest=""]
Tryb fabularny to tylko ułamek tego, co znajduje się w Destiny. Oprócz tego najpopularniejszego rodzaju rozgrywki PvE w grze znajdują się 3 inne. Patrol to swoisty free roam po wybranej mapie. Możemy w nim iść, gdzie chcemy, zwiedzić, co chcemy, zlikwidować, co tylko nam się żywnie podoba. Brzmi nudno? Skądże! Twórcy pomyśleli o tym i dali graczom możliwość wykonywania mniejszych zdań, z którymi nie ma problemu. Zwykle polegają one na eksploracji pewnego fragmentu mapy czy wybiciu w pień konkretnej liczby przeciwników. Często w trybie tym wykonujemy zadania z tzw. bounties, które wybraliśmy z Wieży (Tower). Tower stanowi hub gry, gdzie możemy kupować sprzęt i uzbrojenie, potańczyć oraz zwyczajnie się zrelaksować przed kolejną bitwą. Patrol nie ogranicza się do jednej planety. Ten rodzaj rozgrywki dostępny jest na każdej z lokacji, w których mamy grywalny fragment kodu.
Strike to już zadania dla bardziej doświadczonych graczy. Polegają one na przedarciu się przez mapę naszpikowaną przeciwnikami i pokonaniu bossa, który do najłatwiejszych nie należy. W dodatku ciągłe pojawianie się w jego sąsiedztwie mniejszych przeciwników w sporych ilościach skutecznie wydłuża czas rozgrywki. Tutaj również mamy do czynienia z poziomami trudności. Im trudniej, tym większe doświadczenie wpada na konto gracza i większa szansa na rzadkie przedmioty. Ostatnim rodzajem rozgrywki player versus enemy są raidy, ekstremalnie trudne wyzwania dostępne dopiero od 26 poziomu doświadczenia gracza. To najtrudniejsza forma rozgrywki, z jaką w Destiny będziecie mieli do czynienia. Sam wysoki poziom doświadczenia gracza nie wystarczy. Potrzeba zgranej ekipy i sprawnej komunikacji, a to i tak nie gwarantuje pełnego sukcesu. Pierwsza ekipa na świecie, która dokonała przejścia raidu, spędziła na nim ponad 10 godzin. To znacznie więcej niż kampania w Destiny. Pamiętając słowa Bungie sprzed premiery gry: takich arcytrudnych wyzwań w postaci raidów będzie w grze więcej. Zatem na nudę narzekać nie można, ale czy wystarczy Wam cierpliwości?
Zobacz także: Zobacz, co w najbliższym czasie pojawi się w "Destiny"
Bungie na tym nie poprzestaje. Codziennie dostępne są specjalne eventy, wyzwania do pokonania, za które otrzymuje się unikatowe przedmioty i mnożnik punktów doświadczenia. Wyzwania te zawsze związane są zarówno z rozgrywką w modelu PvE, jak i PvP. Zespołowi Bungie zarzucić nie można, że nie stara się urozmaicać rozgrywki.
Gra z żywym przeciwnikiem ograniczona została do 4 trybów. Podstawowy nosi nazwę Control i polega na przejmowaniu / odbijaniu z rąk przeciwnika punktów na mapie. Tryb ten doskonale znany jest z bety gry. Pozostałe - Skrimish, Rumble i Clash - nie odbiegają znacząco od tego, z czym możemy się spotkać w każdym innym shooterze, w jaki kiedykolwiek graliśmy. Jest również tryb Salvage, w którym 2 zespoły składające się z 3 graczy muszą przejąć i utrzymać przez określony czas punkt na mapie. Z czasem pojawiać się będą kolejne na zasadzie wyzwań do pokonania. Salvage po raz pierwszy został uruchomiony w piątek 12 września i trwał przez weekend.
Destiny, jak na przedstawiciela gatunku MMO/RPG przystało, daje możliwość ulepszania postaci i kupowania bądź znajdywania lepszego ekwipunku. Ten podzielony został m.in. na rzadkość przedmiotów: od pospolitych po legendarne i egzotyczne, a im rzadsza klasa przedmiotu, tym większa szansa, że wykorzystamy go z pożytkiem dla naszej postaci. Nie wszystko da się kupić od razu. Potrzebne są wysokie poziomy doświadczenia i reputacji. Szczególnie tę ostatnią zdobywa się mozolnie – głównie poprzez rywalizację PvP, ale można ją też zyskać za wykonywanie strajków z playlisty.
[video-browser playlist="633293" suggest=""]
Nowe dziecko Bungie nie tylko potrafi porwać w wir rozgrywki (aczkolwiek tylko w co-opie!), ale także ma do zaoferowania sporo, jeśli chodzi o oprawę audiowizualną. W każdej lokacji trudno się nie zatrzymać i oprzeć pokusie pooglądania świata otaczającego. Rozumiem ciągły spam na Twitterze czy Facebooku zawierający screenshoty z gry. Destiny wygląda tak ślicznie, że warto się tym pochwalić. Sfera dźwiękowa gry to również mocna strona produktu.
Destiny cechuje się sporą przypadkowością w rozgrywce. Przykładem niech będą przedmioty, które wpadają losowo każdemu z graczy tworzących jedną drużynę. Ten sam przedmiot dla jednego może być na przykład bronią pospolitą, a dla innego – legendarną. Podobnie jest z elementami ekwipunku, które trzeba "odkodować" w Wieży. Nierzadko na Waszej twarzy będzie malowało się rozczarowanie, gdy znajdziecie przedmiot, który z opisu będzie wyglądał na legendarny, a może nawet egzotyczny, a po odkodowaniu w Tower okaże się, że jest to item zaledwie pospolity lub rzadki, na dodatek dla Waszej postaci zbyteczny. Może okazać się również, że będzie to przedmiot nie dla Waszej klasy postaci. Sam byłem świadkiem takich sytuacji i wiem, jak bardzo dopada gracza frustracja, szczególnie wówczas, gdy zdobycie takiego przedmiotu poprzedzone było długotrwałą i mozolną rozgrywką usłaną setkami śmierci bohatera.
Zobacz także: "Destiny" najchętniej kupowaną marką nowej generacji
Nikt o Destiny nie mówił w kontekście rewolucji – i wyszło to grze na dobre. Nie jest ona ani odkrywcza, ani też nie rewolucjonizuje gatunku. To typowy przykład dobrej gry do kooperacji, ale kiepskiej do samotnego grania. Nazywanie jej kamieniem milowym gatunku to stwierdzenie mocno przesadzone. Destiny wpisuje się w utarte schematy i nie próbuje się z nich wyrwać. Jednocześnie stwarza podwaliny pod kolejną odsłonę, a ta – jeśli wierzyć słowom Activision – przed nami. Wydawca planuje przez okres przynajmniej 10 lat trzymać markę przy życiu. Spoglądając na wyniki finansowe debiutanta, może być to znacznie, znacznie dłużej. Jeśli kolejna odsłona pozbawiona będzie błędów Destiny, to będziemy mogli powiedzieć, że mamy do czynienia z czymś niezwykłym. Na razie to tylko dobra gra do co-opa.
PLUSY:
+ świetny model kooperacji,
+ przepiękna oprawa wizualna,
+ wymagający rozwój postaci,
+ liczne eventy poza kampanią i tradycyjnym trybem multiplayer.
MINUSY:
- granie w pojedynkę,
- nudna i mało interesująca fabuła,
- sporo niedopowiedzeń, które trzeba rozwikłać przeglądając karty Grimoire,
- schematyczność rozgrywki.