Końcówka poprzedniego odcinka sugerowała znaczące zmiany w formule serialu, jednak w szóstym odcinku True Detective wciąż trzyma się wcześniej obranej ścieżki. Jest klimatycznie, psychologicznie i głęboko. Niestety bez zwiększenia intensywności w dochodzeniu, nie ma szans na mocniejsze momenty. Serial robi dobre wrażenie pod względem realizacyjnym i scenariuszowym, ale fabularnie kręci się w kółko od pierwszych odcinków. Wkraczamy już w decydującą fazę, a twórcy zataczają koło, biorąc na widelec Toma Purcella. Poświęcają jego osobie lwią część epizodu, a przecież wiemy, że to nie on podniósł rękę na swoje dzieci. Gdzieś w tle pojawia się pokłosie strzelaniny na posesji Woodarda, twórcy po raz kolejny przepracowują relacje Amelii i Wayne'a oraz Haysa i Westa. Nie wnosi to niestety nic do historii. O ile w początkowej fazie takie pogłębianie kontekstu sprawiało dobre wrażenie, na tym etapie opowieści jest to dalece niewskazane. Całe szczęście w śledztwie pojawia się jeden, niezwykle istotny nowy wątek. Dotyczy on fabryki Hoyt Foods. Wayne i Roland przesłuchują szefa ochrony miejscowego potentata. Każdy uważny obserwator dostrzeże, że to w tym miejscu sprawa jest najbardziej niejasna. Ktoś tutaj coś ukrywa – zarówno pracownik, jak i jego przełożony są w pewien sposób powiązani ze zniknięciem dzieci. To nowy trop i pewne światełko w tunelu dla zmęczonych ciągłymi niewiadomymi. Wreszcie dostajemy ślad, który może pomóc wyjaśnić zagadkę. Pozostałe segmenty niestety pozbawione są większego znaczenia. Najbardziej zawodzi chyba 2015 rok, bo absolutnie nic się wtedy nie dzieje. Roland i Wayne spotykają się w scenie, podczas której główny bohater dostaje ataku amnezji. Ciekawy zabieg – zwrot akcji na płaszczyźnie psychologicznej, ale fabularnie całkowicie niepotrzebny. Jedyna istotna informacja, którą przyniosło nam spotkanie Haysa i Westa w 2015, dotyczy tajemniczej dziury w szafie młodych Purcellów. Dowiedzieliśmy się, że nie została ona zrobiona w złowieszczych celach. W odcinku wiele jest rozbudowanych momentów, w których opowieść stoi w miejscu, mimo że twórcy usilnie starają się nas przekonać, że jest inaczej. Doskonałym przykładem jest tutaj spotkanie policjantów z kuzynem Lucy. Rozmowa jest długa i ciekawa pod względem aktorskim, jednak czy posunęła akcję do przodu? Czy dowiedzieliśmy się z niej coś interesującego? Posłużyła ona jedynie nakierowaniu Toma na ślad swojej córki. Purcell przybywa na posterunek, tylko po to, aby usłyszeć, że Dan O'Brien zaangażowany jest w sprawę. Bez problemu namierza kuzyna, a następnie wyciąga od niego kluczową informację. Dziwne, że takie policyjne tuzy jak Hays i West nie potrafiły sobie poradzić z tym, co zdesperowany ojciec zrobił w kilka chwil. Można to było napisać w nieco bardziej finezyjny sposób.
fot. HBO
+7 więcej
Detektyw w wielu momentach marnuje swój potencjał. Można odnieść wrażenie, że ktoś popełnił błąd na poziomie konstrukcji fabularnej. Wiwisekcje psychologiczne bohaterów powinny stanowić uzupełnienie sprawy kryminalnej, a nie na odwrót. Gdyby twórcy w ten sposób zrównoważyli opowieść, całość robiłaby dużo lepsze wrażenie i przyniosła efekt znany z pierwszego sezonu serialu. Trzecia seria balansuje całość niewłaściwie, sprawia, że to, co powinno stanowić istotę opowieści, całkowicie się rozmywa, odbierając frajdę oglądającym. Momenty takie jak przydługi dialog Wayne’a z synem są całkowicie niepotrzebne i zabierają cenne minuty ekranowe, które mogłyby zostać poświęcone na coś ciekawszego. Końcówka epizodu to kolejna zapowiedź czegoś intrygującego. Tom Purcell dociera do tajemniczego pokoju, w którym prawdopodobnie mieszkała Julie. Twórcy fundują nam niewielki cliffhanger, choć nie ma wątpliwości, iż satysfakcjonujące odpowiedzi padną dopiero w ostatnim odcinku. Do tego czasu musimy pogodzić się ze skrawkami informacji, porozrzucanymi śladami i chaotycznymi tropami. Motywy, takie jak człowiek z bielmem na oku, różowy pokój czy szef ochrony Hoyt Foods, sugerują że zbliżamy się do upragnionego wyjaśnienia. Niczym cierpiący na zaniki pamięci Wayne Hays przedzieramy się przez gęstwiny zagadek i niewiadomych, prosto do złotego runa. Część z widzów z pewnością jest już zmęczona tą podróżą. Inni, wręcz przeciwnie, odnajdują w niej radość. Nie zmienia to faktu, że najnowszy epizod to wielce żmudny i wyczerpujący etap na drodze do konkluzji.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj