Spośród tłumu dziewczyn na Diamentowym placu Natálię mogła wyróżniać jedynie nieprzeciętna uroda. To zapewne ona zapewniła bohaterce książki zainteresowanie Quimeta, chłopca o wielkich marzeniach i jeszcze większym ego. Czy przyjmując zaproszenie do tańca, Natália mogła spodziewać się, że niepozorny kawaler już niedługo odbierze jej tożsamość, podporządkuje swoim zachciankom, a w końcu zostanie jej mężem? Dziewczyna niby dostrzega sygnały ostrzegawcze, ale jednak ostatecznie godzi się zostać Colometą, czyli po prostu gołąbeczką. Na dodatek zostaje nią praktycznie dosłownie. Jej dom zamienia się w gołębnik, a dzieci w bezbronne pisklaki, które na przemian kwilą i domagają się jedzenia. Colometa, niczym prawdziwa gołębia mama, codziennie wyrusza w świat, by zapewnić swojej rodzinie byt. Pod tym względem nie może przecież liczyć na Quimeta, który myślami buja wysoko w chmurach. Nie jest łatwo być żoną marzyciela, zwłaszcza takiego, którego świat kończy się na czubku własnego nosa. Colometa nie skarży się jednak na swój los. Każdego dnia podnosi rękawicę i zmaga się z trudami życia w XX-wiecznej Barcelonie. I kiedy jest jej już na tyle ciężko, że wydaje się, że gorzej być nie może, wybucha wojna. Quimet ze swoimi wielkimi ideami rusza na front, a jego ukochana gołąbeczka zostaje sama z dwójką dzieci. Choć delikatna i zupełnie nieprzygotowana na to, co ją czeka, Colometa bierze na swoje barki nie mniej brutalną walkę – walkę z codziennością w czasie wojny.
Mówi się, że na wojnie najwięcej tracą kobiety i dzieci. Mężczyźni walczą karabinami, czołgami, bombami. Kobiety nie mają do dyspozycji żadnej broni. Zresztą jaka broń pozwoliłaby pokonać głód, przemęczenie i niepewność co do przyszłości? Takiej amunicji jeszcze nie wymyślono, a z pewnością przydałaby się ona wszystkim ofiarom wojen. Wszystkim, którzy na froncie tracą ukochanych oraz tym, którzy widzą strach w oczach swoich dzieci i muszą tłumaczyć im, dlaczego znów idą spać bez kolacji. Czytanie o okrucieństwach wojny, zwłaszcza teraz, w tak pełnych niepokoju czasach, to duże wyzwanie. Rodoreda swoim specyficznym, prostym, a zarazem pełnym emocji stylem nie oszczędza czytelnika. Katalońska autorka nie stosuje żadnych uników, nie próbuje sztuczek, które mogłyby złagodzić przekaz. Bez uprzedzenia strzela pełnymi goryczy przeżyciami i przemyśleniami głównej bohaterki. Trzeba mieć tego świadomość przed sięgnięciem po Diamentowy plac, co wcale nie oznacza, że nie warto się z tym zmierzyć.
Źródło: Marginesy
Mogłabym godzinami rozpływać się nad tym, jak genialnie napisana jest ta książka. Jest w niej tyle elementów zasługujących na pochwałę, że nie sposób wymienić wszystkich. Nie bez powodu dzieło Mercé Rodoredy zalicza się do klasyki katalońskiej literatury. Czytając Diamentowy plac, można dojść do wniosku, że jest to książka wybitna, która zasługuje na miejsce na półce obok najznamienitszych dzieł autorów z innych części świata. Na dodatek jak na dłoni widać w niej inspiracje twórczością m.in. takich postaci jak Virginia Woolf czy Lew Tołstoj, co na pierwszy rzut oka może wydawać się przesadnie szalone, ale w rezultacie jest niezwykle smaczne i odkrywcze. Diamentowy plac na długo zostaje w pamięci. Losy Natálii, mimo że mocno splecione z historią XX-wiecznej Hiszpanii, mają w sobie pewną nutkę uniwersalności. Myślę, że każdy z nas może odnaleźć cząstkę siebie w tej zwyczajnej bohaterce. Wystarczy przygotować się na emocjonalny roller coaster i sięgnąć po nietuzinkowe dzieło Mercé Rodoredy.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj