Ta opowieść wywołuje bardzo mieszane odczucia. Z jednej strony dużo rzeczy w tym odcinku sprawia wrażenie powielania znanych pomysłów z innych seriali czy filmów. Wielu scenom brak jakiejkolwiek świeżości czy oryginalności. Razi to, bo nie tego oczekuję po przygodach Doktora. Z drugiej strony mamy zabawę konwencją westernu. Twórcy kompletnie nie kryją tego, że świetnie się bawią, lawirując w klimacie Dzikiego Zachodu. Widać odtworzenie wielu schematów gatunku, które z Doktorem w roli głównej potrafią sprawić pozytywne wrażenie.
[image-browser playlist="598962" suggest=""]©2012 BBC
Pomimo ogólnego braku oryginalności, zdołano wpleść sporo interesujących rozwiązań, perfekcyjnie pasujących do tego uniwersum i gwarantujących sporą dawkę zabawy. Odcinek pokazał nam także oblicze innego Doktora, takiego, który po odkryciu prawdy, chwilowo traci nad sobą panowanie. Gdy widzimy go z bronią w ręku, podczas pojedynku z cyborgiem, napięcie rośnie. Wydaje się, że naprawdę z niej skorzysta, aż w ostatniej chwili powraca dobrze nam znany Doktor. Jednocześnie powiązane jest to z Amy i Rorym. Dzięki temu mieli sposobność spojrzeć na Doktora i całą sytuację w zupełnie innym świetle. Podkreślono to znakomicie w scenie, gdy Doktor wyrzuca z siebie frustrację związaną z jego miłosierdziem. Drobna sugestia, powoli zwiastująca nam odejście towarzyszy.
Małym, acz sympatycznym dodatkiem jest pojawienie się Bena Bowdera. Lubiany i znany z Farscape oraz Stargate SG-1 fantastycznie wpasowuje się w konwencję odcinka, dodając od siebie wystarczająco dużo pozytywnych cech. Przyznam bez ogródek, że po pierwszym spojrzeniu nie poznałem Bowdera. Charakteryzacja zrobiła swoje i dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że to właśnie on.
[image-browser playlist="598963" suggest=""]©2012 BBC
Olbrzymi plus za muzykę. Doctor Who jest jednym z niewielu obecnie emitowanych seriali, w którym tło muzyczne gra jedną z głównych ról. Orkiestra symfoniczna tworzy score żyjący własnym życiem i zapewne nadający się do ponownego słuchania także poza serialem. Kompozytor genialnie nawiązuje tutaj do Złotej Ery Hollywood, kiedy to westerny rządziły kinem. Coś pięknego!
Tym razem Doctor Who rozczarowuje. Zamiast świeżej i zwariowanej przygody naszego bohatera, dostaliśmy przeciętną opowieść pozbawioną oryginalnych rozwiązań i obfitującą w szablony, które dla widzów obeznanych z kinem i telewizją są rzeczą budzącą niesmak. Za mało w tym zabawy typowej dla przygód Doktora, a skupienie się na jego moralnym kręgosłupie nie wystarczy, aby było dobrze.
Ocena: 5,5/10