Pierwsze minuty imponują umiejętną zabawą gatunkiem noir, która wprowadza interesujący klimat do opowieści. Osadzenie części akcji w takiej atmosferze wpłynęło pozytywnie na cały odcinek i nawet pasuje do konwencji przygód Doktora.

Pondowie i Doktor są w Nowym Jorku, gdy nagle Płaczące Anioły porywają Rory'ego do innego czasu. W tym momencie Doktor nie wie, jak tam się dostać i zaczyna być świadomy, że bez pomocy nic nie zdziała. Pomocna okazuje się River, która pierwszy raz w tym sezonie powraca do serialu. Szkoda, że tak rzadko gości w Doktorze Who - jest to jedna z bardziej wyrazistych postaci wzbudzających sympatię.

[image-browser playlist="598347" suggest=""]©2012 BBC

Kilka elementów nie imponuje dopracowaniem, szczególnie niektóre działania bohaterów, które są dosyć naiwne. Czemu Rory, będąc gdzieś w Nowym Jorku, widząc błyszczący budynek, decyduje się do niego wejść? Czemu uciekając przed aniołami, niczym w schematycznym horrorze biegnie na dach? Niby są to konieczne uproszczenia, ale można byłoby to rozwiązać w bardziej przystępny sposób.

Trzeba oddać twórcom szacunek, że potrafili w tym jakże ważnym odcinku zapewnić nam sporo emocji. Sama akcja z Płaczącymi Aniołami nie jest zbyt interesująca ani efektowna, ale to nie jest tutaj najważniejsze. Skupienie na bohaterach jest kluczem do sukcesu. Fantastyczne pokazano uczucie Pondów oraz tego jak ważni są oni dla Doktora. Szczególnie czuć to w scenie skoku Pondow, gdy nie jesteśmy tak naprawdę pewni, czy to ich koniec. Pięknie pokazano ich miłość, która nie pozwoliła im do poświecenia drugiej połówki.

[image-browser playlist="598348" suggest=""]©2012 BBC

Końcowe sceny również są bardzo udane. Gdy już jesteśmy pewni, że wszystko skończy się happy end, a Pondowie po prostu powiedzą Doktorowi, że nie chcą dalej podróżować, twórcy serwują nam niemiłą niespodziankę. Wychodzi na to, że pomimo paradoksu, nikt nie ucieknie Płaczącym Aniołom, którzy koniec końców dopadają Rory'ego. Wówczas mamy jedną z najlepszych scen siódmego sezonu - pożegnanie Amy i Doktora. Świetnie zagrane, świetne przedstawione - można się wzruszyć.

Moffat zdecydował się przedstawić nam słodko-gorzki los Pondów, którzy chociaż przestali podróżować z Doktorem i zginęli, mogli doczekać spokojnego i szczęśliwego życia w normalnym świecie. Smutne, ale naprawdę satysfakcjonujące.

Ocena: 8/10

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj