Dolina Łez to tegoroczny serial produkcji izraelskiej, który w swojej ojczyźnie debiutował już jakiś czas temu. Teraz dostępny jest także na platformie HBO GO, na której można obejrzeć dwa pierwsze odcinki. Zgodnie z opisami produkcji mamy tu do czynienia z miniserialem o tematyce wojennej, w dodatku bazującym na prawdziwych wydarzeniach – tłem całej akcji jest bowiem tak zwana wojna Jom Kipur (a w niej konkretna bitwa - Bitwa o Dolinę łez), która rozpoczęła się 6 października 1973 roku na znajdujących się między Izraelem a Syrią Wzgórzach Golan.  Każdy z głównych bohaterów w mniejszy lub większy sposób zostanie dotknięty traumą wojenną. Następujące kolejno po sobie wydarzenia będziemy mogli śledzić z kilku różnych perspektyw.  Krótkim słowem wstępu - w październiku 1973 roku, na Wzgórza Golan, zajmowane wówczas przez Izrael, niespodziewanie napadły połączone siły Syrii i Egiptu. Termin ataku nie był przypadkowy – to właśnie wtedy w Izraelu odbywało się ważne święto Jom Kipur, a większość żołnierzy myślała o celebrowaniu go w gronie rodziny, zamiast szykować wszystkie siły na ewentualną wojnę. Właśnie w tym miejscu rozpoczyna się akcja serialu – pierwszy odcinek jest jeszcze wyraźnie beztroski, a widmo wojny wciąż wydaje się odległe, niedotyczące głównych bohaterów. Napięcie budowane jest bardzo powoli – typowa akcja militarna rusza dopiero z końcem pierwszego epizodu i zdecydowana jej większość ma miejsce w odcinku numer dwa. Dzięki ukazanej "ciszy przed burzą" mamy możliwość lepiej poznać chłopaków z jednostki i zobaczyć ich reakcje w różnym świetle – od beztroski czy żartów na dyżurze w przeddzień ataku, po pierwszy szok wywołany nagłym uderzeniem wroga. Warto wspomnieć, że główni bohaterowie to nie terminatorzy, a przestraszeni młodzi ludzie - muszą działać chaotycznie, często spontanicznie i zwyczajnie drżą o własny los, co serial pokazuje dość dobrze, w dużej mierze skupiając się na pełnych emocji twarzach postaci. Kilka scen ma wydźwięk nieco zbyt patetyczny, zwłaszcza te pierwsze, w których mała jednostka Izraelczyków rozwala czołgi nieprzyjaciela bez żadnego chybienia... Jednak ostatecznie całość nabiera nieco większego realizmu, a chłopcy w czołgach zostają brutalnie przytłoczeni przewagą liczebną przeciwnika – i tu nie ma już miejsca na udawanie, że są w stanie czemuś takiemu tak po prostu podołać. Warto wspomnieć, że serial przedstawia wyłącznie izraelski punkt widzenia - nadchodzący wróg to po prostu wróg, którego historii czy motywacji w dwóch pierwszych odcinkach zupełnie nie zgłębiamy, co można traktować jako pewnego rodzaju minus opowieści. W dwóch pierwszych odcinkach cały ciężar fabularny spoczywa na barkach żołnierzy w bazie na Wzgórzach. To, że właśnie ta płaszczyzna będzie główną osią akcji, widać już w pierwszym epizodzie, kiedy to właśnie wśród umundurowanych chłopaków w bazie wojskowej zaczynają pojawiać się pierwsze podejrzenia o możliwym ataku ze strony nieprzyjaciela. Na głównego bohatera szybko wyrasta lekceważony przez kompanów Avinoam Shapira (Shahar Taboch), którego z resztą serial wprowadza jako pierwszego, jeszcze w scenie otwierającej. Trudno zatem obiektywnie ocenić jakość proponowanych w tej produkcji wątków głównych (a tych w tle zarysowanych jest co najmniej kilka), bo tak naprawdę w dwóch pierwszych odcinkach zapoznajemy się bliżej tylko z jednym z nich. Przez fakt, że twórcy mocno skupiają się na przedstawieniu wydarzeń z pierwszej linii frontu, pozostałe wątki z potencjałem nieco umykają – historia ojca (Lior Ashkenazi w roli bohatera o imieniu Meni Ben-Dror), który rusza na poszukiwania syna jakoś nie wzbudza emocji, izraelskie Czarne Pantery (z reprezentującym je bohaterem Malachim - Maor Schwitzer) są zasygnalizowane gdzieś w tle, a wątek umundurowanych kobiet, które są odstawione na bok ze względu na swoją płeć, został w dwóch pierwszych odcinkach okrojony do totalnego minimum. Widać, że te historie mogą przerodzić się w coś więcej, jednak na razie zupełnie nie pozwala się im wybrzmieć - moim zdaniem pełne dwa odcinki to trochę za długo, by tak odsuwać resztę na bok, bo później opowieść może po prostu przestać się kleić w jedną całość. Niekorzystne jest także przeplatanie scen z ostrzeliwanego czołgu z - powolną wręcz - akcją związaną z ojcem. Mieszanie wątków dynamicznych z tak bardzo statycznymi trochę wytrąca z równowagi – gdy już jako widzowie skupiamy się na akcji zbrojnej, nagle ni stąd ni zowąd trafiamy do auta z Menim i Malachim, by potowarzyszyć im przy okazji spokojnej rozmowy. Brakuje mi tu jakiejś konsekwencji, bo traci na tym i ostra akcja w czołgu i sam wątek ojca, który w tym kontraście budzi skojarzenia z czymś nudnym. Jeśli chodzi o efekty specjalne, mimo opisywanego wysokiego budżetu, jest dość przeciętnie – gołym okiem widać, że wybuchy zostały wygenerowane komputerowo, co w pewnym sensie wzbudza dystans w odbiorze, momentami czuć w tym wszystkim lekką sztuczność. Jak na produkcję wojenną, Dolina łez nie jest również brutalna – miniserial można nazwać bezpiecznym, takim, w którym przelewu czerwonej krwi raczej nie uświadczymy. Twórcy wyraźnie starają się akcentować przede wszystkim emocje głównych postaci, nawet bardziej niż działania zbrojne. Trochę szkoda, bo wydaje mi się, że przy położeniu większego nacisku właśnie na wymiar wojenny tej produkcji, serial mógłby dodatkowo zyskać i nabrać pewnych rumieńców. Warto wspomnieć, że każdemu odcinkowi towarzyszą krótkie przebłyski zmontowane z autentycznych nagrań z października 1973 – widać je na początku we wprowadzeniu historycznym oraz w napisach końcowych każdego z epizodów. Na plus również jedna z najbardziej podstawowych kwestii – język hebrajski. Tutaj nikt nie mówi po angielsku, udając rodowitego Izraelczyka, co oczywiście pozytywnie wpływa na wiarygodność opowieści. Wyraźnie czuć, że jest to produkcja od początku do końca izraelska. Dolina Łez to serial wojenny, który po dwóch pierwszy odcinkach wypada... co najwyżej poprawnie. Produkcja cały czas się rozkręca - widać, że serial jeszcze próbuje znaleźć równowagę między dramatem a kinem wojennym, jednak na tym etapie nie jest szczególnie poruszający ani w jednej ani w drugiej płaszczyźnie. Nie jest to opowieść, która porwie od pierwszego odcinka - raczej taka, która liczy na cierpliwość widza. Pozostaje liczyć, że kolejne odcinki rozwiną wątki z większym potencjałem. Na tym etapie ode mnie 6/10.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj