Dolina umarłych to horror akcji, który rozgrywa się w czasie hiszpańskiej wojny domowej. Jan Lozano, kapitan V Brygady, wraz z młodym kierowcą Decruzem, wyrusza z misją przekazania tajnej wiadomości przez teren objęty działaniami wojennymi. Zostają pojmani przez wrogów, którzy chcą wykonać na nich egzekucję. Ostatecznie muszą połączyć siły, gdy odkrywają, że horda zombie, która powstała w wyniku eksperymentu nazistów, grasuje po dolinie, próbując ich pożreć. Nakręcono już bardzo dużo filmów z zombie, choć głównie były to produkcje amerykańskie. Ale Dolina umarłych wyróżnia się na ich tle miejscem i czasem rozgrywania się akcji. Przenosimy się do drugiej połowy lat 30. XX wieku i objętej wojną domową Hiszpanii, co jest oryginalnym pomysłem, który jest powiewem świeżości w gatunku horrorów z zombie. Natomiast obrano humorystyczną konwencję, traktując historię w prześmiewczy sposób, gdzie największymi złoczyńcami są niemieccy naziści, którzy przyczynili się do tej małej apokalipsy żywych trupów. Ale trzeba przyznać, że ma to swoje pewne historyczne podstawy, ponieważ ta wojna była traktowana jako poligon do testowania różnych rodzajów broni w warunkach bojowych. Więc motyw eksperymentu, jak najbardziej tu się wpasował. Humor nie jest najmocniejszą stroną początkowej fazy filmu. Choć Jan (Miki Esparbé) i Decruz (Manel Llunell) tworzą interesujący duet, to ich przekomarzanki i żarty nie bawią. Ale należy pochwalić młodego Llunella, który kreuje gadatliwą, dziwną, ale na swój sposób zabawną postać. Na szczęście to się nieco zmienia, gdy do tej dwójki dołączają partyzanci i ten humor zostaje ukierunkowany na tematy związane ze stronami konfliktu. Mamy do czynienia z grupą osób reprezentujących: faszystów, nacjonalistów, komunistów i republikanów. A dla urozmaicenia znaleźli się jeszcze Rosjanin, Arab, zakonnica, panna młoda i niemiecki dowódca. Nie wspominając o zombie. Istna mieszanka wybuchowa, która napędza raczej słabowity humor, miewający od czasu do czasu lepsze momenty.
fot. Netflix
Nasi compañeros to grupka specyficznych postaci, ale nie można im odmówić wyrazistości. Choć akcja prowadzona jest w szybkim tempie, to każdy otrzymuje chwilę, aby krótko przedstawić swoją historię. Jedne są mniej, a niektóre bardziej zabawne, ale ważne, że między bohaterami nawiązuje się nić porozumienia i wzajemne zrozumienie, mimo odmiennych poglądów. Szczególnie dobrze to wygląda między Janem i sierżantem (Luis Callejo), którzy wprowadzają odrobinę powagi do filmu. Ponadto bohaterowie mają ciekawe pseudonimy, jak Zapalnik albo Kosa na Księży. Ale to wszystko pozwala sympatyzować z postaciami, dlatego widzom zależy na ich losie. Nietrudno się domyślić, że tak jak to bywa w horrorach – nie brakuje ofiar krwiożerczych zombie wśród członków grupy. Ostatecznie śmierci bohaterów nie powodują większych emocji, co jest pewnym mankamentem tego filmu nastawionego bardziej na humor. Dolina umarłych bywa prześmiewcza w stosunku do historii oraz konwencji horroru, a także jest nieco groteskowa, ale największym plusem filmu jest szybkie tempo akcji i sekwencje walk. Oczywiście od czasu do czasu następuje zwolnienie, aby postacie mogły przez chwilę ze sobą porozmawiać i odsapnąć, ale gdy zombie zaczynają atakować, tak nie przestają nękać naszej grupki do końca. Sposób przemiany w żywe trupy raczej nie odbiega od standardu. Jedynie można mieć zastrzeżenia co do charakteryzacji, która jest nierówna. Raz zombie wyglądają dość upiornie, a innym razem widać spore niedociągnięcia. Nie jest wykluczone, że jest to intencjonalne ze względu na komediową formę filmu, ale efekt jest raczej mizerny. Poza tym makabra w filmie jest ograniczona do minimum. Jest on brutalny, ale nie na tyle, żeby miało to robić wrażenie. Więc miłośnicy gore na pewno mogą poczuć się mocno rozczarowani pod tym względem. Do tego może razić rozpryskująca się krew wygenerowana za pomocą efektów wizualnych, co prezentuje się w przerysowany sposób. Dolina umarłych to niezłe kino klasy B, którego akcja rozgrywa się w oryginalnych miejscach. Lasy, opuszczone budynki czy baza kolejowa mają swój klimat. Historia nie spoczywała tylko na barkach Mikiego Esparbé, który na tle pozostałych aktorów jest dość nijaki. Na pewno ta produkcja nie zapadnie na długo w pamięci, ale potrafi dostarczyć przyzwoitej rozrywki, o ile lubi się tego typu komediowe horrory i kąsające zombie. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj