Schemat poczynań scenarzystów serii Dragon Ball jest dosyć prosty w obsłudze, co nie zmienia faktu, że za każdym razem dostarcza wielu emocji. Również w tym przypadku Son Goku występuje w roli oczekiwanego zbawiciela, podczas gdy początkowe godziny walki obstawiane są przez jego przyjaciół. Sezony Doragon bôru Z obfitowały w ten charakterystyczny koncept, a seria Dragon Ball Super kontynuuje tę niepisaną tradycję. W najnowszym odcinku sceny z Goku ograniczają się do nieznacznego prologu nowego wątku związanego z uczniami Whisa, prawdziwa akcja bowiem rozgrywa się na Ziemi. Zaskakującym jest, iż twórcy nie pokusili się o odwlekanie walki z żołnierzami Freezera. Należało się spodziewać, że do pojedynku z głównym nemezis szybko nie dojdzie - i pod tym względem wszystko jest na swoim miejscu. Może nie tyle oczekiwałam, co byłam przekonana, iż scenariusz pokusi się o retardację, która zwiększy napięcie dzielące nas od pierwszego ciosu. Zastąpiono to jednak dosyć szybką wymianą zdań i uwag poszczególnych stron, by szybko doprowadzić do wypełnionej uderzeniami i siniakami jatki. Cóż, może niecierpliwość Freezera w dokonaniu zemsty udzieliła się również samym twórcom. Walka z resztkami armii niegdysiejszego galaktycznego konkwistadora staje się kontrapunktową okazją do wyszczególnienia fizycznego i psychicznego rozwoju naszych bohaterów. Podczas pierwszego spotkania z poplecznikami Freezera każda poszczególna walka była niemałym problemem dla większości protagonistów. Obecnie prawie każdy żołnierz staje się w rękach przyjaciół Goku zwykłym workiem treningowym. Najlepiej ową przemianę widać w postępowaniu Krilana – wciąż niepewnego i zdjętego strachem przeszłości, lecz szybko nabierającego pewności siebie wobec oczywistych faktów, które w krótkiej, podbudowującej przemowie wyłuszcza mu Genialny Żółw, nota bene walczący ramię w ramię z obrońcami Ziemi. Miło, że również sam Mistrz dostał w końcu okazję do pokazania swojej siły. No url W porównaniu do kinowego pierwowzoru 21. odcinek Dragon Ball Super wypada dosyć nijako. Dragon Ball Z: Resurrection of F wykorzystuje dużo ciekawsze ujęcia i sekwencje walk, które bohaterowie rozgrywają z nacierającym na nich licznym oddziałem wrogów. Serial ogranicza się przede wszystkim do typowej wymiany ciosów i powalania przeciwnika na ziemię. Nawet rola Jaco zostaje tu maksymalnie przygaszona do kilku śmiesznych zachowań, podczas gdy w kinie wykazał się on odważną postawą godną oficera Galaktycznego Patrolu. Przed głównym daniem należy podać przystawkę, którą tutaj uosabia Tagoma. Wojownik Freezera, którego ten ostatni siłą wysłał daleko w kosmos, powraca całkiem odmieniony. Z początku sądziłam, że nie zobaczymy już tej postaci, lecz muszę przyznać, iż miło się zaskoczyłam. Tagoma po treningu z samym Freezerem stał się nie tylko silniejszy (przez co zapewni nam rozrywkę w postaci świetnych scen walki z Gohanem i resztą), lecz również o wiele bardziej okrutny i bezwzględny, przez co awansował do roli niezwykle intrygującej postaci. Boleśnie przekonał się o tym sam Gohan, którego na szczęście udało się w porę odratować, a to dopiero początek możliwości prawej ręki Freezera! Już teraz można zacierać ręce na myśl o przyszłotygodniowym odcinku.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj