Pojedynki Międzygalaktycznego Turnieju Sztuk Walki dostarczyły nam wspaniałych, by nie powiedzieć – nostalgicznych, wrażeń. I jak to bywa przy dobrej zabawie, czas nieubłaganie leci do przodu, a zakończenie Turnieju czai się tuż za rogiem. Jedni z ostatnich wojowników stoją już na macie. Walka Hita z Son Goku to najistotniejszy pojedynek Turnieju, nawet pomimo obecności Monaki, który oficjalnie wciąż jest asem w rękawie Beerusa. Starcie pomiędzy gigantami sztuk walki to jedna z najlepiej rozpisanych potyczek na przestrzeni całego sezonu. Choć krótkie, jest jednak bardzo intensywne – idealne na podsumowanie rzeczonego Turnieju. Wynik omawianego spotkania uzależniony został przede wszystkim od rozwoju mentalnego postaci aniżeli od zwyczajnego demonstrowania siły. Teoria ta pojawia się w 39. odcinku, by eskalować najdokładniej w następnym. Hit, którego wojownicze zdolności poznajemy na początku walki z Vegetą, to nie ta sama osoba, która kończy potyczkę z Son Goku. Jak podkreśla sam Vegeta – doskonalenie się podczas walki to typowa cecha Saiyan. Cóż, Hit-Zabójca udowadnia, że Kosmiczni Wojownicy to nie jedyne istoty we Wszechświatach zdolne do nieustannego zaskakiwania swoich przeciwników. No url Fioletowoskóry kosmita to przykład perfekcyjnego oponenta dla Goku. Wystarczy tylko spojrzeć na zachowanie ziemskiego bohatera – wykorzystuje on niebezpieczną dla siebie samego technikę, która nie jest w pełni przetestowana ani udoskonalona. Jego determinacja jest nawet większa. Wszak to on gorąco namawia Bogów Zniszczenia do anulowania wszelkich zasad Turnieju, aby Hit mógł skorzystać w pełni ze swojej mocy. Już nie raz byliśmy świadkami takiego zachowania Goku. On, jako jeden z nielicznych (jeśli nie jedyny), potrafi czerpać samą przyjemność z walki, bez konieczności jej wygrania. Oddanie pojedynku walkowerem jest przejawem nie tylko jego charakteru, ale i najczystszego ducha sportowej rywalizacji, jaki mieliśmy okazję oglądać na przestrzeni wszystkich Turniejów Sztuk Walki. Zaskakujące jest to, że Hit staje na równi z Goku. Przez cały czas odnosiłam wrażenie, że zdobycie Kostki do Transportacji Champy jest dla niego najistotniejsze. Goku potrafił jednak odnaleźć w przeciwniku swoją równowartość i wydobyć ją na wierzch. Odcinek 40. teoretycznie finalizuje Międzygalaktyczny Turniej Sztuk Walki. Nieodwołalna decyzja Goku prowadzi do tego, że reszta odcinka staje się dosyć przewidywalna. Nie umniejsza to jednak wspaniałemu wystąpieniu Monaki. Zwycięstwo 7. Wszechświata nie mogło zostać zdobyte w bardziej komiczny i absurdalny sposób, co dodatkowo podsumowuje to niespotykane wydarzenie. Podobało mi się również, jak szybko twórcy przypomnieli nam, że Bogów Zniszczenia nie należy lekceważyć. Gniew Champy, skierowany na uczestników Turnieju, mocno ochłodził atmosferę odcinka. Radość i szczęście z wygranej szybko zostały zepchnięte na bok. Choć pojawiały się sytuacje zagrażające zdrowiu bohaterów, jednakże cały Turniej utrzymany został w dosyć pozytywnych barwach. Tutaj jednak mieliśmy przejaw siły, która była w stanie unicestwić całe to założenie, prawdopodobnie poprzez doprowadzenie do destrukcji całej Bezimiennej Planety. Tym większe było moje zaskoczenie, kiedy na arenie pojawiło się trzech tajemniczych osobników, z których to najmniejszy z nich wywołał przerażenie na twarzach obydwu Bogów Zniszczenia. Dzięki temu twórcy zaserwowali nam na sam koniec Międzygalaktycznego Turnieju niespodziewany cliffhanger. Kim (bądź czym) jest Król Wszystkiego i jak wielką mocą dysponuje, aby móc ustawiać do pionu samego Beerusa i Champę? Nie wiem jak Wy, ale ja czuje się zaintrygowana.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj