Odcinek 46 finalizuje krótki, przygodowy wątek Nadludzkiej Wody, bowiem w kolejnej odsłonie przygód Goku czeka na nas nowa, zdecydowanie mroczniejsza fabuła oraz powrót dawno niewidzianego bohatera.
Wydarzenia mające miejsce na planecie Potaufeu były krótką rozrywką dla fanów zebranych przed ekranami. Historia rozgrywająca się na przestrzeni trzech odcinków zawierała aspekty humorystyczne, niepokojące oraz przepełnione akcją. W finale tej opowieści otrzymujemy walkę Goku z obecnym antagonistą - kopią Vegety. Stawka jest wysoka, gdyż przez blisko 20 minut pojedynek rozgrywa się o życie prawdziwego Vegety. Fakt ten dostarcza nam kilka nowych scen podkreślających zażyłość łączącą Trunksa ze swoim ojcem. Podczas gdy w poprzednich seriach raczej unikano obnoszenia się z głębokimi relacjami rodzinnymi w przypadku dumnego Księcia, w
Dragon Ball Super otrzymujemy ich całkiem sporo. Sama charakterystyka bohatera również zostaje nieustannie naświetlana - 46. odcinek zawiera w sobie sporo elementów, które jednocześnie pogłębiają psychologię postaci, ale także z przymrużeniem oka patrzą na Vegetę (chociażby scena ze smoczkiem, która wygrywa cały odcinek).
Dragon Ball Super utrzymuje więc tendencję humorystyczną, a wszelakie poważniejsze cechy i emocje zostają zinfantylizowane.
Walka Goku z tworem Nadludzkiej Wody nie dostarcza zbyt wiele rozrywki. W świecie przedstawionym czas na ocalenie fizycznej egzystencji Vegety to zaledwie trzy minuty. Jak to zwykle bywa przy tego typu produkcjach, termin ten zostaje poddany wygodnej interpretacji na rzecz czasu trwania odcinka. Akcja staje się jednak w pewnym momencie chaotyczna. Sceny walki Goku z antagonistą zostają przeplatane z nieco bezcelową próbą unieszkodliwienia rdzenia Nadludzkiej Wody, a sam pojedynek wydaje się bardzo przegadany (właściwa walka zostaje zastąpiona demonstracją siły). Jedynym wartym uwagi elementem tej gry była nieoczekiwana rola Monaki w – ponownym – ocaleniu swoich przyjaciół. Dzięki temu otrzymujemy zabawny happy end, który w ostatnich sekundach zostaje skontrapunktowany urywkiem nowej, mrocznej sagi
Dragon Ball Super, która ma swój początek już w 47. odcinku.
No url
Najnowszy odcinek serii
Super opiera się na postaci Trunksa z Przyszłości. Powrót tego bohatera ponownie połączony jest z wydarzeniami, które mają miejsce w jego linii czasowej – silnie kontrastującymi z sielankowym życiem Goku i jego przyjaciół. Większość scen 47. odcinka rozgrywa się w alternatywnej przyszłości Trunksa. Tutejsza scenografia i kolorystyka zostaje umotywowana złem, jakie ogarnęło świat młodego wojownika. Ciemne barwy z dominacją zieleni to stała sceneria dla jego rzeczywistości i nowego antagonisty – Czarnego Goku. Wizja apokaliptycznej przyszłości Trunksa jest nie tyle intrygująca, co przerażająca. Podczas gdy w czasach androidów mieszkańcy planety żyli w nieustannym strachu i rozpaczy, w tym przypadku trudno mówić o jakichkolwiek rezydentach Ziemi. Czarny Goku doprowadził ludzkość na skraj zagłady. Znamy już jego przerażającą moc, której użył do zaatakowania najbliższych Trunksa. Jednak sama potyczka z Saiyaninem zostaje zawieszona, tworząc intrygujący cliffhanger.
Nowa saga będzie prawdopodobnie jedną z najciekawszych tego sezonu. Następny odcinek scali fabularnie światy Trunksa i Goku. W akcji ponownie zobaczymy Wehikuł Czasu, który zostanie uruchomiony dzięki energii wytworzonej przez Bulmę z Przyszłości. Jednocześnie scenarzyści tworzą nawiązanie do obecnego projektu, którym zajmuje się matka Trunksa w regularnej linii czasowej (scena, w której Monaka asystuje jej przy uzyskaniu skrawka energii). Czyżby Bulma przygotowywała się na ewentualną katastrofę? Miejmy nadzieję, że przyszły odcinek udzieli odpowiedzi na wiele palących pytań.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h