Można było się spodziewać, że po zakończeniu ważnej historii i zgodnie z tradycją uniwersum, Dragon Ball Super zaproponuje luźniejszy odcinek. 68. epizod to humorystyczna chwila przestoju.
Poślednią zaletą Dragon Ball Super są momenty odwoływania się do wcześniejszych serii. Zarówno retrospekcje, jak i nawiązywania do fabuł oraz dawno niewidzianych technik, to pomysły, które potrafią uradować najwierniejszych fanów. Atutem bieżącego odcinka jest więc sam zamysł i oparcie historii o starą obietnicę wskrzeszenia Czcigodnego Kaio. Oczywiste było to, że plany Goku od początku były skazane na niepowodzenie, ale jego działania i poczciwy brak stanowczości oglądało się z przyjemnością.
Humor wypadł tym razem nieco gorzej, ponieważ zakręcił się wokół banalnego gagu związanego z przerzucaniem się egoistycznymi motywacjami spełnienia własnego życzenia. Wciąż jednak było wesoło i bezpretensjonalnie - rozbawić mogło typowo przejaskrawione pomiatanie Pilafem, tudzież panie do towarzystwa sprowadzone dla Genialnego Żółwia za 10 milionów zeni. Pewne rzeczy się nie zmieniają i tak jest na przykład z stetryczałym urokiem niegdysiejszego mentora.
Z komediowej zgrywy, jakkolwiek nie oceniać by jej polotu, można było wyciągnąć także drobne, acz interesujące motywy i drobiazgi. Choćby dla kontrastu zwyczajowych bijatyk miło było zobaczyć Chi Chi i #18 spacerujące po galerii handlowej, albo rozchorowaną Pan, której saiyańska krew sprawia, że trudniej jest zbić gorączkę. To przykładowe pomysły, które warto jest dalej eksplorować.
Konkluzję, a więc Bulmę załatwiającą sprawę racjonalnym podejściem, można było przewidzieć, ale otwarte pozostało pytanie o jej powody wykorzystania wehikułu czasu. Pokrzyżowanie działań przez Beerusa i Whisa – którzy jak widać nigdzie się nie wybierają i będą regularnie gościć w serialu – to jednak rozwiązanie o charakterze tymczasowym. W jakiejś formie historia ta jeszcze z pewnością powróci.
Są dwa podejścia oceny takiego typu nieskomplikowanych epizodów. Pierwsze mówi, że dla Dragon Ball Super jest to wyłącznie zapychacz, nic niewnoszące kilkanaście minut pustej rozrywki. Drugie głosi że to moment wytchnienia i okazja do spędzenia czasu z ulubionymi bohaterami w codziennych okolicznościach. Nie miejcie wątpliwości, należę do tego drugiego obozu, a wspomnienie Goku i Piccolo zdających egzamin z prawa jazdy niezmiennie wywołuje u mnie uśmiech na twarzy.