Czternaście tygodni temu Japończycy po raz kolejny zaczęli opowiadać światu historię Son Goku i jego niesamowitych przyjaciół. Fani zasiedli przed ekranami, co prawda już w mniej klimatycznych, gdyż tak bardzo współczesnych czasach, lecz z równie wielkim uczuciem ekscytacji. Kolejne odcinki "Dragon Ball Super" ukazywały nam zmiany, jakie zaszły w życiu bohaterów anime, a także rozpoczęły jeszcze jedną istotną bitwę w życiu wspaniałego Goku. Czas jednak nieubłaganie leci przed siebie i nawet tak „boska” walka, jak ta stoczona z Beerusem, musiała dobiec do swojego finału. Czy była ona równie spektakularna co pojedynki z Freezerem lub Komórczakiem? Z przyjemnością donoszę, że zakończenie Bitwy Bogów poprowadzono rewelacyjnie. Szczególny wpływ na tę ocenę miał z pewnością powrót Goku do swojej normalnej formy Super Saiyanina. Jego aparycja jako Boga była interesująca, lecz było to zainteresowanie na poziomie ciekawostki. Ot, nacieszyć się chwilą i wrócić do sprawdzonych metod. Ponadto w odbiorze przeszkadzała mi łuna bijąca od wspomnianej formy Kosmicznego Wojownika, rodem z gier komputerowych późnych lat 90. Z wielką radością powitałam więc na ekranie starego, dobrego Son Goku w jego złocistych włosach. Dzięki temu sama walka stała się z miejsca przyjemniejsza w odbiorze. Przez dwa nowe odcinki wciąż jednak odnosi się wrażenie raczej przyjacielskiego sparingu aniżeli walki o życie Ziemian. Goku i Beerus czują się świetnie w swoim towarzystwie, a nasz bohater nieustannie zaskakuje Boga Zniszczenia, który zaczyna widzieć w pół-Ziemianinie prawie porównywalnego sobie. Z tego też względu łatwo przewidzieć wynik tej rozgrywki, co ograbia nas nieco z napięcia trzymającego do ostatniej minuty finalnych ciosów. [video-browser playlist="721768" suggest=""] Należy zwrócić uwagę, iż twórcy skrupulatnie utrzymują luźny ton opowieści. W najnowszych odcinkach nareszcie mogliśmy podziwiać Mr Satana w szczytowej formie „Bohatera Na Ostatnią Chwilę”. Jego niespodziewane (nawet dla niego samego) ustawienie wywiadu przed kamerami, podczas gdy Czcigodny Beerus miał dokonać zniszczenia Ziemi, było godne najlepszych zagrań klasycznych komedii. 14. odcinek kreuje gładki transfer do swobodnych odcinków, które według zapowiedzi po napisach (z odświeżoną końcówką) nadejdą już w przyszłym tygodniu. Na minus tego epizodu należy jednak zapisać pominięcie paru kwestii, które pojawiły się w filmie „Dragon Ball Z: Battle of Gods”. Zdecydowanie efektowniejsze i zabawniejsze „zniszczenie Ziemi” przez Beerusa było ukazane w pełnometrażówce, a i scena, w której przyjaciele Goku dowiadują się, że ten ostatni już wcześniej obserwował ich poczynania z Beerusem i Whisem, winna być szerzej poprowadzona. Z tandemem Pozaziemskich Bóstw również związany był interesujący wątek, którego nie chcę na razie zdradzać, gdyż jest nadzieja, że pojawi się on jeszcze w serii „Dragon Ball Super”. Wszak czołówka sugeruje, iż to nie ostatnie spotkanie z Bogiem Zniszczenia. Zainteresowanych odsyłam oczywiście do filmu „Dragon Ball Z: Battle of Gods”. Jak więc prezentuje się ta boska walka w opozycji do innych starć, które przyszło stoczyć naszym bohaterom w ciągu ich dotychczasowego życia? Z przykrością stwierdzam, że pomimo wielu pamiętliwych scen nie był to tak emocjonujący pojedynek jak w przypadku wcześniejszych nemezis Goku. Bitwa mimo wszystko pozbawiona była napięcia, które uprzednio trzymało widza w garści i poddawało nieustannie w wątpliwość zwycięstwo bohatera. Jednakże nie można zaprzeczyć, iż Czcigodny Beerus i niezastąpiony Whis tworzą niezwykle sympatyczny duet w animowanym wszechświecie, który z przyjemnością jeszcze niejednokrotnie zobaczymy pośród naszych bohaterów.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj