Drogi Edwardzie to nowy serial Apple TV+. Fabuła skupia się na kilkunastoletnim Edwardzie, który wraz z mamą, tatą i starszym bratem szykuje się do wyprowadzki z Nowego Jorku. Chłopiec nie jest gotowy na zmiany i nowa sytuacja bardzo go stresuje. Niespodziewanie podczas lotu dochodzi do gwałtownych turbulencji, a następnie awaryjnego lądowania, które kończy się katastrofą. Edward jako jedyny uchodzi z życiem, ale traci w tej tragedii całą swoją rodzinę. Nowa produkcja skupia się na następstwach katastrofy i próbach powrotu do normalności – zarówno chłopca, jak i wszystkich innych, których to straszne wydarzenie doświadczyło. Kolejne odcinki serialu są na bieżąco emitowane w USA. Sezon ma się składać z dziesięciu epizodów, a finał nastąpi pod koniec marca. Serial zaczyna się od bardzo mocnego odcinka – poznajemy uczestników feralnego lotu oraz ich bliskich. Twórcy bardzo umiejętnie zarysowali widzowi punkt wyjścia do tej opowieści i wprowadzili dużo emocji. Widać je w zbliżeniach na twarze, czułych gestach bohaterów czy retrospekcjach z najszczęśliwszych chwil. Sama scena katastrofy silnie chwyta za serce. Napięcie bohaterów jest odczuwalne także dla widzów. Towarzyszy nam stres i przerażenie wywołane tym, co się dzieje. Na naszych oczach rozgrywa się największy koszmar wszystkich tych, którzy boją się latać samolotem – łatwo więc o ciarki na plecach! Pilotowy epizod zbudowany jest w modelowy sposób i zachęca do tego, by sięgnąć po kolejne. Nie sposób przejść obok niego obojętnie. Dwa następne odcinki produkcji wyraźnie wskazują, w jaką stronę pójdzie cała historia – wydarzenia obserwujemy już nie tylko z perspektywy Edwarda, ale także z perspektywy członków rodzin pozostałych ofiar tej katastrofy: zamożnej wdowy, kobiety w ciąży, brata, który stracił siostrę czy też dziecka, które straciło mamę. Każdy z nich na swój sposób mierzy się ze stratą. W zależności od stopnia zażyłości, osobistych doświadczeń czy wieku, podchodzą do tej tragedii na różne sposoby. Mimo że to wątek Eddiego wysuwa się na pierwszy plan, pozostałe również mają wystarczająco dużo czasu na to, by wiarygodnie wybrzmieć. Serial jest w gruncie rzeczy bardzo smutny i emocjonalny, ale znalazło się w nim miejsce także na uśmiechy czy bardziej beztroskie chwile. Twórcy starają się pokazać traumę w całym jej wymiarze, we wzlotach i upadkach. Jest to całkiem wiarygodne. Dzięki temu ludzkiemu pierwiastkowi serial w naturalny sposób budzi zainteresowanie widza. Wątek Edwarda (Colin O'Brien) porusza najmocniej, ponieważ to jego tragedia jest najbardziej uwypuklona w serialu. Na główny plan wysuwają się też inni bohaterowie: jego ciocia Lacey (Taylor Schilling), majętna wdowa Dee Dee (niezwykle charyzmatyczna Connie Britton) oraz wnuczka kongresmenki – Adriana (Anna Uzele). Wątek każdej z pań przynosi nieco inne refleksje, które wzbogacają fabułę. Pozostali na ten moment mają do zagrania nieco mniej. Niewykluczone jednak, że w kolejnych odcinkach to się zmieni. Takie rozejście się fabuły pomiędzy zbyt dużą liczbę osób jest jednak ryzykowne –  istnieje zagrożenie, że całość pogubi się w namnożeniu wątków i że stanie się to zwykłą historią obyczajową, zdystansowaną już od katastrofy samolotowej i jej konsekwencji. Jak na razie jednak twórcy udowadniają, że mają wszystko pod kontrolą. Realizacyjnie produkcja stoi na przyzwoitym poziomie. Kadry są niezwykle estetyczne i dopracowane. Serial toczy się niespiesznie – po pierwszej scenie katastrofy akcja raczej zwalnia, ale bynajmniej nie sprawia to, że całość zaczyna blednąć. Pojawiają się tu bowiem nowe problemy, które wywołują zupełnie inne emocje. Bohaterowie mierzą się już nie tylko ze stratą, ale także ze zdradą, kłamstwem czy oszustwem, które niespodziewanie wychodzą na światło dzienne. Twórcy wyraźnie posługują się kolorami, zestawiając wyraziste kadry z odcieniami szarości. Seans będzie satysfakcjonujący dla każdego estety. W trzech pierwszych odcinkach serial Drogi Edwardzie utrzymuje równy poziom. To emocjonująca, niespieszna i podtrzymująca na duchu opowieść, która porusza głęboko ukryte struny i której głównym zadaniem jest ewidentne wyciskanie łez. Być może część wątków wypada zbyt ckliwo; być może namnożenie postaci sprawia, że nie każdy wybrzmiewa wystarczająco mocno, jednak koniec końców wrażenie po seansie pozostaje bardzo pozytywne. Tę historię zwyczajnie chce się śledzić. Oby tak pozostało do końca.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj