Obraz Davida Frankela może już samym opisem budzić nieufność: para z trzydziestoletnim stażem małżeńskim stara się sprostać wypaleniu, zapisując się na terapię do specjalisty w swojej dziedzinie. Ci, którzy nie przepadają za długimi minutami autoanalizy na skórzanej kanapie od razu mogą sobie odpuścić. Reżyser wyciąga jednak asy z rękawa – o swoich uczuciach będą mówić Meryl Streep i Tommy Lee Jones. Na tym etapie mamy już pierwszy dysonans. Czy tak oklepany temat ożywią aktorzy, którzy z założenia nie powinni pakować się w produkcje niekoniecznie skazane na sukces? Na szczęście odpowiedź brzmi "tak". To jeden z nielicznych filmów, do których opis "bawi, ale jednocześnie wzrusza" pasuje jak ulał.

Meryl Streep jako żona, która postanawia wyrwać swoje małżeństwo z letargu, jest gotowa do wszelkich wyrzeczeń. Ma dosyć gotowania tych samych potraw, oglądania lekcji golfa, spania samotnie na jednej z połówek wielkiego łóżka. Zafascynowana książką terapeuty, dr. Felda (w tej roli Steve Carell), namawia męża na wyjazd do odległego Maine. Mimo przekonania, że jego żona oszalała, ten w końcu się zgadza. Wrodzone skąpstwo głównego bohatera mimo oporów nie pozwoli na to, by 4 tys. dolarów zapłacone przez współpartnerkę przepadło. Kay i Arnold wsiadają w samolot, aby trafić do mieściny gdzie czas płynie wolniej, a jedyną ciekawostką są bezustannie przewijające się pary zasięgające konstultacji u doktora Felda. W większości z pozytywnym rezultatem, co uprzedzonemu Arnoldowi nie mieści się w głowie.

©2012 Columbia Pictures

Steve Carell jako dr Feld nie jest na szczęście typem terapeuty, który stara się grać w procesie przemian bohaterów pierwsze skrzypce. Postać, w którą wciela się Carell, jest bardzo "przejrzysta", ani na chwilę nie odciąga uwagi od małżeństwa, które krok po kroku stara się przypomnieć sobie, za co pokochali się trzy dekady wcześniej. Rzeczy, które wielu wydają się oczywiste, to dla nich kroki milowe: rozmowa, dotykanie się, seks. Początkowo niewychodzący z wkurzonej postawy Arnold powoli zaczyna przyznawać żonie rację i wyjątkowo nieudolnie podejmuje próby przemiany swojej małżeńskiej postawy. Mimo fantastycznej jak zwykle Meryl Streep to właśnie Tommy Lee Jones przykuwa uwagę najbardziej, przełamując swoje bariery starego skąpca i tyrana, który niegdyś był czarującym, młodym wykładowcą. Kibicujemy mu okragłe 90 minut, aby już więcej nie patrzeć na zbolałą minę jego żony.

Na tle takich filmów o miłości jak "To tylko seks" czy "Seks story", "Dwoje do poprawki" mimo wielokrotnie wałkowanej tematyki nieźle się wyłamuje. Nie mamy pięknych młodych ludzi z jędrnymi pośladkami, tylko starzejącą się parę, która próbuję wskrzesić w sobie resztki seksapilu. Kiedy mówią o miłości, to wiemy, że ich słowa mają znaczenie, nie są wykrzykiwane w strugach deszczu lub w równie dramatycznej scenerii. Z przymrużenie oka można w ten sposób przeanalizować całe wydanie DVD – jest równie minimalistyczne co film, rozszerza nasze "ucztowanie" jedynie o zwiastun kinowy. Wszystko jest idealnie wywarzone, a główna para bohaterów nie wstydzi się w epoce "luźnych związków" przekazywać prostego komunikatu, że są rzeczy, o które warto walczyć do upadłego.

Cały film "Dwoje do poprawki" grozi widzowi palcem – rozleniwianie się w związku, brak wymagań do samego siebie prowadzi do powolnego rozpadu, nie można do tego dopuścić. Nawet jeżeli zakończenie jest odrobinę zbyt przewidywalne, to przecież chyba o to chodziło, żeby dać dobrą, pełną nadziei lekcję i młodszym i starszym widzom.

Ocena: 6/10

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj