Woźniak jest tchórzem - to wymówka scenarzystów, przez którą ubek zachowuje się w taki, a nie inny sposób i daje się manipulować Reinerowi. Jest także naiwny, bo wierzy w jego słowa i ufa swojej partnerce, która jest z nim jedynie dla bezpieczeństwa. Niby trochę to wszystko grubymi nićmi szyte, ale w jakiś sposób przekonuje i daje się zaakceptować. Sprawy nieźle komplikuje pojawienie się Karkowskiego, który w tym wątku powinien porządnie namieszać. Sam Woźniak to jednak dobry kombinator, a tacy zawsze wychodzą na swoje albo giną w męczarniach. Jego próba kradzieży pieniędzy podziemia to pomysł dobry, który powinien zapewnić nam trochę emocji. Nie przekonuje mnie jednak jego wykonanie - zostawienie zbyt małej straży w obozie oraz niekonsekwencja w decyzjach podejmowanych przez Władka. Sam już nie wiem, jaki jest cel jego i drużyny. Co oni chcą osiągnąć? Ratować wieśniaków przed złem? Walczyć z władzą? Obozować w najlepsze?

Twórcy próbują w tym odcinku pokazać nam wewnętrzne wypalenie bohaterów. Począwszy od Bronka, który myśli, że zabicie Karkowskiego ukoi jego strapioną duszę, skończywszy na Michale, który sam nie wie, czy potrafiłby normalnie żyć. Wyznanie Bronka niestety nie przekonuje (co pewnie jest winą reżyserii/aktora), więc z tych dwóch bardziej wierzę Michałowi. Historia Bronka w tym odcinku i jego śledztwo doprowadza do odkrycia Reinera. Tyle że tym razem nic ciekawego się nie wydarzyło. Mamy jedynie obietnicę emocji, które będą na nas czekać w kolejnych odcinkach. Reiner jednak ma własny plan i coś czuję, że nie jest tak głupi, by dać się łatwo zabić - przynajmniej taką mam nadzieję. Boję się tego, co twórcy planują dla Michała; romans z Leną jest zbyt oczywisty i bardzo niepotrzebny. Nie zapomnijmy jeszcze o Otto, którego wątek w tym odcinku również rozwija się w sposób niezwykle interesujący. Szkoda jedynie, że tego samego powiedzieć nie można o Rudej.

Do absurdu dochodzi w wątku Lewińskiej, która podczas rozmowy z rannym oficjelem podziemia pyta go o próbę odbicia. Tylko że my wiemy, iż przez ten czas był nieprzytomny; Lewińska też o tym wie (była na bieżąco informowana o jego stanie), więc skąd, u licha, on ma wiedzieć, kto brał udział w akcji? I takim sposobem słyszymy jedyną słuszną odpowiedź: "Byłem nieprzytomny". Szkoda, że scenarzyści nie pomyśleli przed stworzeniem tak absurdalnej sceny.

Trudno sympatyzować z Władkiem i jego ekipą w takiej rzeczywistości. Inaczej sprawy wyglądały, gdy wrogami byli Niemcy - wszyscy wiedzieli, że to zło i koniec. Tutaj nie mamy jednoznacznego zła, ale twórcy się tym nie przejmują i pokazują wszystko w sposób zbyt prosty. Dla mnie nie jest to wiarygodne i psuje odbiór, gdyż walka w tym okresie nie była tak oczywista, jak to pokazują. W końcu Polak walczył z Polakiem, a nie z żołnierzem niemieckim czy rosyjskim. Moralny dylemat, niepewność decyzji - tego wszystkiego tu brakuje. Sam fakt, że nasi dzielni powstańcy stali się zwykłymi bandytami, napadającymi na konwoje z jedzeniem, tutaj nie pomaga. Poza absurdalną próbą odbicia ze szpitala ich kamrata, nie zrobili niczego związanego z walką z władzą - jedynie siedzą w lesie, jakby byli na obozie. I dlatego świetnie rokują końcowe sceny z zakładniczką, bo zapowiadają wiele wrażeń i ciekawy rozwój fabuły. Może przynajmniej pod koniec Czas honoru się rozrusza. 

Szósty sezon to jak na razie najsłabsza seria, która jest nieprzemyślana, niedopracowana i strasznie naciągana. Oby na tym się zakończyło, bo twórcy psują coś, co kiedyś było bardzo dobrym polskim serialem.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj