Tym razem bohaterki serialu muszą głównie zmierzyć się ze swoimi związkowymi obawami. Ich reakcja jest jednak zaskakująco racjonalna i przemyślana.
Nie często zdarza się, by zachowanie bohaterów było adekwatne do ich serialowego wieku. Dlatego tym bardziej rzuca się w oczy, w jaki sposób Kat, Jane i Sutton radzą sobie w sytuacjach konfliktowych, a mianowicie zaskakująco rozsądnie. Mimo że na każdym kroku podkreśla się ich młodość, to ostatecznie ich zdanie czy opinie bywają nadzwyczaj przemyślane i dobrze uargumentowane. Nie ma tutaj, popularnych dla amerykańskiej telewizji, niedomówień czy obrażania się o błahe sprawy. Jest za to chęć, by rozwiązać problem w dość sensowny sposób, a nie liczyć na łzawe pojednanie się, przypieczętowane pocałunkiem. I dotyczy to wszystkich bohaterek, chociaż każda zmaga się z innym typem problemów.
Oczywiście da się zauważyć, że oprócz spraw sercowych bohaterki poświęcają czas na pracę zawodową. Choć jedynie w przypadku Jane widać, że praca zajmuje jej zdecydowanie więcej czasu, niż roztrząsanie miłosnych wahań związku na odległość. Wątek jej śledztwa w sprawie Pameli Dolan w końcu nabiera rozpędu. Udało jej się nie tylko przekonać kilka modelek do wywiadów, ale również do wzięcia udziału w znaczącej sesji fotograficznej. I tutaj działa to serialowy wytrych, który pozwala popchnąć fabułę nie tylko dla Jane, ale również i Kat. Ze wszystkich nadających się do tego zadania fotografów wybrano oczywiście Adenę, która akurat jest przecież w mieście. Dzięki temu dostajemy dwie rzeczy: trójkąt miłosny Kat, Adena i Tia, a także samą Adenę w roli fotografki-feministki, która oddaje sprawiedliwość kobietom. I o ile ten pierwszy nie jest za specjalnie oryginalny, to ten drugi stanowi niebanalne widowisko.
W ogóle cały wątek Jane, Jacqueline i Adeny oraz sesji zdjęciowej jest bardzo dobrze rozpisany. Stanowi jeden z mocniejszych elementów odcinka, a dostarczona przez Jacqueline mowa motywacyjna jak zwykle jest na wysokim poziomie. Jacqueline jest niczym matka dla tych wszystkich zbłąkanych pracowników, którzy widocznie bez jej przewodnictwa niewiele by zdziałali na własną rękę. A już najbardziej zagubiona byłaby Jane, która podąża ślepo za swoją mentorką. I nie próbuję być tutaj uszczypliwa, ale często bywa tak, że postać Jane, a raczej jej rozwój w dużej mierze zależy od tego co powie, albo czego nie powie Jacqueline. I o ile osobiście lubię praktycznie wszystkie wątki z Jacqueline, to nie jestem przekonana, czy taka silna zależność od jej autorytetu nie działa odrobinę na niekorzyść Jane. Czasem aż prosi się, by Jane zaczęła dokonywać samodzielnych wyborów, byle tylko zobaczyć, ile tak naprawdę jest warta jej postać.
Na szczęście nieco więcej samodzielności Jane wykazuje, jeśli idzie o związek z Ryanem. Jej współlokator Alex trochę miesza jej w głowie, czytając na głos fragmenty książki Ryana. Są to pikantne momenty, jego doświadczenia z czasów, zanim jeszcze poznał Jane. I tu jestem wielce zdziwiona, ale Jane wykazuje się nad wyraz dojrzałością. Nie ma utartych, serialowych schematów. Nie ma fochów przez telefon, nie ma wyrzucania ubrań z szafy, nie ma rozdmuchanej awantury. Jane po prostu dąży do rozmowy i zmaga się z problemami związku na odległość. I póki co jest zachowany zdrowy balans pomiędzy tanim dramatem a realizmem współczesnego świata. Scenarzyści dobrze odrobili swoją pracę domową.
Nieco inaczej, ale równie pozytywnie jest w przypadku Sutton. Tutaj ewidentnie widać, że twórcy chcieli poruszyć temat równości w związku, a także tego, gdzie jest granica pomiędzy niezdrowym uzależnieniem się od drugiej osoby, a normalnym wsparciem partnera. Sutton i Richard mają inne zdanie na temat samodzielności i pieniędzy. Co prawda, Sutton potrafi postawić na swoim i udowodnić, że bez pomocy też sobie poradzi. Nie jest to złe podejście, ale bardzo egoistyczne. I właśnie tutaj serial uzmysławia, że związek dwojga ludzi to coś więcej niż randki i seks. To przede wszystkim wzajemne wsparcie. I tak bardzo jak ten wątek jest na swój sposób przewidywalny, tak bardzo przyjemnie się go ogląda. Podchodzi trochę pod kiczowate emocje, ale ogląda się tak dobrze, że z łatwością można przymknąć oko. Dodatkowo ich krótka kłótnia w końcu pokazuje, że te postaci mają w sobie coś więcej z życia i w tym konkretnym przypadku działa na ich korzyść. Zdecydowanie łatwiej jest się z nimi teraz utożsamić, jeśli widzi się, że targają nimi takie emocje.
Najbardziej skomplikowaną sytuację ze wszystkich ma Kat, która wyraźnie jest rozdarta pomiędzy swoją pierwszą miłością, Adeną, a obecną partnerką, Tią. I ten trójkąt miłosny zarówno zaskakuje, jak i rozczarowuje. Niby nie ma tutaj niczego nowego, niby znamy ten typ relacji na wylot. Kat jest szczęśliwa w nowym związku, ale dalej żywi uczucia do Adeny. Niby sobie poradziła z jej odejściem, ale w dalszym ciągu jest jeszcze zraniona. Dzieje się tutaj mnóstwo ukradkowego romansu, który aż iskrzy na ekranie: przypadkowe spotkanie, przeciągłe spojrzenia itd. To wszystko tutaj jest obecne i na pewno jest docenione przez fanów relacji Kat i Adeny. Z drugiej jednak strony to wszystko znamy, a dokładniej to rozdarcie przed wyborem, kogo tak właściwie kocha bohaterka serialu. To, co naprawdę zaskakuje, to kulminacyjna decyzja Kat. Ta młoda kobieta nie skacze na głęboką wodę tylko dlatego, że Adena przyznała się do błędu. Kat nie rzuca Tii ot tak, bo jej pierwsza miłość jest w mieście. Wręcz przeciwnie, Kat podkreśla, że związek z Tią jest prosty i dlaczego właśnie taki miałby nie być? Nie wszystko musi być wiecznie pod górę. Ostatnia scena kończąca odcinek, tak na dobrą sprawę nie daje nam żadnego zamknięcia wątku Kat i Adeny. Pokazuje jednak coś innego - obie bohaterki mają mocne charaktery i ich związek był czymś więcej niż namiętnością. I w dalszym ciągu darzą się ogromnym szacunkiem. Jak bardzo jest to orzeźwiające w gąszczu współczesnej telewizji, która często za nic ma szlachetne postawy moralne.
Serial
Dziewczyny nad wyraz jest już praktycznie na samej końcówce i w dalszym ciągu urzeka swoimi pomysłami. Pewnie, zdarzają się gorsze odcinki, ale nigdy nie przestaje wychodzić poza to, do czego jesteśmy tak bardzo przyzwyczajeni. Z łatwością budzi nasze zmysły i otwiera oczy na inne opcje i podejście do standardowych problemów. A że jest trochę cukierkowo, to nie ma to większego znaczenia. Na tym właśnie polega magia telewizji: aby dać się po trochu oszukać, trochę uwieść, a po części odnaleźć samego siebie.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h