Drugi tom Elecboya znacząco różni się od premierowego, a przyczyną takiego stanu rzeczy jest zagłębianie się w ideę transhumanizmu. Pierwsza część ledwo muskała ten temat – znajdował się on na peryferiach opowieści i trudno było przypuszczać, że stanie się motywem przewodnim całej epopei. Kolejna odsłona, będąca równocześnie zwieńczeniem historii, ujawnia przesłanie komiksu. Zagadnienie przedstawione zostaje w naprawdę interesujący sposób. Autor zanurza się w idei. Wykorzystując konwencję science fiction, rozważa szanse i zagrożenia związane z transhumanizmem. Pomysł Salauna robi wielkie wrażenie i jest godny największych myślicieli fantastyki naukowej. Co ciekawe, historia ma dwa biegnące równolegle wątki. W pierwszym z nich powracamy do wspólnoty, w której trwa zaciekła wojna pomiędzy kilkoma odłamami. Tę fabułę znamy z poprzedniego tomu, bo był on jej w całości poświęcony. Klan Rdzennych Amerykanów tłamsi próbujących przeżyć na spustoszonych terenach osadników. W końcu następuje bunt słabszych przeciwko tym silniejszym i dochodzi do walki na śmierć i życie. Wątek ten toczy się niezależnie od drugiej opowieści, która wydaje się istotniejsza. Ranny w poprzednim tomie Joshua trafia do dziwnej społeczności przewodzonej przez Wielką Inicjatorkę. W ten sposób zaczyna poznawać tajemnicę przeszłości, które doprowadziły do apokalipsy. Dowiaduje się, kim są homo deus i kto jest odpowiedzialny za to, co stało się ze światem. Dowiaduje się także wiele o sobie. Wkrótce zdaje sobie sprawę, że jest kluczem do ocalenia ludzkości.
Lost in time
Historia wojującej wspólnoty i losy Joshuy nie przecinają się aż do samego końca i powstaje tu pewien dysonans. Można odnieść wrażenie, że Jaquen Salaun, tworząc Elecboya, w pewnym momencie zmienił kurs i to, co miało być kluczowe, ustąpiło miejsca innej fabule. A może autor musiał skrócić swoją epopeję, co wymusiło prężniejsze przejście do najistotniejszych rozstrzygnięć? Na szczęście nie ma tu mowy o skrótowości, dziurach fabularnych czy braku związków przyczynowo-skutkowych. To, co dzieje się w omawianym tomie, zostało prawidłowo zainicjowane w poprzednim. Poznaliśmy wówczas osobliwe postacie, które stanowiły dla nas enigmę. Teraz wszystkie niewiadome zostają wyjaśnione, a finałowe katharsis jest wielce satysfakcjonujące.
Rozważania filozoficzno-egzystencjalne mają defetystyczny charakter, zwłaszcza że według autora to ludzie zgotowali sobie zagładę. Co więcej, przyszłość w Elecboyu nie jest mocno futurystyczna. Można by rzec, że obecnie stoimy na progu wydarzeń, które w komiksie są preludium do apokalipsy. Jaquen Salaun zastanawia się nad nieograniczonymi możliwościami, jakie daje technologia i rozwój sztucznej inteligencji. Według autora kolejnym krokiem jest transhumanizm, czyli połączenie jaźni człowieka z maszyną. Wizja artysty jest frapująca. Monumentalna, profetyczna i odważna. Salauen zadaje pytanie o dążenie do boskości, a następnie przedstawia groteskowy efekt pragnienia bycia wszechmocnym. Nie jest to jednak zabawne, a poruszające i zmuszające do zastanowienia się nad naszą naturą. Czy dary technologii sprawią, że bez mrugnięcia okiem porzucimy to, co w nas ludzkie?
Lost in time
Z charakterem opowieści dobrze koresponduje oprawa wizualna. Strony komiksu spowija mrok, a wraz z nim ponura i pesymistyczna tonacja. Kolorystyka nie jest zróżnicowana, ale to celowy zabieg. Dużo wydarzeń toczy się w ciemności, a te dziejące się w świetle dnia przedstawione są w czerwieni i ciemnym brązie. W ten sposób autor akcentuje warunki, w których przyszło bytować tamtejszej ludności. Surowa pustynia, spalone słońcem, wyniszczone mieściny, pełne niepokojących zakamarków opuszczone aglomeracje. W komiksie nie ma ciepłych kolorów. W apokaliptycznym świecie Salauna nie ma miejsca na takie barwy. Jeśli kiedyś powstanie ekranizacja Elecboya, powinien ją nakręcić Zack Snyder lub Denis Villeneuve. Styl tych dwóch panów doskonale oddaje charakter komiksu Salauna. Co więcej, fabuła stająca w szranki z najważniejszymi zagadnieniami egzystencjalnymi dzisiejszego świata z pewnością przypadłaby do gustu miłośnikom science fiction spod znaku Philipa K. Dicka, Arthura C. Clarke’a czy Stanisława Lema. Elecoboy to ważny głos we współczesnej fantastyce naukowej, a do tego świetnie narysowany i napisany komiks.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj