Jedną z najlepszych rzeczy charakteryzujących tom Era Apocalypse'a. Tom 4: Zmierzch jest namacalna wręcz nieuchronność nadchodzącego końca czy też tytułowej apokalipsy. Świat, w którym bytowali bohaterowie, przestaje istnieć, herosi umierają i nie ma już nadziei na niespodziewane odrodzenie czy ratunek w ostatniej chwili. Powyższe nie jest cechą znamienną dla Marvela, który nie zabija ani protagonistów, ani antagonistów, w ogóle rzadko kiedy coś definitywnie kończy. Tutaj jest inaczej – wszystko zmierza do nieuniknionego armagedonu. I co ważne, nasi bohaterowie są pogodzeni z tym faktem. Co więcej, to oni dążą do końca świata, bo tylko dzięki temu linia czasowa przywróci rzeczywistość, gdzie jeszcze istnieją nadzieja i dobro. Mimo że finałowy tom Ery Apocalypse’a prezentuje wciąż znany nam dobrze permanentny taniec mordobicia tych dobrych z tymi złymi, powyższa nieuchronność końca podbija stawkę i nadaje opowieści romantyczny charakter. Nasi bohaterowie świadomie poświęcają swoje życie, a także istnienia niewinnych dla rzeczywistości, której nie znają. Dzięki temu finał wybrzmiewa właściwie, a poszczególne rozstrzygnięcia są w stanie wywołać emocje. Monotonia walk nie jest już tak bardzo dokuczliwa, bo większość starć toczy się o coś i ma konkretny finał. Część herosów i ich przeciwników ginie w dość dramatycznych okolicznościach i nie ma szans na rezurekcję. Jasne, wszystko wciąż jest bardzo chaotyczne, momentami nieczytelne i nie do końca logiczne, ale nie da się odmówić komiksowi apokaliptycznego charakteru.
Mucha Comics
Każda z rozpoczętych wcześniej opowieści ma swój finał i wszystkie wątki łączą się podczas ostatecznej bitwy. Konkludujący rozdział pęka w szwach od nagromadzenia herosów i niestety część protagonistów niknie w tle głównych wydarzeń. Nie każdy odgrywa istotną rolę, a szkoda, bo wcześniejsze rozdziały sugerowały, że w decydującym momencie wszyscy połączą się na pierwszym planie. Przykładowo Nightclawler, który na początku Zmierzchu ściera się z Shadow Kingiem, w finale zupełnie się nie liczy. Mogą się zawieźć również ci, którzy spodziewali się, że to Logan odegra pierwsze skrzypce. Jego funkcja nie jest wielka, choć znajduje się w odpowiednim miejscu, gdy nadchodzi koniec Apokalipsa. Potężny Nathan Grey zadaje kilka celnych ciosów En Sabah Nurowi, ale i on fabularnie nie ma wiele do powiedzenia. Dużo lepiej pod tym względem wypada na przykład Colossus, który w decydującym momencie okazuje się tchórzem i głupcem. Najpierw zostawia całą swoją drużynę na pastwę zgrai Słodziaka (jedna z ciekawszych postaci wykreowanych podczas Ery Apocalypse’a), a potem prawie niweczy plan Magneto. Peter Rasputin jest zupełnie inną postacią niż jego odpowiednik z właściwej linii czasowej. Era Apocalypse’a pokazuje mroczną stronę posągowych herosów, którzy w głównym nurcie są nieskazitelnymi aniołami. To bardzo ciekawa perspektywa i to właśnie dla niej warto sięgnąć po tę epicką sagę.
Mucha Comics
Era Apocalypse’a, będąca przecież w pewnym sensie jedną z pierwszych wiwisekcji konceptu marvelowskiego multiwersum, mogłaby być na pewno obszerniejsza i bogatsza w treść. Kontekst historyczny dałoby się dużo lepiej podbudować, a poszczególne postacie wiele by zyskały, gdyby pozwolono im na nieco dłuższą chwilę refleksji pomiędzy kolejnymi bitwami. Finał, mimo że niezły, pokazuje niewykorzystany potencjał Ery Apocalypse’a. W pierwszej części sagi świetnie wypadły postacie Cyclopsa i Alexa Summersa, ale w finale obaj powrócili do swoich stereotypowych ról. Magneto, Bishop, Rouge czy Storm – wszyscy oni mieli szansę na nową twarz czy też nieznaną głębię, ale koniec końców wpadli w koleiny utartych schematów. Fajnie, że Beast, Colossus, Sabretooth i kilku innych do końca pozostali nieoczywiści, ale przydałoby się nadać głównym graczom ten dualistyczny pierwiastek.
Dystopijna Era Apocalypse’a została zamknięta w czterech tomach, które pod względem stylistyki i tonacji zdecydowanie wyróżniają się na tle innych przygód X-Men. Pracującym przy sadze artystom udało się stworzyć coś klimatycznego i unikatowego, co w ogólnym rozrachunku dobrze oddaje znamiona postapokaliptyczej rzeczywistości zmierzającej ku nicości. Zmierzch dobrze koresponduje z tą estetyką, bo to chyba jeden z nielicznych komiksów, w których herosi nie próbują powstrzymać koniec świata, a starają się go sprowadzić.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj