Ewangelia dzieciństwa Lydii Millet zaczyna się jak zwykła powieść obyczajowa o dorastaniu. Narratorka, nastoletnia Evie, opowiada o spędzanych z grupą rówieśników wakacjach. Formalnie na wyjeździe są z nimi rodzice, ale w praktyce zajmują się oni wyłącznie własnymi rozrywkami, traktując to, że dorastające dzieci zadowalają się swoim towarzystwem, jako okazję do uwolnienia się od obowiązków opiekuńczych. Ot, wakacje klasy średniej, zmęczeni pracą dorośli korzystający z chwili relaksu. Dość szybko jednak odbieramy od autorki sygnał, że opisywany układ ma w sobie coś niecodziennego.  Chodzi o prowadzoną przez dzieci grę: jej celem jest jak najdłuższe ukrywanie przed innymi, którzy z dorosłych jest faktycznie ojcem czy matką danego chłopaka lub dziewczyny. Prosty zabieg fabularny powoduje, że z jednej strony obserwujemy konkretnych, zindywidualizowanych młodych bohaterów i rozwijające się między nimi emocje, a z drugiej postrzegamy ich relacje z dorosłymi w uniwersalnej kategorii międzypokoleniowej. Chwalący się kazachskim pochodzeniem Low, dość praktyczny Terry, homoseksualny Rafe, nieco „dziewicza” Val i bardziej przebojowa Jen, wygadana Sukey, głuchoniemy Shel i spędzający z nim większość czasu młodszy brat Evie, Jack, starsza od nich Alycia, dziwne, agresywne bliźniaczki Amy i Kay oraz reszta towarzystwa tworzą złożony, żywy układ. W ich naturalnych, krążących wokół zabaw, pierwszego alkoholu czy niezręcznej erotyki interakcjach nie brakuje humoru, ale szybko wkrada się w nie też nuta niepokoju. Nadchodzi apokalipsa, tragiczne załamanie pogody, które drastycznie zmieni sytuację. Dzieci zdają sobie z tego sprawę; dorośli zdają się oznaki zagrożenia, a potem nawet jego nadejście, ignorować. Tak bardzo koncentrują się na tym, by jak najdłużej korzystać z życia takiego, jakie sobie zaplanowali, do jakiego przywykli i na jakie „zasłużyli”. Katastrofa nadchodzi jednak nieubłaganie, a wraz z nią zupełnie inna rzeczywistość. Nie zmieni się tylko to, że nastolatkowie będą się z nią mierzyć w pewnym sensie samotnie; nie ma już co liczyć na znaną z Drogi Cormaca McCarthy’ego postać ojca, który prowadzi syna przez ulegający rozpadowi świat.
Źródło: Echa
Ewangelia dzieciństwa w oczywisty sposób stanowi parabolę biblijnej historii potopu, jednocześnie czytelnie odwołuje się do kwestii zagrożenia klimatycznego, które spada na młode pokolenie. Amerykańska autorka konsekwentnie nawiązuje do związanych z Pismem Świętym metafor, pisząc o przymierzu, nazywając pojawiających się w okolicy hipisów aniołami czy przedstawiając w pewnym punkcie akcji niemal boską, choć formalnie realistyczną interwencję. Robi to bardzo inteligentnie, pokazując to, że dla najmłodszych bohaterów chrześcijańska opowieść o Jezusie stanowi z jednej strony tylko piękną, nieznaną baśń, z drugiej zaś odgrywa tę samą rolę co nauka: obiecuje bliżej nieokreślone ścieżki ratunku, które nie mają wiele wspólnego z bezpośrednio odbieranym doświadczeniem.
Cała powieść jest świetnie przetłumaczona, a rozmowy i reakcje nastolatków wypadają bardzo wiarygodnie. Pewien niedosyt budzi tylko sam tytuł: oryginalne Children’s Bible to jednocześnie Biblia dzieci i Biblia dla dzieci; metafory Millet sięgają też regularnie do Starego Testamentu, nie skupiając się wyłącznie na Ewangeliach. Nie zmienia to jednak rzecz jasna wysokiej oceny książki, przemawiającej do wyobraźni alegorii tego, co czeka w przyszłości najmłodsze pokolenia. Zostawimy je z tym wyzwaniem same.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj