"Eye Candy" już w 8. odcinku zaczęło pozytywnie zaskakiwać widza, wprowadzając sporo zwrotów akcji, niespodzianek i solidnych nowości, które urozmaiciły serial. Przez ostatnie przyzwoite odcinki wszystko stało na poprawnym poziomie, ale bywały momenty przesadzone i nie do końca dopracowane. Teraz, gdy Lindy (Victoria Justice) poznaje prawdę o jednostce cyberprzestępczości i swojej roli, jaką tu odgrywa, wszystko ulega zmianie. I o to właśnie chodzi w dobrej opowieści. Kiedy widz zaczyna dostrzegać pojawiającą się stagnację w serialu, twórcy wyrywają z niej produkcję w taki sposób, że odbiorca czuć może jedynie satysfakcję. Podobać się może to, jaką rolę odegrał seryjny morderca, który okazuje się bardziej przebiegły, niż dotąd mogliśmy sądzić. Nie robi nic przypadkowo, każdy jego krok jest przemyślany i dopracowany do perfekcji. Niby można byłoby zadać kilka pytań na temat tego, jak udało mu się to i tamto, ale to w tej chwili nie jest szczególnie istotne. Historia działa, ciekawi i przede wszystkim w końcu wywołuje emocje. Ważna w tym wątku jest zmiana stosunku Lindy do otoczenia. Dzięki temu do niedawna będący na horyzoncie romans z Tommym teraz staje się odległym wspomnieniem, ratując "Eye Candy" przed popadaniem w banał i staniem się pretensjonalnym serialem o nastolatkach. Być może koniec końców jakoś Lindy i Tommy będą razem, ale na szczęście na razie nie ma to znaczenia. [video-browser playlist="672747" suggest=""] Oba odcinki pokazują też śledztwo w sprawie seryjnego mordercy, którego tożsamość do pewnego momentu jest nieznana. Poprowadzone jest to ładnie i pomysłowo - podejrzenia widza znów są kierowane na kogoś innego, jednocześnie udowadniając, jak fenomenalnie odwrócono naszą uwagę. Kiedy ostatecznie pod koniec 9. odcinka jesteśmy już przekonani, kto tak naprawdę zabija, jest to mimo wszystko pozytywna niespodzianka. Przez ten cały czas wyśmienicie zbijano nas z tropu, pokazując tę postać w sposób pozytywny, aż ostatecznie nie było już żadnych oznak, że to właśnie on jest psychopatą. Pozostaje jednak nutka niepewności - czy naprawdę twórcy odkrywaliby tożsamość w przedostatnim odcinku sezonu? A może to kolejna zmyłka, która w finale zapewni widzom większe emocje? Gdzieś w tle krąży sobie najsłabszy wątek - przyjaciółki Lindy i Tess, która pojawiła się dość niedawno, prezentując samobójcze zapędy. Kiedy powiedziano nam, że Tess zachowuje się w irracjonalny sposób, zakrawało to na kompletny idiotyzm, ale na szczęście scenarzyści trzymali asa w rękawie. Choć przeciąganie motywu choroby Tess o jeden odcinek wygląda na niepotrzebne, to ostatecznie finał tego wątku satysfakcjonuje. Pokazanie błagającej o śmierć postaci z perspektywy oczu seryjnego mordercy to moment mocny i emocjonalny, bo do końca nie wiadomo, jak postąpi psychopata. Pojawia się też wyraźna sugestia, że ostatnim jego celem będzie najlepsza przyjaciółka Lindy, by ta w końcu była wolna. Poruszenie sprawy seryjnego mordercy w połączeniu z wyjawieniem wielu informacji o siostrze Lindy składa się na dwa bardzo dobre odcinki. "Eye Candy" w końcu ogląda się z zainteresowaniem i emocjami, czego nie można było powiedzieć o części wcześniejszych odcinków tego sezonu.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj