O problemach w realizacji "Facetów w czerni 3" było bardzo głośno. Pojawiały się opinie, że jeśli uda się to posklejać w sensowną całość, to będzie sukces Barry'ego Sonnenfelda i spółki. A dlaczego? Otóż zdjęcia rozpoczęły się bez gotowego scenariusza - często aktorzy dostawali swoje dialogi tuż przed kręceniem danej sceny, nie obyło się także bez improwizacji. Efekt końcowy zaskakuje, bo jest aż za dobry.
[image-browser playlist="602039" suggest=""]©2012 Sony Pictures
Czasami zdarzają się sequele, które są lepsze od pierwowzoru, ale jak dobrze wiemy, jest to bardzo rzadka sytuacja. "Faceci w czerni 3" nie niosą ze sobą powiewu świeżości i nie są tak zabawni jak pierwsza część, ale pozwalają nam zapomnieć o błędach drugiej odsłony. Jest to godny sequel dobrego filmu, który pomimo gigantycznych problemów w produkcji, wyszedł całkiem nieźle.
Podczas oglądania nie da się odczuć, że ten scenariusz powstawał w takich bólach. Cohen samą historię podróży w czasie przekazał w sposób prosty i zrozumiały. Wszystko trzyma się sensownej całości i do tego ładnie zamyka fabularnie całą serię na wypadek, gdyby nikt nie chciał zrealizować czwartej części. Dialogi - w większości zabawne - zostały napisane nieźle, choć dało się kilka razy w tym elemencie dostrzec niedopracowanie. Duży plus za wiele nawiązań do poprzednich części i kultury masowej oraz ponownie epizody gwiazd w postaci kosmitów. Tim Burton, Justin Bieber czy Lady Gaga to tylko kilka najbardziej znanych nazwisk.
W filmie skupiono się głównie na relacji naszych dwóch bohaterów, która jest taka, jaką polubiliśmy - braterska i wesoła. Will Smith i Tommy Lee Jones grają na takim poziomie, jak nas do tego przyzwyczaili, dzięki czemu nie da się nie lubić ich postaci. Wprowadzono także trochę emocji i niespodzianek. Przyjemnie było poznać przyczyny przemiany K w zgryźliwego starca. Perełką tej części bez wątpienia jest Josh Brolin - nie lada sztuką jest tak perfekcyjnie zagrać Tommy'ego Lee Jonesa. Po jakimś czasie można zapomnieć, że oglądamy innego aktora w roli młodego agenta K.
[image-browser playlist="602040" suggest=""]©2012 Sony Pictures
Gdy przypomnę sobie drugą część, pamiętam, że czarny charakter był bardzo przeciętny. Nie potrafił nas rozbawić ani emocjonować, jak robal z pierwszej odsłony. Łotrem w trzecich przygodach facetów w czerni jest kosmita imieniem Borys Bestia. Bliżej mu do klimatu czarnego charakteru z jedynki - bezwzględny, czasem zabawny. Nie jest jednak rewelacyjny - możliwe, że Jemaine Clementowi brakowało tego czegoś do stworzenia łotra, który będzie budzić większe wrażenie.
"Faceci w czerni 3" to pierwsza przygoda z 3D Barry'ego Sonnenfelda, który najpierw testował kamery, dochodząc do wniosku, że lepiej sprawdzi się konwersja. Prawda jest taka, że sam fakt konwersji nie jest niczym złym - podstawą jest dobre rozplanowanie i dopracowanie. Sonnenfeld odrobił w tym elemencie pracę domową - większość scen została świetnie rozplanowana pod 3D. Efekty wychodzące z ekranu są bardzo często wykorzystywane, ale bez nachalnego rzucania wszystkim, czym popadnie w widza. Jest tego sporo, kilka scen budzi spore wrażenie (sklep RTV!) i cieszy oko. To samo jest z głębią, która jest odczuwalna od początku do końca i jest dobrze wykorzystana. Produkcja zdaje też test ze zdejmowaniem okularów - przy prawidłowym 3D, większość scen powinna być rozmyta i tak też było.
Sonnenfeld jest reżyserem, który kamerą operuje bardziej tradycyjnie. Jak wiemy, pod 3D muszą być w miarę spokojne, dłuższe sceny, zamiast montażu w stylu Michaela Baya, gdyż wówczas działa to negatywnie na samopoczucia widza. Reżyser był tego świadomy i nawet podczas dynamicznego pościgu w latach 60. wszystko zostało zrobione należycie. "Faceci w czerni 3" to przykład blockbustera, w którym rzeczywiście 3D jest dobrze wykorzystane i jest zaletą rozrywki. Konwersja została bardziej dopracowana niż w większości filmów niekręconych kamerami 3D, jakie widziałem w ostatnich latach.
[image-browser playlist="602041" suggest=""]©2012 Sony Pictures
Agenci J i K pomimo upływu lat powrócili w dobrej formie i udowadniają, że jeszcze potrafią bawić widzów. Mamy dobrą akcję, w większości dopracowane efekty specjalne, genialną charakteryzację Ricka Bakera, dużo humoru i bohaterów, których lubimy. Chociaż nie jest to letni hit, o którym będziemy pamiętać przez następne lata jako o klasyce gatunku, dostarcza dobrej rozrywki i odpowiedniej ilości emocji.
Ocena: 7/10