Fear the Walking Dead tylko przez chwilę był w stanie dorównać oryginalnemu serialowi, kiedy ten miał zniżkę formy. Jednak przez większość odcinków spin-off The Walking Dead irytował niedorzecznością historii lub swoimi głównymi bohaterami. Po czwartym sezonie wydawało się, że w końcu serial najgorsze chwile ma za sobą, ale piąta seria udowadnia, w jak dużym błędzie byliśmy. Produkcja stacza się, będąc na równi pochyłej, z powodu ewidentnego braku pomysłu na fabułę, która drepcze w miejscu. Żadna postać nie interesuje, ani się nie rozwija. Czasem zabiją zombiaków, dla odhaczenia stałego elementu w scenariuszu odcinka. Ale wszystko wskazuje na to, że przy okazji zabiją też widzów tyle, że nudą. W nowym odcinku Alicia wciąż przeżywa blokadę psychiczną przed upapraniem się krwią zarażonych. Rozumiem, że mogło to odbić piętno na jej pewności siebie, ale czemu twórcy postanowili ją pozbawić jej największej zalety w serialu? Właśnie dzięki temu, że jest taką twardzielką, wciąż da się ją tolerować. Najwyraźniej każdy może przechodzić kryzys, więc powinniśmy to zaakceptować. Jednak ta niewytłumaczalna obsesja na temat popisanych drzew była już przesadą. Sprawca wandalizmu i zniszczenia przyrody powinien zostać ukarany, a nie poniekąd przynieść bohaterce poczucie odkupienia czy zrzucenia z siebie psychicznego ciężaru. To był słaby motyw, w którym brakowało jakichkolwiek emocji. Powrócił Wes, którego wątek również nic ciekawego nie wniósł do fabuły. Może poza autoironią serialu, gdzie w rozmowie z Alicią wytyka jej, że zaraz będą dzielić się swoimi historiami i nie da się w to wciągnąć. Po czym opowiadają sobie najdramatyczniejsze wydarzenia ze swojego życia. Przez chwilę uwierzyłam, że w Fear the Walking Dead scenarzyści mają poczucie humoru i nie mają problemu ze śmianiem się z własnej konwencji. Niestety jedyne, co potrafią, to pisać scenariusze na kolanie, nieangażujące widzów w historię, nawet Wesa. A ta postać miała potencjał – zdążył się wyróżnić fryzurą na palemkę! Jednak ani odzyskanie książki, ani zabicie hordy zombie oraz złodzieja nie powodowało żadnych emocji. Już nie wspominając, że Strand w tym odcinku zupełnie przepadł przez chwilową ślepotę. Już wolałam, gdy był taki charakterny, co chwilę zmieniał zdanie i martwił się tylko o własną skórę, niż żeby był totalnie bezużyteczny i bezbarwny. O ile w wątku Alicii i pozostałych można doszukiwać się na siłę jakiejś logiki, tak u Morgana i Al żadnej nie uświadczyliśmy. Spotkanie z Loganem i jego ludźmi to jakaś farsa. Trudno zrozumieć, dlaczego banda uzbrojonych po zęby awanturników uważa za zagrożenie faceta z przepołowionym kijkiem. Zmierzyli się wzrokiem, pogadali, poprowokowali się werbalnie, ale cóż z tego, skoro rozeszli się w pokoju. Mieliśmy w obu serialach naprawdę wyrazistych złoczyńców, którzy nie patyczkowali się z naszymi bohaterami. Groźby nie były bez pokrycia. A Logan to zmarnowana szansa na solidnego antagonistę, który mógłby wprowadzić dużo zamieszania w poczynaniach grupy Alicii i karawany. Twórcy jednak wolą po raz kolejny wałkować temat rodziny Morgana i jego zwierzeń. Przecież zamknęliśmy go już tydzień temu! To kolejny dowód na to, jak w serialu nie panują nad fabułą, ani nad postaciami. Najnowszy odcinek Fear the Walking Dead jest tak słaby, że zniechęca do dalszego oglądania tego serialu. Twórcy serwują nam z tygodnia na tydzień coraz większy stek bzdur, a historia staje się stratą czasu. Nie wygląda to dobrze w perspektywie kolejnych epizodów. Nuda opanowała serial i nie zanosi się na poprawę. Potrzeba stanowczych zmian, a nie co odcinek „przemalowywać drzewo”, udając, że nastąpił przełom. Bo jeszcze trochę, a „drzewo” w postaci Fear the Walking Dead spróchnieje nam całkowicie. A tego byśmy nie chcieli.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj