Przyznam, że przed nowym odcinkiem Fear the Walking Dead obejrzałam jego promo, które wzbudziło moje wątpliwości. Widząc Petera Jacobsona z jarmułką na głowie, którego zawsze już będę kojarzyć z Taubem z dr. House’a, powodował duże obawy, co też twórcy tym razem wymyślili. Szczególnie, że ostatnie epizody był tragiczne pod względem scenariusza. Jednak niepotrzebnie się martwiłam, ponieważ odcinek był naprawdę niezły. Najważniejsze, że wątek z rabinem potraktowano mądrze i można powiedzieć, że był on godny nawet The Walking Dead. Serial ma to do siebie, że lubi różnorodność swoich postaci. Nie ma w nim granic pod żadnym względem: rasy, orientacji seksualnej, wyznania, pochodzenia czy nawet stopnia niepełnosprawności. I wcale nie wynika to wyłącznie z narzuconej poprawności politycznej, ale po prostu jest to bardzo w duchu komiksu i otwartości jego autorów. Mieliśmy w The Walking Dead już ojca Gabriela oraz muzułmanów, to teraz przyszedł czas na rabina w jego spin-offie. I trzeba przyznać, że obok tej ludzkiej strony jego historii, serial przybliżył nam nieco zwyczaje, rytuały i symbole judaizmu. I twórcy wcale nie podeszli do tematu stereotypowo, ale można wręcz powiedzieć, że miało to wartość edukacyjną. Największą siłą tego odcinka była postać Jacoba. Najpierw poznaliśmy go jako człowieka bardzo religijnego, przywiązanego do tradycji, aby później odkrywać krok po kroku prawdę o jego utracie wiary. I nie był to płytko przedstawione, lecz bardzo kompleksowo, jak na Fear the Walking Dead. Jego historia, choć całkiem podobna do Gabriela, bardziej poruszała, bo jeszcze mogliśmy w niej znaleźć szczyptę ironii. Pojawiły się w tym wątku również pytania o Boga, przeznaczenie, wiarę, ale nie tylko tą związaną bezpośrednią z religią. Serial wcale nie dał gotowej odpowiedzi bohaterom ani widzom. Przekaz jest tu bardzo ludzki i uniwersalny bez względu na wyznanie. Scenarzyści naprawdę się postarali! Obok rabina dużą rolę w odcinku odegrała również Charlie. Ta bohaterka często irytuje, ale tym razem jej dociekliwość sprawiła, że Jacob wyrósł na pierwszoplanową postać. Podobał mi się też jej upór w sprawie postoju konwoju w synagodze, który dorośli próbowali jej wyperswadować. Dzieci w apokalipsie zombie zachowują się jak dorosłe osoby, więc taka odmiana, gdzie dziewczynka naiwnie uparła się, że u rabina wszyscy będą bezpieczni było bardzo naturalne i prawdziwe. Smutek ogarniał, gdy Charlie i Jacob musieli odpuścić to miejsce na rzecz szwendaczy, aby szybko uratować June i Johna. Dla nich ta synagoga wiele znaczyła. Należy pochwalić twórców serialu, że w tak krótkim czasie zbudowali więź z tym niezwykłym miejscem. Nie można jednak zaprzeczyć, że wątek rabina był nieco przegadany. Więc żeby nie zanudzić niecierpliwych widzów, nie zabrakło w odcinku również akcji w wykonaniu June i Johna. Ich przejście między samochodami po drabinach nie było zbyt efektowne ani nie trzymało w napięciu. Szczególnie widząc, jak bohaterowie na dachu auta od niechcenia strzelali do zarażonych, tracąc naboje. Odbierało to całkowicie poczucie zagrożenia. Jedynie pomysł na ominięcie w ten oryginalny sposób zarażonych można uznać za interesujący. Zawsze to też jakaś nowość w serialu. Drugi wątek, który starał się pozyskać uwagę widzów, niestety nie zdynamizował odcinka. Ucieczka konwoju przed ludźmi Logana była nieporadna i pozbawiona emocji. A najbardziej rozczarowywała końcówka pościgu, gdy napastnicy szybko wycofali się, widząc opancerzony wóz June i Johna. Oczywiście później zostało to wyjaśnione, że specjalnie chcieli odciągnąć grupę od głównego celu Logana. Ale nie zmienia to faktu, że cała akcja została kiepsko nakręcona i rozwiązana w mało finezyjny sposób. Jedynym plusem całej sytuacji była postać Sary, która jest bardzo sympatyczna i bezpośrednia. Nawet jeśli scena nie wnosi nic nowego do historii, jak na przykład rozmowa z Dwightem, to ona potrafi nadać jej weselszego i bardziej pozytywnego tonu. To chyba ostatnia bohaterka, która nie straciła swojej wyrazistości i polotu. Chwała jej za to. Najnowszy odcinek był jednym z tych spokojniejszych, ale pod względem fabularnym ciekawił. Poważnie podszedł to kwestii wiary podczas apokalipsy zombie, mądrze przedstawiając historię rabina. Peter Jacobson wykonał tutaj dobrą robotę, wcielając się w tę tragiczną, ale rozumną postać. Epizod nie ustrzegł się wad, nie bardzo też emocjonował. Ale w porównaniu z poprzednimi tygodniami Ner Tamid jest miłą odmianą i daje nadzieję, że ten serial wciąż stać na nakręcenie po prostu dobrych odcinków. Oby najgorsze było już za nami w Fear the Walking Dead, bo końcówka sezonu zapowiada się intrygująco!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj