Trudno mówić o udanym powrocie Fear the Walking Dead po przerwie, a kolejny nowy odcinek też nie prezentuje się lepiej. O tyle dobrze, że skupiono się w nim tylko jednej grupie postaci, bez skakania między różnymi lokalizacjami. W końcu na ranczu zażegnano kryzys, więc zdecydowanie najciekawszym teraz wątkiem było wielkie spotkanie bohaterów, którzy nie widzieli się od dłuższego czasu. Ta perspektywa w pewien sposób ekscytowała, ale przebieg tego chwilowego zjednoczenia mocno rozczarował. Zanim jednak Madison, Walker i Strand dotarli do tamy musieli się jeszcze przedzierać przez kanały ściekowe pełne zainfekowanych. W dwóch poprzednich odcinkach pojawiło się na ekranie zaskakująco mało szwendaczy i momentami można było zapomnieć, że akcja serialu rozgrywa się podczas apokalipsy zombie. Twórcy chyba zdawali sobie z tego sprawę, więc już na początku epizodu zafundowali widzom kilka upiornych, żeby nie powiedzieć, obrzydliwych scen. Może te korytarze ściekowe same w sobie nie zapewniły przytłaczającej atmosfery grozy, ale poczucie klaustrofobii jak najbardziej. Poza tym już na sam widok tego monstra blokującego im przejście coś mogło się przewrócić w żołądku. Z kolei ćwiartowanie tego zombiaka przez Madison wyglądało makabrycznie i pod pewnymi względami wyjątkowo realistycznie. A sam grubas bardzo przypominał tego ze studni z drugiego sezonu The Walking Dead. Możliwe, że to nie jest przypadkowe podobieństwo, ponieważ chwilę wcześniej również oglądaliśmy znajomo wyglądające ujęcia, kiedy nasza trójka musiała przejechać cysterną przez autostradę zakorkowaną przez opuszczone auta i zainfekowanych. Trzeba przyznać, że survivalowiczom ze spin-offa poszło znaczniej lepiej niż grupie Ricka, ponieważ nikt nie został ugryziony, ani nie zaginął. Mimo że początek odcinka dostarczył trochę emocji, od niepokoju po obrzydzenie, to dalszy ciąg niestety niemiłosiernie nudził. Kiedy Madison, Walker i Strand dotarli do tamy wszyscy wpadli w wir negocjacji i rozmów. Każdy z każdym musiał zamienić słowo, nadrabiając zaległości lub przybliżając swój punkt widzenia na całą sytuację. Nie było by w tym nic złego, gdyby tylko te rozważania się tak nie wlokły. Najgorzej pod tym względem wypadały sceny Madison z Victorem, którzy nagle zapałali do siebie wielką przyjaźnią, a Strand stał się wręcz spowiednikiem i mentorem jasnowłosej bohaterki. Ta jego odmiana po nawiązaniu kontaktu z kosmonautą jest widoczna, ale niestety postać irytuje bardziej niż zwykle. Twórcy chyba zauważyli, że nie cieszy się popularnością wśród widzów, więc najwyraźniej szukają na niego nowego pomysłu, ale próba ocieplenia jego wizerunku w taki sposób nie wydaje się być dobrą drogą. Kto wie, czy to całe nagromadzenie rozmów między postaciami nie wpłynęłoby aż tak negatywnie na ocenę odcinka, gdyby nie jego końcówka. Podstęp był oczywisty i w żadnej mierze nie zaskakiwał. Najbardziej jednak denerwuje schematyczne rozwiązanie całej akcji, gdzie nasi bohaterowie kończą swoją misję pełnym sukcesem, a Lola bez żadnego cienia podejrzenia zgadza się na zawarcie z nimi umowy. Daniel ze Strandem rozegrali to chytrze, ale za łatwo osiągnęli swój cel. Twórcy stawiają na prostotę, gdzie dana akcja musi wywołać pożądany efekt, aby bohaterowie mogli ruszyć do przodu. Ale czy musi się to odbywać w tak okrutnie przewidywalny i trywialny sposób? Spowolnienie tempa wydarzeń w Fear the Walking Dead jest mocno odczuwalne, ale niestety nie przekłada się to tym razem na lepszą jakość odcinka i ciekawsze poprowadzenie fabuły. Tak jakby serial szukał nowej tożsamości, ale robił to po omacku i bez głębszej refleksji. Pozostaje nam czekać na kolejny tydzień, gdzie może doczekamy się w końcu satysfakcjonującego epizodu z dobrą i wciągającą akcją.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj