Fear the Walking Dead podtrzymuje swój antologiczny format, więc tym razem historia skupiła się na Sarze. Niespodziewanie odcinek przyniósł sporo emocji, ale wcale nie ze względu na akcję. Oceniam.
Czwarty odcinek
Fear the Walking Dead skupił się na postaci Sary, która obudziła się w forcie San Vicente. Ostatni raz widzieliśmy tę bohaterkę, gdy uciekała w helikopterze z przyjaciółmi przed falą uderzeniową z wybuchu głowic atomowych. Twórcy sprytnie wywinęli się z obowiązku wyjaśnienia, kim jest Armia Republiki Obywatelskiej za sprawą katastrofy maszyny, której też nie pokazano, zasłaniając się perspektywą rannej Sary. Ważne, że dowiedzieliśmy się, co dzieje się z Al, Danielem, Lucianą, Wesem i Charlie, którzy może w dalszej części sezonu też zasłużą na własne odcinki.
Sarah postanowiła za wszelką cenę odnaleźć Wendella, który przepadł bez wieści jeszcze w 6. sezonie. Na szczęście twórcy o nim nie zapomnieli i wykorzystali jego nieobecność do zbudowania fabuły wokół tych poszukiwań. To był świetny pomysł, ponieważ Mo Collins zasłużyła na własny odcinek. Wykreowała bardzo sympatyczną, empatyczną i zadziorną drugoplanową postać, która również wypowiada się w bardzo specyficzny i zabawny sposób. Dlatego ciekawa historia była gwarantowana. Również udaną decyzją okazał się powrót Demetriusa Grosse'a, który pokazał się z doskonałej strony w pamiętnym pierwszym epizodzie 6. serii, gdy grał Emile’a. Szkoda tylko, że twórcy przywrócili go do serialu tak ogranym i sztampowym motywem bliźniaka, który szuka zemsty za śmierć brata.
Natomiast fabuła tego odcinka całkiem dobrze się broni, dzięki Collins i Grosse’owi, ponieważ zagrali z wyczuciem, tworząc fajny duet. Bohaterka musiała zawrzeć z nim trudny pakt, który miał pomóc w odnalezieniu Wendella w zamian za wydanie Morgana. Ale to nie poszukiwania okazały się najciekawszą częścią epizodu, choć wątek człowieka okradającego żywe trupy oraz jego zagroda z zombie też intrygowała. To relacja między Sarą a Josiah, którzy kochali swoje rodzeństwo, była tym, co wyróżniało ten odcinek. Rzadko w tym serialu otrzymujemy takie ludzkie historie, które jeszcze tak dobrze rozwijają postacie. Szczególnie ta opowieść Sary, w której dowiedzieliśmy się jak została siostrą Wendella poruszała i wzbudzała ciepłe uczucia. Jednocześnie też wspaniale tłumaczyła, dlaczego z taką determinacją szuka brata. Ale nie wywoływałoby to tylu emocji, gdyby nie świetna Collins, która wlewa w rolę Sary tyle serca.
Jednak zanim bohaterka dogadała się z Josiah, musiała jeszcze stawić czoła zombie. Ta walka nie wyglądała zbyt widowiskowo, aż do czasu, gdy pojawił się Morgan, co rozkręciło akcję. Niestety, ranny został Rufus, którego ugryzła głowa Emile'a, co był tragicznym zbiegiem okoliczności. Wkradło się tu sporo fałszu, bo nie dość, że słabo tę scenę nakręcono to jeszcze Demetrius Grosse zagrał kiepsko rozpacz swojej postaci po psiaku. Nic tu nie zagrało, ale przynajmniej żal po zwierzęciu pozostał.
Ostatecznie Sarah, Morgan i Josiah chwycili się ostatniej nadziei i ruszyli sprawdzić, czy Wendell nie znajduje się w Wieży. Konfrontacja z pewnym siebie Victorem nie porywała, a ten mizerny konflikt z Morganem nie przekonuje. Poza tym trudno powiedzieć czy Strand nie kłamie, że brat Sary znajduje się w jego schronieniu. To też może być pewnego rodzaju skrót myślowy twórców, którzy nie musieli pokazywać, jak trafił do Wieży. Bardziej zwracają uwagę wielkie emocje siostry Wendella, która przeżywała swoją decyzję o pozostawieniu go w rękach Victora. Ostatecznie wszyscy rozeszli się w swoją stronę.
Jednak twórcy nie zakończyli odcinka tym w miarę pozytywnym akcentem. Zobaczyliśmy scenę z człowiekiem z wozu, który przewoził głowicę atomową dla niejakiego Arno. Czy to członkowie tajemniczej grupy złoczyńców, która atakowała głównych bohaterów? Może to być też ktoś powiązany z Alicią lub Padre. W każdym razie zapowiada się ciekawy wątek, w którym jeszcze nie powiedziano ostatniego słowa w kwestii nuklearnej apokalipsy.
Czwarty odcinek
Fear the Walking Dead był niezły, ale nie ekscytował, bo akcja rozwijała się spokojnym tempem, a fabuła była nieco naciągana. Ale aktorzy sprawili, że był on pełna emocji i to nie ze względu na akcję. Tym razem twórcy nie przejaskrawili poatomowego krajobrazu, co nie odwracało uwagi od treści epizodu. Oby kolejne epizody we wszystkich elementach trzymały przyzwoity poziom, bo jak na razie bywa z tym różnie i nie do końca czerpie się przyjemność z historii tego sezonu.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h