Fear the Walking Dead w odstępie tygodnia zaprezentował najgorszy i najlepszy odcinek 7. sezonu. Takie są uroki antologicznego formatu. Nie wiadomo, na co się trafi - jak w tym słynnym pudełku czekoladek. Nieszczęśliwie się tak złożyło, że widzom trafiły się właśnie takie skrajne epizody, które uwidaczniają braki w umiejętnościach twórców. Z drugiej strony, inna ekipa potrafi nakręcić dobry jakościowo odcinek, wykorzystując talenty aktorów, mimo że również mierzą się z wieloma słabościami scenariusza. Przynajmniej tendencja jest teraz zwyżkowa, żeby serial wyszedł z twarzą przed przerwą. Bo trzeba przyznać, że sytuacja malowała się w ciemniejszych barwach niż portret Stranda. Szósty odcinek skupiał się na Al, która doświadczyła kilku szczęśliwych chwil z Isabelle, ale wszystko zrujnował wybuch głowic nuklearnych. Bohaterka wróciła do swojego starego życia, ale też musiała stawić czoła żołnierzom Sojuszu, a także swoim uczuciom. Odcinek był bardzo chaotyczny. Twórcy torpedowali widzów urywkami z uwiecznionych nagrań Al z jej ukochaną, które nie łatwo było umiejscowić w czasie. Z kolei Morgan co chwilę pojawiał się i znikał z ekranu (wraz z Grace), szukając swojej przyjaciółki i próbując ją przekonać, że musi podążać za głosem serca. Przy okazji też wypytywał o Armię Republiki Obywatelskiej, co kwitowała stwierdzeniem „to skomplikowane” i zasłaniała się argumentem, że im mniej wie, tym lepiej. To irytowało. Jednak wydaje się, że w ten sposób twórcy po prostu bronili się przed udzieleniem konkretnych odpowiedzi, które można uzyskać w The Walking Dead: Nowy świat. Historia głównych postaci rozwijała się bez ładu i składu. Do tego działania żołnierzy z grupy szukającej Isabelle oraz osób mających z nią kontakt jeszcze bardziej mąciły w fabule, a także były pozbawione sensu. Ale przynajmniej dynamizowały akcję, gdy ścigali Al i Morgana pod wiaduktem pełnym samochodów, czy wtedy, gdy dopadli Morgana i Grace. Jednak najlepiej wypadła scena, w której bohaterowie użyli armaty do zabicia żołnierzy. Trzymała nieco w napięciu, ale przede wszystkim w niezwykle widowiskowy sposób kula armatnia rozerwała na strzępy napastników. Takich makabrycznych obrazków nie uświadczymy ani w The Walking Dead, ani w jego drugim spin-offie. To zaleta Fear The Walking Dead, bo tylko tu twórcy mogą pozwolić sobie pod tym względem na naprawdę wiele. Szokowanie krwią i flakami to dobry sposób na intensyfikowanie emocji. W końcu też o to chodzi w tego typu serialach. Natomiast jest coś niepokojącego w tym, że najbardziej pamiętnym momentem odcinka była masakra urządzona przez głównych bohaterów, a nie szczęśliwe zakończenie wątku Althei i Isabelle. Maggie Grace i Sydney Lemmon zagrały scenę z uczuciem, więc ich pojednanie budziło radość. Z kolei wcześniej Morgan przeprowadzał wywiad z Al, co spięło jej historię pewnego rodzaju klamrą. Szkoda, że dialogi nie zostały lepiej napisane, żeby pożegnać się z tą postacią w dobrym stylu. Bohaterka już nie pojawi się w tym sezonie, co zostało potwierdzone przez Andrew Chamblissa, showrunnera serialu. Skoro wyczerpały się pomysły na jej historię, to była to dobra decyzja, żeby już nie powracała.
fot. AMC
+7 więcej
Siódmy odcinek zanotował jakościowy skok w porównaniu z jego poprzednikiem. Wskazywał już na to sam początek, gdy Victor zażyczył sobie namalowania swojego portretu, który ukazywałby to, kim jest. A w międzyczasie odsyłał kandydatów do zamieszkania w Wieży, żeby ostatecznie wpuścić Morgana z dzieckiem, co oznaczało kolejną konfrontację między nimi. Niespodziewanie Wieżę zaatakowała grupa, która już wcześniej ich nękała. Poznaliśmy Arno, w którego wcielił się Spenser Granese. Aktor nieźle spisał się w roli złoczyńcy, choć nie zagościł zbyt długo na ekranie. Postać zagroziła detonacją brudnej bomby ukrytej w brzuchu zombie, co zwróciło uwagę Victora. Z kolei ciskanie szwendaczami z katapulty to kolejny nietypowy pomysł twórców, który powoduje raczej rozbawienie niż grozę. Mniej do śmiechu było Strandowi, który został otruty i musiał zaufać Morganowi, co później okazało się błędem. Natomiast warto podkreślić, że ta zdrada zaskakiwała, bo bohater nie dał po sobie poznać, że coś kombinuje. W zbudowaniu elementu zaskoczenia pomagała mała Mo, o którą troszczył się Morgan, co było logiczne i nie rzucało na niego nawet cienia podejrzeń. Z kolei Victor użył dziecka, żeby zabezpieczyć się przed nieuczciwym postępowaniem dawnego przyjaciela. W rezultacie oglądaliśmy dziwną scenę, w której Strand spuszczał dziecko na kablu do Morgana. Niby trzymała w napięciu, ale jej sens jest dyskusyjny (pomijając to, że wyglądało to sztucznie). Przynajmniej Colman Domingo i Lennie James zagrali solidnie, zachowując powagę, dlatego późniejsze odkrycie przez Victora, że Morgan go otruł, intrygowało ze względu na jego reakcję. Twórcy zastosowali skrót myślowy, gdy nie pokazali widzom, jak rzekomo Grace i Sarah zajęły się grupą Arno. Bez względu na to, w jakim stopniu Morgan i pozostali z nimi współpracowali, to pozbawiono widzów efektownych scen akcji. Jednak z perspektywy Stranda było to uzasadnione, ponieważ stracił przytomność. Szkoda tylko, że ostatecznie najbardziej widowiskowym wydarzeniem rozgrywających się w Wieży okazało się spuszczanie dziecka w szybie. Niestety, ani walka Victora z Morganem, ani negocjacje z Grace już nie emocjonowały. Siedem odcinków trzeba było czekać, żeby do historii wróciła Alicia. Na razie twórcy nie zdradzili, co ją spotkało w podziemnym bunkrze, a także kim są ludzie z obozu. Natomiast zapewnili widzom wybuchową końcówkę, w której doszło do detonacji brudnej bomby. Zapowiada się dynamiczny rozwój wydarzeń w kolejnym epizodzie, ponieważ bohaterowie będą musieli szybko ewakuować się z obozowiska. Szósty odcinek okrutnie męczył, ponieważ bałaganiarsko przedstawiona akcja nie angażowała, podobnie jak historia Al. Z kolei siódmy epizod rozwijał się interesująco, choć pojawiły się pewne zgrzyty (brak emocji u Grace godzącej się na zamieszkanie w Wieży). Za to Colman Domingo znowu miał okazję pokazać się z dobrej strony. Victor jako dyktator staje się coraz bardziej charyzmatyczny i przekonujący. Cieszy powrót Alicii, ale również Wendella, którego dawno nie widzieliśmy. Dzięki temu dobremu odcinkowi i jego zaskakującej końcówce na półfinał sezonu będziemy czekać ze niecierpliwością.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj