Akcja filmu rozgrywa się w V wieku naszej ery w Egipcie i opowiada historię znanej filozofki i astronomki, Hypatii. Kobieta nie jest wyznawczynią obecnych w owych czasach religii, ponieważ jak można zauważyć, umiłowała ona ludzki umysł. To właśnie dla niej jest największą wiarą, której oddała się bez reszty.

Wizualna strona filmu stoi na bardzo wysokim poziomie. Zdjęcia Xaviego Gimeneza udowadniają po raz kolejny, że Hiszpania ma bardzo utalentowanych operatorów. Potrafił uchwycić piękno architektury, subtelne emocje przy relacjach postaci, a także widowiskowe sceny pełne barbarzyństwa i przemocy. Nie obyło się nawet bez kilku eksperymentalnych chwytów, które wywierały pozytywne wrażenie. Scenografia i kostiumy również nie odbiegają poziomem od pracy operatora i dobrze oddają realia epoki. Amenabar także dobrze dobrał obsadę, która miała dużo pola do popisu w ciekawych, często dramatycznych scenach. Rachel Weisz jako Hypatia radzi sobie poprawnie, jak na jej klasę przystało - delikatnie odczułem niedosyt w jej ekspresji, przez co nie mogłem w pełni zaakceptować jej wizerunku silnej i inteligentnej kobiety. Oscar Isaacs wcielił się w postać Orestesa, który bez wzajemności darzy uczuciem Hypatię. Tutaj pokazał się z jak najlepszej strony, wznosząc się na wyżyny swojego talentu. Zaprezentował imponującą gamę emocji, dzięki czemu mógł się podobać. Momentami przypominał szaleńca, który zrobiłby wszystko, aby być z kobietą, w której się kocha. Niestety los chciał inaczej i widzimy powolną zmianę w Orestesie, który przez odrzucenie staje się powoli niechętny Hypatii. Szkoda, że dla Isaacsa to tylko jednorazowy wyczyn, bo w późniejszym "Robin Hoodzie" nie pokazał tego, co w "Agorze". Mniejsze wrażenie robił Max Minghella, który wydawał mi się zbyt niepewny, nawet przestraszony, jakby zastanawiał się, co on tam robi. Nie potrafiłem przekonać się kompletnie do jego przeobrażenia w bojownika za wiarę. Trudno ocenić, czy była to wina aktora, złego scenariusza, czy nieumiejętnej reżyserii. Na wspomnienie zasłużyła bez wątpienia muzyka Dario Marianelliego, która osadzona w etnicznym klimacie fantastycznie budowała napięcie, ilustrowała emocjonalne sceny czy po prostu pięknie brzmiała w tle. Chociaż zabiegi z użyciem etnicznych wokali nie są czymś nowym w tego typu produkcjach, Marianelliemu wyszło to dobrze.

Chociaż "Agora" narracyjnie jest zgrabnie i dobrze poprowadzona, znajdują się w niej lekkie dłużyzny. Można doszukać się kilku chwil, w których obraz zaczyna nudzić, a sceny te nie wnoszą nic specjalnego do rozwoju fabuły czy postaci.

"Agora" nie jest filmem lekkim. To ciekawa, brutalnie prawdziwa opowieść o fanatyzmie wszelkiego rodzaju. Tutaj Amenabar nie pokazuje wyraźnie, że chrześcijanie na początku swojej drogi mordowali pogan, prowadząc święte wojny. Nie próbuje na siłę udowodnić, że oni są czystym złem. Pokazuje, że poganie wierzący w starych bogów robią dokładnie to samo, walcząc z "epidemią" nowej religii. Żadna ze stron nie jest jednowymiarowa - każdy ma swoje powody, każdy oddaje się swojej religii w typowy dla fanatyka bezmyślny sposób. Dzięki temu Amenabar pokazuje światu, że wbrew tego, co mogą mówić media - nie wszyscy wyznawcy Islamu to fanatycy, terroryści, którzy chcą zabijać niewinnych. W każdej religii znajdują się charyzmatyczni ludzie, którzy prowadzą za sobą bezmyślne owieczki na rzeź. "Agora" to dobry, intrygujący film, który porusza ważny problem naszych czasów, a zarazem daje widzowi przyzwoitą rozrywkę. Takie właśnie powinno być współczesne kino,

Ocena: 8/10

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj