W 1. odcinku 4. sezonu serialu The Flash minęło kilka miesięcy od poświęcenia Barry'ego, który zniknął w więzieniu Speed Force. Wally, Cisco, Joe i Iris w jego zastępstwie stoją na straży Central City, zwalczając przestępczość. Jednak na ich drodze staje przeciwnik, z którym jeszcze nie mieli do czynienia. Antagonista chce za wszelką cenę zmierzyć się z Flashem, inaczej zrówna miasto z ziemią. Drużyna postanawia w tajemnicy przed Iris sprowadzić Barry'ego ze Speed Force. Cisco namawia do pomocy Caitlin, która wraca do zespołu. Razem udaje im się odzyskać przyjaciela, jednak nie jest już to ten sam Barry co poprzednio. Bardzo podobało mi się wykorzystanie w tym odcinku postaci Cisco i Caitlyn. Scenarzyści zrobili z młodego Ramona prawdziwego lidera zespołu  S.T.A.R. Labs pod nieobecność Flasha, co było strzałem w dziesiątkę. Cisco z charakterystycznym dla siebie luzem połączonym z wewnętrznymi moralnymi rozterkami, kierując się bardziej głosem serca niż głosem zdrowego rozsądku, wypadł najlepiej z całej drużyny. Był tutaj pewnego rodzaju spoiwem grupy, co oglądało się naprawdę nieźle. Równie dobrze wypadła także postać Caitlin, która tutaj została ukazana jako pracownica w pewnym podrzędnym barze pełnym podejrzanych typów. Fantastycznie wpasowała się po raz kolejny w zespół i stanowiła jego ważny fundament. Szczególnie świetnie wypadła interakcja pomiędzy jej postacią a Cisco, stanowiąca trzon i ciekawy element całego epizodu. Jednak najbardziej interesującym wątkiem, związanym z Caitlin, który mogliśmy zaobserwować w tym epizodzie, było ponowne pojawienie się jej alter ego, Killer Frost. Wygląda na to, że mroczna strona bohaterki nie odeszła na zawsze i jeszcze da o sobie znać. Zapowiada się coś ciekawego. Z drugiej strony bardzo słabo w nowym odcinku wypadła postać Iris, której pobudki i motywacje według mnie kompletnie nie były zrozumiałe. Z jednej strony kocha Barry'ego i nadal nie może pogodzić się z jego stratą, z drugiej strony stara się być szeryfem Central City stojącym na straży prawa i porządku, który nie dopuszcza do myśli opcji uwolnienia ukochanego ze Speed Force. Ta mieszanka emocji wypadła mało wiarygodnie. Do tego kiepsko wypada jako osoba, która próbuje kierować zespołem S.T.A.R. Labs, wprowadzając do drużyny pewną nerwowość i niepotrzebne napięcie, zachowując się tak, jakby była obrażona na cały świat. Źle wypada także relacja Iris z Barrym w tym epizodzie, która została ukazana w mało wiarygodny sposób, bez specjalnego zaangażowania w tę interakcję. Nawet impuls, który kazał Barry'emu uratować Iris, został przedstawiony bez cienia emocji i momentu, który sprawiłby, że zaczniemy kibicować tym bohaterom i ich miłości. Niestety za to należy się scenarzystom ogromny minus. Jednak twórcy postarali się przy ukazaniu procesu powrotu Barry'ego ze Speed Force do normalności. Bardzo interesujące było obserwowanie, jak Flash prezentuje swoje rozwinięte umiejętności. Ciekawe były też momenty, w których ukazane zostało jego nie najlepsze zdrowie psychiczne. Całość wyglądała jak dobra mieszanka elementów schizofrenii z pewnego rodzaju psychopatią, co dało ciekawy efekt. Niestety główny antagonista odcinka był kolejnym mało znaczącym przeciwnikiem, ale wynika to z tego, że twórcy bardziej postanowili skupić się na wątku odzyskania Barry'ego ze Speed Force. Jednak, jak się okazuje, tajemniczy samuraj był zwykłym robotem i elementem większej intrygi, ponieważ wprowadził nam on do serialu postać Thinkera, głównego antagonisty sezonu i jego genialnej inżynier. Zaprezentowanie nam tego czarnego charakteru wypadło naprawdę dobrze, to interesujący zalążek tego, co czeka bohaterów w reszcie sezonu. Premierowy odcinek 4. sezonu The Flash nie wystrzega się błędów, ale daje dobrą rozrywkę i ciekawie zarysowaną historię, która będzie rozwijana w kolejnych epizodach. Jak na razie zapowiada się przyzwoicie.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj