W nowym odcinku serialu The Flash Barry i Iris planują szczegóły swojego ślubu. Jednak w Central City pojawia się nowa meta, Becky Sharpe, której moc polega na tym, że ma ona ogromne szczęście, podczas gdy osoby w jej otoczeniu doznają wielkiego pecha. Z czasem fatum zaczyna także przenosić się na Barry'ego i jego bliskich. Team Flash musi powstrzymać kobietę zanim nieszczęście spotka całe miasto. Na Ziemię-1 powraca także dawno niewidziany Harrison Wells. Zaprezentowany nam w tym epizodzie antagonista tygodnia jest specyficznym rodzajem czarnego charakteru i przez to jest bardzo ciekawy. Twórcy w interesujący sposób pokazali na ekranie, że naprawdę całe zło wyrządzone przez domniemaną antagonistkę wynika z jej radości z posiadanego w końcu życiowego szczęścia. Becky nie jest typowym złoczyńcą, który dokonuje strasznych rzeczy z pełną  świadomością, robi to raczej w wyniku nieodpowiedzialności i euforii, co powoduje, że jest bardzo oryginalnym przeciwnikiem głównych bohaterów jak na standardy tego serialu. Jednak nie zmienia to faktu, że wątek ten oprócz samej postaci antagonistki nie robił najmniejszego wrażenia i nie został w dobry sposób rozwinięty. Po raz kolejny Team Flash, poza małymi trudnościami, w postaci Szkarłatnego Sprintera potykającego się na ulicy, nie miał żadnego problemu z zatrzymaniem Becky. Zresztą temu wątkowi jak i samej postaci poświęcono zbytnio mało czasu, skupiono się raczej na samym zjawisku pecha, co według mnie było błędem. Nowy epizod reprezentuje naprawdę miejscami dobry humor. Głównie polega on na żartach sytuacyjnych, często wchodzących w bardzo slapstickowy klimat. To ogląda się naprawdę nieźle, szczególnie, że do tej pory serial obniżał swoje loty jeśli chodzi o zawarty w nim humor. Najlepszym przykładem sceny, która znakomicie prezentuje slapstick w tym odcinku jest sekwencja finałowa w kasynie, podczas której Szkarłatnemu Sprinterowi przydarzają się naprawdę dziwne rzeczy począwszy od potknięcia Barry'ego na monetach na przygnieceniu przesz szyld skończywszy. Jednak gdy już odcinek zaczyna wchodzić w poważniejsze tony nie prezentuje się to kolorowo, a twórcy nie za bardzo czują poważniejszy klimat. Dialogi pomiędzy bohaterami są za mocno przepełnione patosem, wręcz w pewnych momentach ten poważny ton staje się karykaturalny. Zamiast dobrze wyważyć dramaturgicznie sekwencje, scenarzyści popadają  w skrajność. Świadczy  tym między innymi scena, w której Wally opowiada o swoim wyjeździe z Central City. Przybiera ona w pewnym momencie tak napełniony patosem klimat, że zaczyna to być sztuczne. Nad tym twórcy muszą popracować. Dobrym zabiegiem twórców był przywrócenie do Team Flash Harrisona Wellsa. Naukowiec świetnie uzupełnia zespół i tworzy ciekawą relację z Cisco, w której panowie walczą o to, kto wpadnie na lepszy pomysł i popiszę się naukową wiedzą. Jednak interakcja pomiędzy innymi postaciami nie wypadła już tak dobrze. Szczególnie relacje romantyczne Barry'ego i Iris oraz Joe i Cecile nie są przekonujące i na razie stanowią niepotrzebne wątki poboczne odcinka, hamujące tempo akcji i źle wpływające na jego narracje. Słabo jak zwykle prezentuje się także postać Wally'ego, który jest kompletnie bezbarwnym bohaterem. Najlepszym przykładem tego jest scena, w której Wally oznajmia o swoim wyjeździe, a reszta grupy nawet nie zauważyła, że był przez jakiś czas na Ziemi-2. Dostaliśmy także kilka głupotek fabularnych, z których najdziwniejszą jest ta z sześcianem zerwania. Ten pomysł twórców przerósł sam siebie, oczywiście  w tym negatywnym sensie. Nowy epizod The Flash daje nam kilka ciekawych wątków i niecodzienny, interesujący czarny charakter. Jednak cały czas twórcy nie mogą ustrzec się przed sporymi błędami, szczególnie w prowadzeniu narracji. Mam nadzieję, że to poprawi się w najbliższej przyszłości.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj