W premierowym odcinku 6. sezonu Flasha Barry i spółka muszą uporać się z tajemniczymi, czarnymi dziurami, które pojawiają się w przypadkowych miejscach w Central City. Trop prowadzi ich do pewnego, szalonego, młodego naukowca. W międzyczasie Barry i Iris starają się ukrywać przed resztą zespołu ich traumę po stracie Nory, jednak z czasem emocje dochodzą do steru. Natomiast Caitlin ma pewien kłopot z Killer Frost, która nie chce się ujawniać w pewnych niebezpiecznych chwilach. W tej sprawie postanawia jej pomóc Ralph. Zacznę od rzeczy, która niestety często mocno kuleje w tym serialu, czyli od antagonisty lub antybohatera tygodnia. Niestety tak jest i w przypadku tego odcinka. Chester, mimo że jest mimowolnym czarnym charakterem, to jednak został potraktowany (jak to w tej produkcji bywa) zupełnie po macoszemu. Ciekawy temat ze świadomością i niekontrolowaniem swojej mocy można było przekuć na kilka sposobów, jednak mam wrażenie, że scenarzyści wybrali najgorszy z nich. Bardzo skrótowy, wymuszony i po prostu słabo rozpisany wątek, o którym łatwo zapomnieć zaraz po seansie odcinka. Z samym wątkiem czarnych dziur wiąże się również kilka głupotek fabularnym, które aż rażą w oczy. Chodzi mi tutaj między innymi o scenę, w której Iris ratuje człowieka przed wciągnięciem przez czarną dziurę, ale sama stoi twardo na ziemi i niczego się nie trzyma. Kilka takich elementów przeszkadzało w oglądaniu. Wydaje mi się, że lepszym wyjściem byłoby zgłębienie wątku fałszywych Godspeedów. Jednak niestety tego nie zrobiono i tak właściwie nie wiem do tej pory, po co użyto tego elementu w dwóch pierwszych minutach serialu. Niezbadane są wyroki scenarzystów. Natomiast jest zdecydowanie lepiej, jeśli chodzi o głównego antagonistę pierwszej połowy sezonu, czyli Ramseya Rosso aka Bloodworka. Twórcy dobrze nakreślili jego wątek, tworząc człowieka, który chce pomagać ludziom, jednak przez to wchodzi na mroczną ścieżkę. Takie czarne charaktery są zawsze ciekawsze i mam nadzieję, że scenarzyści nie popsują go po drodze, co czasem im się zdarzało z głównym złym (czytaj Cicada). W tym momencie daje jednak plus i kredyt zaufania. Sam wątek Rosso w ciekawy sposób rezonuje na Caitlin i jej relację z Killer Frost. Trochę nie do końca scenarzyści postarali się, aby zbudować tę niepewność alter ego Snow i jej pobudki wydają się w pewnym momencie za bardzo pompatyczne i przejaskrawione. Jednak finalnie ten element wszedł na właściwe tory i ta silna relacja się obroniła. Jestem ciekaw, jak będzie prezentowała się Killer Frost, gdy dostanie zdecydowanie więcej czasu na ekranie. Często we Flashu miałem problem z ukazaniem relacji między poszczególnymi postaciami. Działo się tak, ponieważ twórcy zwykle wchodzili z nimi w rejony, gdzie przestawało się wierzyć w prawdziwość tych więzi. Jednak w tym odcinku według mnie trauma, jaka pojawiła się u Iris i Barry'ego,  zadziałała w punkt i można się było z nią utożsamić. Miejscami, podobnie jak w przypadku Killer Frost i Caitlin nabierała zbytniej pompatyczności i wchodziła w sferę mocnego umartwiania się. Jednak z czasem stała się ona bardziej przejrzysta i uniwersalna, nabrała jakiegoś rodzaju niewymuszonej szlachetności. Dlatego koniec końców stawiam ten wątek po stronie zalet, ponieważ dobrze zbudowano tę traumę ukrytą pod maską siły, jaka występuje u Iris i Barry'ego. Premierowy odcinek 6. sezonu prezentuje się nieźle w porównaniu do poziomu poprzednich epizodów, jednak muszę odjąć kilka punktów z oceny za rażące głupoty fabularne i słaby wątek związany z głównym, ale niejednoznacznym antagonistą. Jednak dobrze prezentuje się ukazanie pewnych relacji, w tym Killer Frost i Caitlin oraz wątek głównego czarnego charakteru. Jak dla mnie 6/10 w skali Arrowverse.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj