For the People to serial prawniczy wyraźnie bez ciągłej i spójnej historii. Te cztery odcinki pokazują, że nie ma tu ambicji na stworzenie wokół kariery młodych bohaterów czegoś, co by to spajało. A szkoda, bo widać, że drzemie w tym serialu potencjał na coś wyjątkowego, co przez sprawnie prowadzoną formę może stawać się rozrywką wartą czasu wymagającego serialomaniaka. Motywem ciągłym tego serialu jest rozwój bohaterów, który odbywa się równomiernie, sprawnie i zawsze jest związany ze sprawami kryminalnymi, jakimi się zajmują. Bez znaczenia, po której stronie barykady stoją. Każda ich decyzja, przemyślenia i doświadczenie kształtują nam postacie, które nie stoją w miejscu. Rozwijają się powoli, stopniowo i pozwalają obserwować dojrzewanie idealistów w świecie, w których ideały pierwsze umierają. Biorąc pod uwagę, że mamy sprawy poruszające tematy ambitne, uniwersalne i ważne, dostajemy serial, który chce być czymś więcej, niż zwyczajnym proceduralem prawniczym. Nie chce odgrzewać schematów bez większego sensu, ale chce wykorzystywać to, by dawać jakiś komunikat. By budować przesłanie, które może się podobać. Forma powoli się zazębia i nabiera tempa. Pierwszy odcinek nie prezentował tego, co widzowie lubią w produkcjach Shondalandu, czyli rozbudowanych dialogów często zahaczających o monologi. Scenarzyści musieli chyba złapać wiatr w żagle, bo z każdym odcinkiem to się rozkręca i to w dobrą stronę. Są momenty, gdzie aktorzy zaczynają czuć tę konwencję i wyciągać emocjonalnie z tych dialogów całkiem sporo. Są też sceny, gdzie szermierki słowne potrafią nadać serialowi rozrywkowy charakter. To czyni tę prawniczą opowieść czymś wartym uwagi, bo ta część serialu jest tym, co nadaje jej unikalności. Zauważyłem, że z każdym odcinkiem ogląda mi się ten serial lepiej. Poznajemy bohaterów, wyrabiamy sobie o nich zdanie i lokujemy swoje sympatię wobec ulubieńców i antypatię wobec tych, którzy na to zasługują. Każdy bohater ma swoje miejsce, swój czas, by zabłysnąć, dać nam do coś do zrozumienia i dojrzeć. Czy to w wątku Allison, która zajmuję się sprawą pirata, czy to w historii Setha, który podchodzi osobiście do firmy zatruwającej szkołę, do której chodził. Nawet Kate Littlejohn, najdziwniejsza z wszystkich bohaterów dostaje szansę wyjścia ze strefy komfortu i stania się kimś ciekawszych. Nawet jeśli robi to poprzez próbę otwierania się wobec kolegów czy homoseksualny romans. Jedynym totalnie antypatycznym bohaterem jest Knox, hiperpewny siebie przystojniak bez charyzmy, który staje się irytujący w swoich decyzjach i zachowaniu korposzczura. Tylko że nawet tutaj twórcy stają na wysokości zadania, pokazując jego słabość. Niewiele tego, ale zawsze coś. Po tych odcinkach For the People mogę powiedzieć, że polubiłem bohaterów, wykorzystanie konwencji z rozbudowanymi dialogami oraz sprawy kryminalne, które nie sprawiają wrażenia odgrzewania schematów z innych seriali gatunku. Nie jest to może najlepszy serial na ekranach, ale ma swoje momenty. Dobrze się go ogląda i czuć w tym potencjał na więcej, bo twórcy starają się zadawać ważne pytania o sprawiedliwość z obu stron walk sądowych. Nawet jeden z ważniejszych sędziów dostaje naprawdę sprawnie zrealizowany wątek, który pozwala pokazać ambicję scenarzystów, by była to rozrywka warta rozwagi.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj