Postać Frasiera Crane’a po raz pierwszy pojawiła się w trzecim sezonie Zdrówka, w którym aktor Kelsey Grammer wcielił się w inteligentnego bywalca tytułowego pubu. Początkowo miała być to tylko gościnna rola, jednak wypadła tak dobrze, że stała się dość ważną częścią fabuły. Gdy sitcom został zakończony, producenci postanowili zaryzykować i dać Frasierowi jego własny serial. Nasz bohater po rozpadzie małżeństwa opuścił Boston i przeprowadził się do Seattle. Postanowił zaopiekować się ojcem i przyjął pracę w lokalnej stacji radiowej – prowadził własną audycję i powoli stawał się wielką gwiazdą. Produkcja okazała się hitem ze względu na świetnie napisane postaci i jeszcze lepsze kreacje aktorskie, m.in. Davida Hyde Pierce’a czy Johna Mahoneya. Zakończyła się po 11 sezonach, czyli 264 odcinkach. Teraz platforma Paramount+ przypomniała sobie o tym bohaterze. Problem polega na tym, że oprócz tytułowego doktora nikt inny z obsady do historii nie powrócił. Przynajmniej na razie. Punkt wyjścia jest dość prosty. Frasier przyjeżdża z wizytą do Bostonu. Odwiedza swojego syna Freddy’ego (Jack Cutmore-Scott) i daje gościnny wykład na uczelni, na której pracuje jego przyjaciel, profesor Alan Cornwall (Nicholas Lyndhurst). W wyniku pewnych wydarzeń nasz bohater postanawia osadzić się w tym mieście na stałe i odbudować więzi z pierworodnym. Z przykrością stwierdzam, że jedyny pomysł, jaki przyświecał powstaniu tego sitcomu, to przywrócenie na ekran Frasiera. To proste żerowanie na nostalgii starych widzów, którzy z sympatii do Grammera włączą produkcję i… będą mocno rozczarowani. To nie jest Frasier, którego znamy i kochamy. To jakaś tania imitacja. Przecież doktor jest wyedukowanym, sztywnym, ale empatycznym mężczyzną. Wersja, którą teraz dostajemy, to mocno oderwany od rzeczywistości, wyluzowany facet, szukający swojego miejsca na świecie. Gdy oglądałem dwa pierwsze odcinki, czułem dokładnie to samo, co przy spin-offie Przyjaciół, czyli Joeyu. Niby postać nazywa się tak samo, ale zachowuje się zupełnie inaczej. Niby aktor ten sam, ale – bez wsparcia reszty oryginalnej obsady – inaczej gra. Jakby Kelsey Grammer zapomniał, jak zachowuje się doktor, w którego wcielał się ponad 15 lat. Do tego wszystkiego scenariuszowi brakuje błyskotliwego poczucia humoru, z którego słynęło Zdrówko, a także Tylko głupców i koni. Twórcy nowej wersji są zagubieni. Nie bardzo wiedzą, co mają z tym bohaterem zrobić. Nawet partnerujące mu osoby są straszne. Jack Cutmore-Scott wcielający się we Freddy’ego kompletnie sobie nie radzi – bardziej irytuje, niż bawi. Podobnie jest z Eve Jess Salgueiro, grającą jego współlokatorkę. Albo aktorzy nie mają talentu komediowego, albo scenarzyści nie potrafią go z nich wydobyć. Jedynie weteran komedii, Brytyjczyk Nicholas Lyndhurst, znany z kultowych Tylko głupców i koni, potrafi wyciągnąć z tego scenariusza kilka gagów i spowodować, że widz się zaśmieje. To stanowczo za mało. Obsada została na siłę rozbudowana, ale takimi postaciami, które, przynajmniej w pierwszych dwóch odcinkach, praktycznie nic nie wnoszą do historii i jedynie tworzą sztuczny tłok na ekranie. Mowa o Davidzie, czyli synu Nilesa i Daphne, oraz pani rektor uczelni Olivii, granej przez Toks Olagundoye. Bohaterowie są zbędni w obu historiach rozpoczynających ten sezon.
materiały prasowe
Nie będę zdziwiony, jeśli Frasier nie doczeka się kontynuacji. Może nawet dotrą do nas informacje, że Paramount+ zrezygnuje z niego w połowie pierwszego sezonu. Jest to nudny serial, który nie potrafi wykorzystać potencjału postaci czy występujących w nim gwiazd. Jakby twórcy myśleli, że samo pojawienie się na ekranie kultowego bohatera wystarczy, by projekt odniósł sukces. Boleśnie przekonają się, że trzeba czegoś więcej. Niestety produkcja dołączyła do dość długiej listy nieudanych powrotów po latach.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj