"Worlds Apart" tylko potwierdza tę regułę. Może zaskoczenie w tym odcinku nie jest aż tak oczywiste, ale po czterech latach czuć, że twórcy nadal utrzymują fabularną i wciągającą głębię. Pewne rzeczy, jak "dzieci cortexiphanu" wracają jak bumerang i nie są to typowe "odgrzewane kotlety", a świetnie pasujące części układanki, które się idealnie zazębiają. Ponadto twórcy nie tkwią w jednym schemacie, ale serwują nam różne rozwiązania. Ten kto myślał, że już do końca sezonu będziemy się fascynować amfilicytem był w ogromnym błędzie. Po raz kolejny scenarzyści pokazują, że jest wiele różnych ścieżek, które pozwalają dojść do określonego celu. Ta różnorodność jest niezwykłą siłą i potencjałem, który Fringe wykorzystuje w pełni.

Inną faktem, na którym warto zwrócić uwagę jest postać Davida Roberta Jonesa. Choć nie ma go w odcinku, to gra jedną z głównych ról. Możemy poznawać go wciąż na nowo. Nie jest to typowy szaleniec. Raczej geniusz, który nieco zagalopował się w swojej wizji świata. Mimo wszystko imponuje mi jego sposób działania, nieszablonowe rozwiązania, czy też brak obecności, a jednak prawie namacalny wpływ na rozgrywające się wydarzenia. To zaiste wielka sztuka tak zaprezentować sylwetkę bohatera, fascynującego widza z odcinka na odcinek. Wziął się praktycznie znikąd, ale tutaj po raz kolejny widać dalekowzroczność twórców, którzy umiejętnie korzystają z dobrze przygotowanych fundamentów.

[image-browser playlist="602971" suggest=""]
©2012 FOX Broadcasting Company

Na tym jednak nie koniec. Poza zwykłymi sprawami z pogranicza ludzkiego poznania, scenarzyści uchwycili także tę drugą stronę serialu, która nie zawsze była na pierwszym planie, ale zawsze była integralną, nierozerwalną jego częścią. Uczucia, emocje, relacje i muzyka, bo o tym mowa. Wszystko to, po raz kolejny otrzymaliśmy w dobrze wyważonej dawce. Nie za dużo, nie za mało, tak, żeby się dało to zauważyć, ale nie zdominowało odcinka. Pokazany został wyjątkowy charakter tego sezonu, który opierał się na współpracy dwóch światów. Pokazana została przemiana jaka zaszła w bohaterach. Od wrogiego nastawienia, do wstępnej akceptacji, a nawet w niektórych przypadkach, do stworzeniach nowych, intrygujących więzi. Coś tak normalnego, a jednocześnie, jakże interesującego. Mimo to świetnie zrealizowane i podkreślone przez dobrze dobraną muzykę autorstwa Michaela Guacchino.

Mimo aż tylu różnorodnych wątków, twórcy Fringe nie zapomnieli o najważniejszym – że to już prawie koniec sezonu. I te wszystkie, wcześniej wymienione elementy połączyli razem i ukierunkowali wyraźnie w kierunku finału, który po "Worlds Apart" jawi się jako niezwykle dramatyczny i emocjonujący. Nie trudno dostrzec, że problemy z jakimi musieli się już zmierzyć bohaterowie oraz decyzje jakie musieli podjąć były bardzo trudne i kosztowne. A będą jeszcze trudniejsze, gdyż czeka ich walka o przetrwanie, walka o życie, o drugą stronę i wreszcie o samych siebie. Natomiast dla nas widzów będzie to niezwykle ciekawe z kilku powodów. Zobaczymy, jak to, co widzieliśmy przez cztery sezony skulminuje się w jednym momencie oraz poznamy finał tych dramatycznych wydarzeń. Czy można chcieć czegoś więcej? Może i twórcy nie udzielili nam odpowiedzi, które obiecywali, ale czy to co proponują obecnie, nie jest równie interesujące?

[image-browser playlist="602972" suggest=""]
©2012 FOX Broadcasting Company

Fringe niewątpliwie zachwyca, a jednocześnie daje powiew świeżości, łącząc wszystko w jedną całość, umiejętnie bawiąc się wątkami, przeplatając je, łącząc, dzieląc i co chyba najważniejsze - grając na uczuciach widza. Ten wciąż może czuć zainteresowanie, napięcie i niepewność, w obliczu tego co przyniesie serial. Oczywiście, w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Czy jednak, nie tak było od zawsze?

Ocena: 9/10

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj