Tytułowy gabinet osobliwości to niezwykły i imponujący mebel pełen szuflad, skrytek i schowków, w których znajdują się różne eksponaty, księgi czy obrazy. Na początku każdego odcinka serialu słynny twórca horrorów Guillermo del Toro przedstawia jeden przedmiot z kolekcji, który symbolizuje temat, jaki zostanie podjęty w danej historii. Bo w produkcji Netflixa nie mamy do czynienia z ciągłą fabułą, lecz ośmioma oddzielnymi opowieściami grozy. Takie rozwiązanie od razu wzbudza zaciekawienie, a także stanowi pomysłowe wprowadzeniem do epizodów – jakby del Toro wyrażał w ten sposób swój szacunek do widzów, a także reżyserów poszczególnych odcinków. Dwa pierwsze odcinki Gabinetu osobliwości Guillermo del Toro przedstawiają najkrótsze historie w całej kolekcji osobliwości. Skrytka 36 (reż. Guillermo Navarro) opowiada o mężczyźnie, który chce sprzedać okultystyczne przedmioty z zakupionego składziku. Ale zanim dojdzie do wzbudzającego gęsią skórkę odkrycia, mija aż 3/4 epizodu. Dopiero w końcówce akcja przyspiesza, powodując dreszczyk emocji. Niestety szybko się urywa, a epizod pozostawia z poczuciem niedosytu. Po prostu dużo czasu poświęcono na zbudowanie historii, zarysowanie interesujących postaci i świata, że chciałoby się go dłużej eksplorować i sprawdzić, co wydarzyłoby się dalej. Drugi odcinek, za którego kamerą stanął Vincenzo Natali, jest jeszcze krótszy od pierwszego, ale za to akcję rozkręca bardzo sprawnie. To stylowa gotycka historia, która ma nieco groteskowy charakter. A wszystko dzięki świetnej roli Davida Hewletta, który wciela się w hienę cmentarną. Bohater wpada do podziemnego labiryntu pod bogatym pochówkiem. Jego przerażone krzyki wywołane stojącymi mu na drodze gryzoniami i innymi stworami powodują jednocześnie rozbawienie oraz przerażenie. To również zasługa klaustrofobicznej atmosfery i otaczającej go ciemności oświetlanej tylko przez latarkę. Pod względem rozrywkowym to jeden z najlepszych epizodów tego sezonu, bo wywołuje emocje. To dwuodcinkowe otwarcie serialu nie jest zbyt oszałamiające, więc nie zdziwi to, że niektórzy widzowie nie będą mieli ochoty kontynuować przygody z Gabinetem osobliwości Guillermo del Toro. I niestety dalsza część serii nie ma zbyt wielu lepszych historii do zaoferowania. Ale są wyjątki.
fot. Netflix
Perełką tego sezonu jest trzeci odcinek pt. Autopsja, którego reżyserem jest David Prior. Opowiada o szeryfie, który bada sprawę morderstwa. Z tego powodu, że dochodzi do serii krwawych zdarzeń, wzywa swojego dawnego kolegę koronera (znakomity F. Murray Abraham), aby pomógł mu w rozwiązaniu zagadki. Emocje w tym epizodzie są dobrze wyważone, a tajemnica ciekawi. Do tego, jak na horror przystało, nie brakuje makabrycznych i obrzydliwych scen, głównie związanych z obrazowo pokazanymi autopsjami. To odcinek pełen klimatu i grozy. Ma też ciekawe rozwiązanie zagadki. W sezonie znajdują się także takie odcinki, które są bardzo specyficzne, ponieważ można je określić psychologicznymi horrorami. W Outsiderce od Any Lily Amirpour straszy kremik do ciała, który wywołuje niepokojącą przemianę w bohaterce. Niestety o jakimkolwiek dreszczyku emocji można zapomnieć, bo historia dłuży się niemiłosiernie. Ale na pochwałę zasługuje bardzo dobra Kate Micucci w głównej roli. Z kolei w odcinku zatytułowanym Prezentacja w reżyserii Panosa Cosmatosa, który wyróżnia się niezwykłą stylizacją na lata 70., również możemy zapomnieć o dynamicznym rozwoju fabuły. W nim pewien ekscentryczny bogacz zaprasza do swojej rezydencji czworo wyjątkowych gości, aby pokazać im coś niezwykłego. Niesamowity oldskulowy klimat tego epizodu, wspaniała muzyka oraz dość makabryczna końcówka nie rekompensują tego, że po prostu okrutnie nudzi. Obronną ręką z tych nietypowych historii wychodzi odcinek Dzieło Pickmana. W nim próbkę swoich umiejętności pokazuje Ben Barnes, który gra studenta uczelni artystycznej. Nie ustępuje mu pola Crispin Glover, który idealnie nadaje się do ról dziwaków wzbudzających niepokój. Mężczyzna pokazuje głównemu bohaterowi swoje wymyślne prace, które przerażają go na tyle, że zaczyna tracić kontakt z rzeczywistością. Fabuła intryguje, ale końcówka budzi mieszane uczucia ze względu na zastosowanie praktycznych efektów specjalnych, które troszkę burzą pozytywny efekt. To się tyczy również pozostałych epizodów – wyglądają dobrze, ale czasem jest to poziom horroru kina klasy B. Mowa tu w szczególności o odcinku Szczury cmentarne, bo niektóre stwory wyglądały po prostu śmiesznie.
fot. Netflix
+10 więcej
Z CGI w Gabinecie... bywa różnie, ale raczej jest ono poprawne. Efekty komputerowe prezentują się nierówno w szóstym odcinku pt. Koszmary w domu wiedźmy od Catherine Hardwicke. Gadający szczurostworek irytował, a także wyglądał źle pod względem wizualnym. Dobrze, że praktyczna scenografia i pozostałe elementy zostały dopracowane, dzięki czemu odcinek był mroczny. Sama historia nie grzeszyła oryginalnością ani nie wzbudzała emocji. Przynajmniej Rupert Grint aktorsko dawał z siebie wszystko – on był w tym epizodzie najjaśniejszą postacią, której się kibicowało. Sezon kończy odcinek pt. Szmery w reżyserii Jennifer Kent, który łączy dramat i klasyczny horror z nawiedzonym domem i oklepanymi sztuczkami do straszenia widzów. Przynajmniej Essie Davis i Andrew Lincoln zagrali z dużym wyczuciem, ponieważ dzięki nim postacie stały się bardziej wielowymiarowe. Natomiast nie można tu mówić o zakończeniu sezonu z wielką pompą. W Gabinecie osobliwości Guillermo del Toro każdy na pewno znajdzie choć jedną historię, która wzbudzi emocje i zapadnie w pamięć. Odcinki są różnorodne pod względem stylu, a także rozgrywają się w innych okresach, ale widoczne jest zamiłowanie do przeszłości, gotyku i naturalistycznych horrorów. Sezon jest jednak nierówny, bo groza jest dawkowana w różnych ilościach i natężeniu. Piękna muzyka w każdym odcinku odgrywa znaczącą rolę, budując odpowiedni klimat. Casting też wydaje się trafiony, nie bazuje tylko na ładnych twarzach czy znanych nazwiskach, lecz na umiejętnościach. Gabinet osobliwości... nie jest porywającym serialem i na pewno nie wprowadzi rewolucji w horrorach za sprawą swojego formatu. Jednak w sam raz nadaje się do tego, aby poczuć atmosferę Halloween.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj