Godzilla Singular Point proponuje zupełnie inny pomysł na przedstawienie historii potworów. Mamy tajemnicę ich nagłego pojawiania się na świecie, która świetnie buduje zainteresowanie pierwszymi odcinkami sezonu. Zwłaszcza że podjęto szereg decyzji, totalnie zbijających z tropu jak choćby fakt, że Rodan nie jest gigantycznym potworem, tylko armią zwykłych dinozaurów. Czuć więc inne podejście, które potrafi zaangażować i pokazać odpowiedni poziom kreatywności. Szkoda, że starczyło jej tylko na kilka odcinków. Tak jak początkowo fabuła potrafiła zainteresować, tak od połowy sezonu twórcy włączyli pseudonaukowy bełkot, którzy przejął większość opowiadanej historii. Tym samym jako widzowie jesteśmy non stop wybijani z rytmu i dosłownie zanudzani na śmierć. Kolejne odcinki w kółko powtarzają ten bełkot, nie dając już rozrywki i przedłużając dialog w nieskończoność. To zaczyna totalnie przytłaczać cały serial i marnować wszystko, co dobrego zbudowano na początku. Gdyby obok tego było coś więcej, jakaś forma rozrywki czy emocjonalny wydźwięk, można byłoby przymknąć oko, ale jeśli tego typu dialogi zaczynają dominować w każdym odcinku, staje się to nie tylko męczące, ale zwyczajnie nudne. Ogląda się to z coraz większym trudem i to pomimo krótkiego czasu trwania odcinków. Można też dywagować, czy jest w tym jakikolwiek sens, a po seansie można odnieść wrażenie, że twórcy mogli sami się w tym zbyt mocno zagubić. Przez to druga część sezonu jest zagmatwana i niezrozumiała, co przytłacza wszystkie dobre rzeczy, jakie na ekranie się pojawiają. W końcu Jet Jaguar, czyli robot, który podobnie jak w japońskich filmach ma walczyć z potworami, daje wiele dobrych i efekciarskich scen. Czy to w porcie z pająkami, czy to w finałowej batalii. Ta warstwa serialu może się podobać, bo daje trochę akcji w konwencji anime, co w połączeniu z dobrą animacją potworów przynosi pożądany efekt. Zwłaszcza że całkiem efekciarsko wykorzystuje się animację komputerową, która dobrze współgra z tradycyjną. Problem jednak będą mieć fani japońskich filmów aktorskich, bo koncept wizualny odtwarzania kultowych stworów pozostawia zbyt wiele do życzenia. Jak Rodan czy Anguirus wygląda nieźle, tak Godzilla kompletnie nie przypomina samego siebie. A wręcz podejście do rozrysowania jego paszczy otwierającej się prawie pionowo wygląda groteskowo i kuriozalnie. Kreatywność jak najbardziej, ale trudno dostrzec w tym Godzillę. To podobna profanacja kultowego wizerunku jak w hollywoodzkim filmie z 1998 roku, ale trochę na innym poziomie. Problem jest też fakt, że pojawia się tylko na chwilę w kilku odcinkach, ale wbrew pozorom nie zostało to tak świadomie i efektywnie wykorzystane jak w filmie Godzilla z 2014 roku. Wisienka na tym niestrawnym torcie jest brak jakiejkolwiek osobowości potworów. Zaproponowano widzom bezmyślne zagrożenie, z którego niewiele wynika.
Netflix
 Trudno powiedzieć coś naprawdę dobrego o serialu Godzilla: Singular Point. Zbyt luźne podejście do przenoszenia znanych elementów do nowej konwencji pozostawia zbyt wiele do życzenia i budzi niesmak, bo proponowane pomysły nie są na tyle atrakcyjne, by to nie przeszkadzało. Do tego mamy dość nudnych, stereotypowych bohaterów, którym brakuje charakteru i wyrazistości. Nie ma tutaj komu kibicować, bo całej historii towarzyszy obojętność i brak werwy. Jeśli powstanie 2. sezon, trudno tutaj doszukiwać się światełka w tunelu. Kolejna próba stworzenia dobrego anime w świecie Króla Potworów zakończyła się podobnym nieporozumieniem.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj